[14] THE DATE

140 12 1
                                    


Milena Turnan

Odniosłam wrażenie, że wszyscy skorzystali z czasu wolnego i wyszli na miasto. Słyszałam, jak sam trener umawiał się z resztą sztabu na "mini" meczyk na hotelowym korcie.

Razem z Sebastianem spacerowaliśmy dość bezcelowo po ulicach, ponieważ nie obraliśmy konkretnego celu. Na samym początku trafiliśmy na sklep z lodami, do którego kolejka była ogromniasta, ale bardzo szybko to szło, więc stwierdziliśmy, że postoimy.

- A dla was? - spytał starszy, siwowłosy męczyżna z tak szerokim uśmiechem, że jego wąsy prawie stykały się z jego oczami. Znałam drobne podstawy hiszpańskiego, a portugalski jest podobny, dlatego mogłam go zrozumieć i również znałam smaki lodów. Było one przeróżne, od zwykłych, truskawkowych, przez "ciastowe", aż po serowe i alkoholowe.

- Ja poproszę gorgonzolę, Jim Beam i beze - odparłam. - A dla ciebie? - zwróciłam się do swojego towarzysza.

- Maracuja, cheedar no i może to coś - odpowiedział wskazując pokolei mężczyźnie smaki lodów. Być może nieświadomie, ale podobnie, jak ja, wybrał lody o smaku alkoholu.

Po chwili oboje dostaliśmy swoje zamówienie i, gdy chciałam zapłacić, blondyn wykonał niespodziewany ruch kartą i przyłożył ją do terminala. Pokręciłam głową, ale nie miałam zamiaru się już więcej odzywać.

- Mmm... Te lody są wyśmienite! - powiedział liżąc zieloną gałkę, którą miał na samym wierzchu wafelka. Miał totalnie racje, bo te smaki, chociaż dziwne, to były przepyszne!

Dotarliśmy na taki mały plac w sercu Ponty, który śmiało mogłam określić mianem rynku. Kręciło się tutaj masę turystów, większość rzeźb i pomników było zajętych przez "paparazzich", ale udało nam się zrobić kilka fajnych fotek i ruszyliśmy w naszą małą podróż dalej. Oboje zdecydowanie nie byliśmy koneserami architektury...

Minęliśmy most, ale i tutaj było mnóstwo turystów, dlatego nawet się tam nie zatrzymywaliśmy. Zresztą, Seba znalazł wyśmienite miejsce i akurat dostrzegliśmy jedną, jedyną wolną ławkę. Dopiero kiedy usiedliśmy, mieliśmy okazję porozmawiać o czymś innym niż ten projejkt i jego otoczka. Szymański dał się poznać z tej trochę innej strony, bardzo prywatnej, ale i ja też przed nim nic nie ukrywałam. Trochę zabolało mnie to, gdy powiedział, że wszyscy mają mnie za sztywniarę, ale fakt, sama na to zapracowałam.

- Ja raczej zatrzymałam się na etapie technikum, czy coś - próbowałam się bronić, chciaż wcale nie kłamałam, jakby to mogło brzmieć. - Cieszą mnie takie głupoty i to naprawdę.

- Przecież nie jesteś stara, masz dwadzieścia lat - odparł blondyn. - Ja też jeszcze czuje się nastolatkiem i dobrze mi z tym.

- Fakt, ale w Maladze bardzo mnie strofowali, że nie powinnam okazywać tego, jaka jestem i przybrać coś na kształt maski, elegancji i takie tam pierdoły.

- Mieszkałaś w Hiszpanii?

- Bycie ekonomistą nie było tym, co chciałam w życiu robić - parsknęłam. - Od małego grałam w siatkówkę, dostałam się do drużyny wojewódzkiej, a później to już była propozycja obozu, która przekształciła się w kontrakt. Miałam trzynaście lat, dasz wiarę?

- Woah, to co ty tu robisz? - spytał zdziwiony.

- Byłam kapryśna, fakt, ale nigdy nikomu nie ubliżyłam, nigdy dla nikogo nie chciałam być wrogiem, a mimo to dziewczyny nie za fajnie mnie przyjęły. Mi się wydaje, że one sądziły, że jestem w stanie którejś z nich odebrać opaskę, bo akurat wtedy trwała między nimi walka i ja się w nią włączyłam - odpowiedziałam. To byŁ mimo wszystko dla mnie ciężki temat, bo to wszystko, co tam się stało zaważyło tak naprawdę na mojej przyszłości. - Jedna z nich nienawidziła mnie do takiego stopnia, że do mojej torby włożyła wielgachnego pająka, a ja tak okropnie się ich boję. Wyobraź sobie, że przez tydzień płakałam, bo normalnie czułam, jak to włochate gówno chodzi mi po rękach.

PONTA DELGADA  II reprezentacja PolskiDove le storie prendono vita. Scoprilo ora