Rozdział 31 - Para Tygodnia

230 18 42
                                    

Dziewczyna przemknęła za jeden z wielu gigantycznych regałów i przylgnęła plecami do opuszczonych książek. Wychyliła głowę w obawie, iż kogoś przyłapie na śledzeniu, ale nikogo w pobliżu nie było. Rozmiary biblioteki sprzyjały w unikaniu ludzi.

— Hermiona! — Usłyszała ostry szept po prawej stronie. Nikogo jednak nie dostrzegła, więc na palcach pokonała całą długość alejki i stanęła przy jej końcu. Wtedy ktoś chwycił Gryfonkę za rękę i pociągnął w lewo, znikając między kolejnymi regałami. Zachichotała niekontrolowanie, a nogi nastolatki zaplątały się, przez co od razu wpadła w upragnione ramiona.

— Uwielbiam te labirynty — wyznała równie cicho, zadzierając głowę, by móc spojrzeć w oczy Ślizgona.

— Mnie to już męczy — mruknął, a zaraz po tym złączył ich wargi. Hermiona westchnęła, zaciskając palce na koszuli blondyna.

— Chcesz wyjść do ludzi? — zapytała z figlarnym uśmieszkiem, odsuwając się zaledwie o milimetr. Z jakichś powodów nie potrafiła już myśleć o niczym innym niż o obecności Draco, ani też przybrać żadną inną minę niż szeroko rozciągnięte wargi i iskierki szczęścia w oczach.

— Chcę wyjść gdziekolwiek indziej — oparł swoje czoło o jej — poczuć się jak prawdziwy zakochany nastolatek, a nie jak stary grzesznik zdradzający żonę.

Śmiech Hermiony boleśnie przeszył ciszę biblioteki na to porównanie. Blondyn także po chwili parsknął niekontrolowanie, zapominając na moment o tym, co miało miejsce kilkanaście minut wcześniej. Rozterki tak łatwo go opuszczały, gdy przebywał w towarzystwie radosnej Gryfonki.

— Ewidentnie masz coś za uszami — rzuciła żartobliwie brunetka — co się wydarzyło w czasie tej przerwy świątecznej?

Zanim chłopak odpowiedział, dokładnie zlustrował twarz dziewczyny. Zupełnie jakby chciał zapamiętać każdą rysę, drobną skazę, miejsce jaśniejszych i ciemniejszych cieni w tęczówkach jej oczu. Linie twarzy, kontur ust, blask włosów. Przez jego głowę przemknęła myśl, że z jego winy może to za niedługo stracić. Dreszcz przebiegł mu po plecach. Obiecał sobie, iż zanim o cokolwiek poprosi, zapewne niszcząc przy tym ich relację, postara się o jak najlepsze wspomnienia. Błogie chwile, do których będzie wracał bez opamiętania, zadając sobie tym samym coraz większy ból. Masochista.

— Nic, o czym powinniśmy teraz rozmawiać — rzucił z bladym uśmiechem — po prostu dwa tygodnie to całe czternaście dni na myślenie. I takie różne refleksje mnie naszły.

Mała zmarszczka pojawiła się między brwiami dziewczyny, ale uśmiech nadal nie zniknął z rozpromienionej twarzy. W tym momencie Gryfonka już nawet nie pamiętała o incydencie w pociągu. Jakie to miało znaczenie? Zupełnie żadne.

— I na co wpadłeś? — zapytała prześmiewczo, również uważnie badając twarz chłopaka. Z lekkim bólem zauważyła ogromne zmęczenie widoczne w każdym jej milimetrze. W przekrwionych oczach, ciemnych plamach pod nimi, niezdrowym odcieniu skóry, potarganych włosach. Ta dziwna nostalgia ukryta w głębi szarych tęczówek obrazująca choć mały procent wewnętrznego załamania. Dlatego najlepiej było skupić się na słowach wypływających spomiędzy spierzchniętych warg. Drobnostkach jak zimny oddech okalający jej twarz. Faktycznie, dwa tygodnie to całe czternaście dni na myślenie. I na tęsknotę. Nie sądziła, że po takim powitaniu po dwóch miesiącach rozłąki nadciągnie takie powitanie po marnych dwóch tygodniach.

— Hermiono Granger — zaczął wyniośle, minimalnie odsuwając od siebie nastolatkę — zapraszam cię na randkę w sobotnie popołudnie.

— Sobotnie popołudnie? — zachichotała, nie wiedząc jeszcze, czy blondyn żartuję, czy mówi poważnie — przynajmniej w końcu o kolejności pamiętałeś.

Nie zawiedź mnieWhere stories live. Discover now