Rozdział #8

194 9 23
                                    

Młody brunet siedział w mieszaniu albinosa popijając gorącą kawę z ekspresu. Białowłosy patrzył na niego z nutą nostalgii wymalowanej na jego twarzy, wizyta Litwina nieźle go przybiła. W pewnym momencie zielonooki odłożył kubek na stolik przed nimi i spojrzał swoimi makabrycznymi, zielonymi oczami na kolegę. Gilberta znowu przeszył nieprzyjemny dreszcz. Przełknął ślinę, po czym otworzył usta z zamiarem powiedzenia czegoś by rozluźnić atmosferę, lecz jedyne co z siebie wydobył to niezrozumiały, piskliwy dźwięk. Toris prychnął co zakłopotało Prusaka jeszcze bardziej, brunet dostrzegł to momentalnie. Przysunął się więc do towarzysza.

-No i czego ty się tak boisz? Czyżbyś myślał, że ci coś zrobię?- ich twarze były bardzo blisko siebie.

Gilbert ponownie przełknął ślinę zatykającą mu przełyk i pokręcił w przeczący sposób głową.

-A więc? O ci ci się rozchodzi?- zapytał ponownie Litwin.

-Toś- ja...-zaczął odwracać wzrok, lecz chłopak złapał jego podbródek i skierował tak aby patrzył wprost na niego.

-Patrz-na-mnie.-powiedział sucho.

-No, nie mów, że po tak długiej rozłące nie czujesz dyskomfortu.

Toris puścił go. Odsunął się trochę i począł rozmyślać. Co chwilę to patrzył w różnorakie punkty w mieszkaniu, to na Gilberta. Westchnął, po czym zwrócił się ponownie do białowłosego.

-Gilbert.-jego oczy się zaświeciły.

-Tak?

-Co tak naprawdę wtedy tobą kierowało?

Serce albinosa zaczęło bić coraz szybciej, a a on sam poczuł, że zaraz zemdleje.

-Ja...-zacisnął pięści- Pamiętaj, że to było dobre 4 lata temu! Jestem teraz dorosły, panuję nad tym co robię.- wypalił robiąc się obficie czerwony, co na jego bladej cerze widać było uderzająco.

Młodzieniec uśmiechnął się z troską. Przysunął się z powrotem do Gilberta i począł go głaskać po jego śnieżnych, miękkich włosach. Emocje albinosa trochę opadły. Poczuł ulgę. Trzymał w sobie ogromne piętno przez te parę dobrych lat, ale nareszcie od niego odeszło.

Złapał bruneta delikatnie za dłonie i powoli przybliżał do niego swoją twarz. Znowu jednak spuścił wzrok. Nadal czuł drobny wstyd za to co kiedyś zrobił.

-Hm?

-Mimo wszystko nie jestem pewien co mam teraz wybrać.- powiedział białowłosy- Czuję w sobie niemoc, gdyż z czasem zdaję sobie sprawę, że jednak wolę mężczyzn.

-Ta decyzja należy do ciebie. Jako twój przyjaciel, będę cię wspierać w tej sytuacji.

-A ty?

-Ale co ja?

-Wolisz dziewczyny czy-

-Zamknijmy temat i dopijmy tą herbatę. Zimno mi.- Litwin lekko się uśmiechnął.

Albinos to odwzajemnił. Sięgnął po kubek, po czym wraz z brunetem wygrzewał się przy przy kominku.

***

To był już dokładnie 95 dzień pobytu dziewczyny w tym miejscu. Liczyła ona każdy wykreślając je po kolei na kalendarzu wiszącym na białej, pustej ścianie. Szatynka stała bezwiednie przed kalendarzem trzymając palec na dniu, który był obecnie. Ten dzień był zaznaczony czerwonym kółeczkiem, co oznaczało, że coś się wydarzy. Ot to dzisiaj miała być wizyta jej narzeczonego i najprawdopodobniej dzień, w którym się z tąd wydostanie. W jej mniemaniu był to dzień zbawienia. Szary, kolosalny budynek pełen krzyków i unoszącej się w powietrzu melancholii. Nie wspominając już o ohydnym zapachu leków i wnerwiających lekarzach. Odrażające.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 29, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Sex Isn't Love_APHWhere stories live. Discover now