***

108 10 3
                                    

Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a Juna nadal włóczyła się uliczkami Queens, szukając wolnego miejsca, aby schronić się chociaż na jedną noc. Wciąż nie mogła uwierzyć w swojego pecha. Czy ani jedna rzecz w jej życiu nie może odbyć się po jej myśli? 

Szła niespiesznym zrezygnowanym krokiem, nie mając pojęcia, w którym kierunku zmierzać. ,,Wszystko jedno - pomyślała - byle tylko dalej od Manhattanu i przeklętej wieży Avengers!'' Gdyby złapali ją tym razem, raczej nie zaproponowaliby jej przytulnego lokum na czas przesłuchania. 

Naciągnęła czapkę mocniej na głowę, schowała prawą rękę do kieszeni i przyspieszyła nieco kroku. W zamyśleniu zaczęła kopać napotkany po drodze kamień, który przy piątym uderzeniu niefortunnie zboczył z trasy i wylądował pod nogami jakiegoś chłopca idącego z naprzeciwka. ,,Niech to szlag! - zdenerwowała się Juna - Nawet głupiego kamienia nie umiem kopnąć jak należy. Czy ja w ogóle potrafię coś zrobić poprawnie?!'' Juna po chwili, wbrew sobie, uśmiechnęła się pod nosem. Sama była zdziwione, że to właśnie głupi kamyk przeleje czarę goryczy napełniającą się przez te wszystkie ostatnie lata. Poszła dalej. Tylko parę kroków dalej.

-Czekaj, ja cię skądś kojarzę!- to chłopak, którego przed chwilą minęła. Nikt inny wtedy tamtędy nie przechodził. O tyle dobrze.

Juna zatrzymała się, ale nie odwróciła.

-Ja cię znam.- brnął dalej chłopak, nie zdając sobie chyba sprawy z możliwego niebezpieczeństwa.- To ty wtedy rozpętałaś aferę w Simon's, prawda?

Junona mimowolnie drgnęła. To przecież niemożliwe. Avengers sami okazali się na tyle naiwni, aby odprawić wszystkich świadków jej zatrzymania, nikt nie miał prawa jej rozpoznać. Jednak ten małolat najwyraźniej to zrobił. Jakimś cudem wypatrzył ją w tłumie policjantów. Nie namyślając się wiele, doskoczyła do niego na tyle szybko, że ten nie zdążył zrozumieć, co się wokół niego działo. Złapała go jedną ręką za koszulkę tak, aby nie udało mu się uciec i popatrzyła na niego gniewnym wzrokiem. W duchu dziękowała, że dookoła nikt się nie kręcił.

-Skąd to wiesz, ditia?- warknęła na niego nieprzyjaźnie.

Chłopak już wtedy wiedział, że popełnił błąd. Stanowczo nie powinien był się odzywać. Taką wiedzę lepiej zachowywać dla siebie.

-Skazać!- rozkazała mu, niekoniecznie przejmując się tym, czy w ogóle zna rosyjski.

Chłopak nerwowo uciekał wzrokiem. Zdenerwował się na tyle, że nie zdołał nawet wydusić z siebie wołania o pomoc. Starał się uwolnić z jej uścisku, ale bezskutecznie. Tym razem telewizja nie kłamała. Tajemniczy przeciwnik naprawdę siłą przewyższał kilku dorosłych facetów, a fakt, że owym człowiekiem (albo i nie?) była na oko czternastoletnia blada jak ściana dziewczyna, w tym wypadku nie miał prawie żadnego znaczenia. Nie ważne, czy zaatakował cię dwumetrowy osiłek, czy prawie równego wzrostu co ty nastolatka. Jeżeli może na miejscu połamać ci wszystkie kości, lepiej nie kombinować. Brunet wiedział, że nie wydostanie się stąd tak łatwo. Dopiero teraz w ogóle dotarło do niego pytanie od czarnowłosej. Zaraz, czy ona mówiła po rosyjsku? Co tu się w ogóle dzieje?!

-Ja... ja nie oczień horoszo gawariu po russki...- starał się wymówić łamanym językiem, choć każde słowo sprawiało mu nie lada problem do wypowiedzenia, czy to rosyjskie, czy angielskie.

Juna nieco zdziwiła się faktem, że młody Amerykanin odpowiedział jej w jej języku. Choćby nawet ta odpowiedź polegała na oznajmieniu, że nie za dobrze mówi po rosyjsku. To jednak nie uśpiło jej czujności. 

-Gadaj, skąd wiesz o tym, co zrobiłam?

-P-po p-prostu p-przypadkiem tamtędy p-przechodziłem.- próbując się uspokoić, chłopak zdenerwował się jeszcze bardziej.

May I rest now? | MarvelWhere stories live. Discover now