Dzień, w którym się wszystko zaczęło

731 20 17
                                    

A Night at the Opera Tour
Londyn, Hammersmith Odeon, niedziela, 30.11.1975 r.

Razem z Lily, Mary, Milo i Charlotte jechaliśmy właśnie metrem w stronę Hammersmith Odeon na koncert Queen. Wyruszyliśmy sporo przed czasem - bardzo zależało nam na tym, by znajdować się jak najbliżej sceny. Wszyscy byliśmy ogromnymi fanami, jednak to ja zaraziłam moich znajomych. Byliśmy bardzo podekscytowani wydarzeniem. Tym bardziej, że mieliśmy oglądać na żywo nowo wydany album „A Night at the Opera".

- Jejku, ale się cieszę! - Charlotte aż podskoczyła z radości. Właśnie hamowaliśmy, więc gdyby nie Milo, który złapał ją za rękę - upadłaby.
- Dobra, dobra, ale poczekaj jeszcze z tą radością - zaśmiał się chłopak. - Zostaw sobie trochę energii na potem.

Nie jechaliśmy długo. Z St. Paul's było tam nieco ponad pół godziny drogi. Moi znajomi mieszkali niedaleko mnie. Poznaliśmy się w szkole, gdy miałam 9 lat. Mój tata jest Polakiem, więc początkowo było sporo zamieszania z tym, gdzie mamy mieszkać. Z resztą, nie tylko z tym. Cudem jest to, że moi rodzice wciąż są razem. Najpierw nie mogli się dogadać w kwestii mojego imienia - tata chciał polskie, a z kolei mama - angielskie. Ostatecznie wygrała mama, a to dlatego, że urodziłam się w Anglii i póki co nie planowaliśmy przeprowadzki. Chociaż niewiele czasu było trzeba do zmiany decyzji. Tata powiedział, że zaczyna tęsknić za Ojczyzną, więc gdy miałam  5 lat, przenieśliśmy się do Polski. Ostatecznie w 1965 roku wróciliśmy do Londynu.

Wysiedliśmy. Byliśmy w idealnych nastrojach, rozpierała nas energia. Dodatkowo, świetnie wyglądaliśmy - każde z nas zupełnie inaczej. Lubiliśmy ubierać się na swój własny, unikalny styl. Nie podążaliśmy za trendami, choć czasem trzeba było - nie wszystko było dostępne w sklepach. Mieliśmy takie szczęście, że ogromnym hobby Lily było krawiectwo. Uszyła każdemu z nas kamizelki na koncert - każda była zupełnie inna i odzwierciedlała nasze charaktery.

Mary spojrzała na zegarek. Byliśmy faktycznie SPORO przed czasem - 5 godzin...
Postanowiliśmy rozejrzeć się trochę.

- Dobra, więc tak - zaczęłam. - Ja, Mary i Charlotte idziemy się rozejrzeć za toaletą. A wy możecie poszukać czegoś do jedzenia.

Charlotte była mniej więcej mojego wzrostu. Była szczupła, miała długie, rude, kręcone włosy i duże zielone oczy. Bardzo podobał jej się styl hipisowski, kochała naturę i zwierzęta. Była bardzo naturalna, praktycznie nigdy nie nosiła makijażu. Często nas zadziwiała, była jedyną znaną nam osobą, która nie pali.
Była także zawziętą aktywistką. Pojawiała się na wszystkich protestach w Londynie i okolicach.
Jednym z zainteresowań Charlie był taniec. Była w nim naprawdę dobra - zajmowała wysokie miejsca na scenie ogólnokrajowej.

Mary była jej sporym przeciwieństwem. Choć figurę akurat miała podobną. Jej wiecznie nieuczesane, kruczoczarne, ścięte do ramion włosy sprawiały wrażenie nienaturalnych. Kochała mocne, ciemne makijaże i imprezy. Ubierała się raczej na czarno, choć lubiła przełamywać swoje stroje mocnymi, neonowymi elementami, uchodzącymi w latach ‚70  za zupełnie niemodne.
Mary najwcześniej z nas spróbowała alkoholu. U niej w domu była słaba sytuacja, praktycznie nikt nie zwracał uwagi na jej wychowanie. Po śmierci jej ojca opiekę nad nią przejęła matka i nieco się ustabilizowało.
Dziewczyna wbrew pozorom była bardzo skryta. Szczerze mówiąc, po wieloletniej przyjaźni, wciąż jej do końca nie poznałam. Wiem jedynie, że podobnie jak pozostała czwórka (w tym ja) interesowała się sztuką i poezją. Bardzo często potajemnie malowała, co wyjawiła mi pewnego dnia, gdy pojechałyśmy we dwójkę do galerii sztuki. Ja również kochałam malować, więc byłam niesamowicie ciekawa jej prac. Chociaż do tej pory pokazała mi dopiero kilka.

- Gdzie jest ta cholerna toaleta? - zapytała za złością Mary.
- Gdzieś musi być, poszukajmy jeszcze chwilę - rzuciłam w odpowiedzi.

Usłyszałyśmy dźwięki gitary i perkusji. W dodatku bardzo, bardzo blisko. Charlotte pisnęła.

- Myślicie, że to chłopcy rozgrzewają się przed koncertem? - zapytała.
- A co, jeśli tak?
- Pogięło cię, Mary? Nie możemy tam zajrzeć!
Napewno ktoś tego pilnuje no i... po prostu tak nie można!

Rozmawiałyśmy jeszcze przez chwilę, nie zwracając uwagi na Charlie. Stała jak wryta z wyciągniętym w przód wskazującym palcem.

- Bri, Bri... - zaczęła.

Podążyłyśmy wzrokiem za palcem dziewczyny. Prawdziwy BRIAN MAY! W dodatku zmierzał w naszą stronę! Spojrzałyśmy  na siebie nawzajem z niedowierzaniem.

- Macie coś do pisania? - wyszeptałam do dziewczyn.
Wtedy wtrącił się Brian:
- Hej, wyjątkowo wcześnie przyszłyście. Same jesteście?
Zatkało nas. Tym razem głos przejęła Ruda:
- Nie same. Jesteśmy w piątkę. Lily i Milo szukają czegoś do jedzenia. No i ten... Charlie jestem - uśmiechnęła się, podając mu rękę. - A to Mary i Maeve.
Wtedy usłyszałyśmy czyjś krzyk:
- Brian, idziesz? Trzeba jeszcze przećwiczyć parę rzeczy!
- Przepraszam was, to John - nabrał powietrza. - Zaraz! - krzyknął.
- A czy... - wyjąkałam. - Będziemy mogły prosić o autograf?
Chłopak zaśmiał się.
- Mam lepszy pomysł. Chodźcie za mną.
Podążyłyśmy posłusznie za gitarzystą. W międzyczasie zdążyłyśmy go dopytać, czy często zdarza mu się w ten sposób rozmawiać z fankami. Jak się okazało - był to pierwszy raz i sam nie wiedział, czy dobrze postępuje.
Weszłyśmy do jakiegoś pomieszczenia. Było w nim mnóstwo instrumentów. Zauważyłyśmy Johna Deacona i Freddiego Mercurego rozmawiających ze sobą przy fortepianie.

- Chłopaki, to są Maeve, Mary i Charlie.

Freddie i John niezupełnie wiedzieli, co się dzieje. Zapadła nieco niezręczna cisza. Wtedy Freddie wstał od fortepianu:

- Właśnie mamy próbę. Podejrzewam, że znacie teksty naszych piosenek lepiej niż my sami.
Wszyscy zaśmialiśmy się. Wszyscy, oprócz Freddiego. Na tym chyba polegał jego humor.
- Fred miał na myśli, że możecie zostać - wtrącił Deaky.
Wtedy dołączył do nas Roger. Od dawna bardzo mi się podobał, miałam z nim mnóstwo plakatów. Jednak nigdy nie podejrzewałam, że spotkam go na żywo.
Gdy blondyn nas zauważył, zatrzymał się. Wpatrywał się we mnie przez dłuższą chwilę.
- Wszystko OK, Rog? - zapytał Brian.
Chłopak otrząsnął się i podrapał nerwowo po karku.
- Ja... chyba tak.
Podszedł do mnie, ujął moją dłoń i delikatnie pocałował. Cały czas patrzył mi w oczy. Moje były w odcieniu szarości pomieszanej z niebieskim. Za to oczy Rogera przypominały ocean.
- Hej, jestem Roger. Roger Taylor. Choć mogę się założyć, że już to wiesz.
Uśmiechnęłam się.
- Maeve.
- Jesteś taka... śliczna. Przepraszam, tylko tyle mogę powiedzieć... Nie wiem co się ze mną do kurwy dzieje, chłopaki?!
Zaśmiałam się.
- Dzięki.

Kolana uginały się pode mną. „Ja chyba śnię!", myślałam. To było spełnienie moich marzeń. A jak się potem okazało - początek czegoś nowego...

Przedstawiłam blondynowi resztę dziewczyn. Chłopcy zaczęli grać po kolei piosenki. Miałyśmy siedzieć cicho, co ostatecznie nie wyszło. Dużo śmialiśmy się i rozmawialiśmy, a w pewnym momencie zaczęłam śpiewać razem z Freddiem.

- Wow... - wyszeptał, przestając grać. - Nie wiedziałem, że masz taki talent...
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Właściwie, to ja sama nie wiedziałam... Dziękuję.

Siedziałyśmy tam bardzo długo. Wciąż czułam, jakbym śniła. Byłyśmy pewne, że pójdziemy tam tylko po autografy, a tymczasem chłopcy kazali nam zostać po koncercie. Powiedzieli, że gdzieś nas zabiorą. Na koniec Brian dodał:
- To była najmniej produktywna próba w historii. Ale szczerze? Najlepsza.

Od razu pobiegłyśmy do Lily i Mila. Nie wyglądali na przejętych naszą nieobecnością. Byli zbyt zajęci sobą.
- I co, znalazłyście tą toaletę? - zapytał Milo.
Zaczęłyśmy wykrzykiwać coś między sobą, tak, że nie zrozumieli ani słowa. Jak już wytłumaczyłyśmy, nie chcieli nam uwierzyć.
Postanowiłyśmy się jednak nie przejmować - w końcu sami mieli przekonać się tuż po koncercie...







Ciiii, wiem, że dosyć naciągane, ale jakoś trzeba było rozwinąć akcję haha. Poza tym, to i tak historia, która nigdy nie mogłaby się wydarzyć (😢), więc chyba bez różnicy. 🤷‍♀️
A pisze się serio przyjemnie, także mam nadzieję, że Wam też się spodobało :)

You And I {Roger Taylor}Where stories live. Discover now