1

10.2K 165 122
                                    

Siedziałam na korytarzu i przygotowywałam się do sprawdzianu z matematyki, który miał zaraz być. Nagle ktoś z rąk wyrwał mi książkę, więc odruchowo uniosłam wzrok do góry. Był to nie kto inny jak Adam Evans - mój wróg.

Nienawidzimy się odkąd pamiętam. Chodziliśmy razem do przedszkola, później do podstawówki, a teraz do liceum. Jakbym wiedziała że Evans chce iść do tego liceum co ja to bym w życiu tu nie poszła, ale wyszło jak wyszło i muszę męczyć się jeszcze trochę z nim. Adam należy również do szkolnej drużyny koszykówki , a wszystkie dziewczyny ślinią się na jego widok. Po za tym nie nadaje się na kandydata na męża gdyż nie bawi się w związki. Ma dziewczynę tylko na jedną noc. Nie wiem co inne dziewczyny w nim widzą.

- znalazłabyś sobie w końcu jakiś przyjaciół, a nie tylko w książkach siedzisz.

- mógłbyś mi ją oddać? - zapytałam olewając to co wcześniej powiedział.

- to ją sobie weź - poniósł książkę do góry więc trudno mi ze wzrostem 155 ją dosięgnąć przy jego wzroście 175 cm.

- ej! Oddaj jej tą książkę! - nagle przybiegł do nas Noah (mój jedyny i zarazem najlepszy przyjaciel) i przywalił mu z pięści w twarz - mówiłem ci wczoraj że masz się do niej nie zbliżać - cała jego pięść była we krwi. Ludzie z korytarza zebrali się wokoło i obserwowali dalsze zdarzenia.

Adam podniósł się z podłogi i niespodziewanie oddał dwa razy mocniej blondynowi a ten opadł bezwładnie na ziemię. Szybko wstał i zaczęli się bić na środku korytarza.

- ej! Przestańcie! - próbowałam ich rozdzielić ale zamiast tego oberwałam w nos i upadłam na podłogę przy okazji uderzając się w głowę o ścianę. Zauważyłam jak nauczyciel rozdziela chłopaków i nie wiem co się działo dalej bo przed oczami pojawiły mi się mroczki a później nastała głucha cisza i ciemność.

*******

Obudziłam się w małym pokoiku ze ścianami pomalowanymi na biało. Rozejrzałam się zdezorientowana po pomieszczeniu i ujrzałam obok siebie śpiącego na krześle Noah. Mimowolnie na ten widok na moją twarz wpłynął uśmiech. Po chwili przyjaciel się przebudził i szczęśliwy mnie przytulił.

- martwiłem się o ciebie. Przepraszam - powiedział zatroskanym głosem.
- nie szkodzi. Jak twój nos?
- dziewczyno! Byłaś nieprzytomna prawie dwa dni a ty się o mnie martwisz?!
- ile?! - złapałam się z niedowierzania za głowę.
- no prawie dwa dni. Nieźle oberwałaś przy naszej kłótni - powiedział nerwowym głosem a do sali wszedł facet w białym kitlu. Miał na oko 40 lat.

- o widzę, że się obudziłaś. Jak się czujesz?
- trochę głowa mnie boli a poza tym to dobrze.
- zaraz pojedziesz na badania i jak wszystko będzie dobrze to będziesz mogła jutro wrócić do domu.
- dobrze dziękuje - lekarz wyszedł z pokoju a ja zostałam znowu sama z przyjacielem.

- ja zaraz będę musiał lecieć - posmutniał.
- okej, a która tak właściwie godzina?
Blondyn spojrzał na zegarek i dodał - 18:56.
- okej, a będziesz miał jakieś konsekwencje przez tą bójkę?
- oprócz obniżonej oceny z zachowania to nic.
- a Evans?
- serio po tym wszystkim interesuje cie los Evans'a? On nie może wystartować w zbliżających się zawodach z koszykówki.
- to trochę słabo bo on jest jednym z lepszych, ale należy mu się.
- oczywiście że mu się należy. Ostrzegałem go że jeżeli będzie ci dokuczał to będzie miał do czynienia ze mną. Ja będę już szedł.
- okej - przytuliłam przyjaciela na pożegnanie i patrzyłam jak wychodzi.

Próbowałam zasnąć i jak już prawie udało mi się zasnąć to do sali ktoś wszedł. Zdziwiło mnie to kogo zauważyłam. Był to mój tata z Evans'em.

Proszę, przytul mnieWhere stories live. Discover now