rozdział 21 - on thin ice

3.4K 187 37
                                    

Lucjusz Malfoy w niczym nie przypominał wyniosłego mężczyzny, którego wspomnienie wciąż nawiedzało mnie w koszmarach.

Ubranie w strzępach. Długie włosy, niegdyś jasne jak u syna, teraz poszarzałe od brudu, zwisające w tłustych strąkach po obu stronach wychudzonej twarzy. Zaschnięta krew ukrywająca trupiobladą skórę pod ohydną, kruszącą się skorupą. Wyglądał jak cień dawnego siebie, przewrotna karykatura przedwojennego stylu życia.

Azkaban nie oszczędzał nikogo, nawet arystokratów. Dlatego nie mogłam uwierzyć w to, że Lucjusz naprawdę stoi przede mną. Nie przychodził mi do głowy żaden sposób, w jaki mógł wydostać się z więzienia. Uciekł?

Pomimo swojego wyglądu, to na mnie patrzył jak na największe plugastwo tego świata.

W jego postawie nic nie uległo zmianie – był pewny i wyprostowany, jak jakiś wszechpotężny pan świata i okolic.

Spojrzałam na Draco. Z pobladłą twarzą wpatrywał się w ojca. Rysy na jego twarzy zastygły w grymasie niedowierzania. Znałam go już na tyle dobrze, by wiedzieć, że ta reakcja nie była udawana. W żaden sposób nie spodziewał się wizyty Lucjusza.

- Brawo synu. To wspaniały prezent powitalny – zachrypnięty głos mężczyzny przerwał pełną napięcia ciszę. - Jak udało ci się zwabić tutaj tę szlamę?

Pytanie zawisło w powietrzu, jak dusząca atmosfera przed burzą. Nie miałam pojęcia, jak zareagować. Wiedziałam, że Draco nie zaplanował tego wszystkiego, ale wątpiłam, by w tym starciu jego lojalność leżała po mojej stronie. Nigdy nie widziałam, by postawił się ojcu.

Chłopak nie odpowiedział, co wywołało niezadowolenie na twarzy Lucjusza. Zaraz jednak zastąpiła je zwyczajowa wyniosłość, kiedy wyciągnął rękę w stronę syna.

- Różdżka.

Jego jedno słowo, rzucone jakby w eter, wyrwało mnie z tego stanu dziwnego zawieszenia. Skoczyłam w stronę Draco, chcąc go powstrzymać, ale było już za późno. Odepchnął mnie, nawet na mnie nie patrząc i uczynił kilka szybkich kroków w stronę mężczyzny. Oddał mu swoją różdżkę.

Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko.

- Incarcerous – powiedział Lucjusz, niby od niechcenia i liny wystrzeliły w końca różdżki, oplatając ściśle moje ciało.

Ucisk pozbawił mnie tchu. Pod wpływem siły zaklęcia upadłam na podłogę, próbując na nowo napełnić płuca powietrzem.

Draco patrzył na mnie z trudnym do odczytania błyskiem w oczach. Nie uśmiechał się, ani nie krzywił. Nie był zaskoczony, ani wystraszony. Nie miałam pojęcia, co dzieje się w jego głowie.

Wiedziałam już jednak, że nie zamierza mi pomóc. Sytuacja wyglądała beznadziejnie.

- Zostań z nią. Pójdę doprowadzić się do porządku i wszystko ci wyjaśnię.

Lucjusz nie czekał na odpowiedź syna, po prostu opuścił kuchnię.

- Wypuść mnie – nakazałam od razu, gdy ucichły jego kroki. - Jeżeli coś mi zrobi, Ministerstwo wam nie odpuści.

- Ministerstwo nie wie, że tu jesteś – powiedział Draco ze spokojem, który wcale nie wydawał się pasować do sytuacji. - I nie ma szans się dowiedzieć.

Lodowaty dreszcz przebiegł mi po plecach.

- Malfoy, ty zdradziecki szczurze, chyba nie planujesz naprawdę...? Po tym wszystkim!?

Zbliżył się. Patrzył na mnie z góry i wciąż nie potrafiłam wyczytać niczego z jego twarzy.

- Naprawdę w to wierzysz? - spytał chłodno, ciągnąc mnie w górę za ramię.

Patrzyliśmy sobie w oczy, przepełnieni wzajemnymi wyrzutami.

- To mój ojciec, Granger – dodał, jakby to była odpowiedź na wszystko. Usprawiedliwienie całego zła, jakie kiedykolwiek popełnił.

- No właśnie, twój ojciec, a nie ty. Masz własny mózg, może go użyj, jebany Glizdogonie! Dobrze wiesz, że to nie jest właściwe – wskazałam głową na opinające mnie liny.

- To nie jest takie proste! - wykrzyknął, z frustracją przeczesując włosy palcami. Zaczął nerwowo krążyć po pomieszczeniu. - Przestań patrzeć na świat, jakby podział na dobro i zło był czymś jasnym, jakby w ogóle istniał! Sama wiesz, że to wszystko jedno wielkie gówno!

Jego wybuch wywołał we mnie dziwny spokój. Nie chciałam już z nim walczyć. Miał rację pod wieloma względami. Musiał też jednak zrozumieć o wiele więcej.

- Wiem, że bałeś się go przez całe życie. Nie sądzisz, że to pora nareszcie wyjść z cienia? - spytałam, pragnąc by w końcu pojął prawdę.

- I zginąć?

- I wreszcie zacząć żyć, Draco!

Zatrzymał się momentalnie, jakby moje słowa były przeszkodą na jego drodze. Być może to właśnie stanowiły – pragnęłam go w końcu uchronić przed powrotem na dawną ścieżkę życia.

Widziałam, że coś do niego dotarło. Wyraz jego twarzy stopniowo się zmieniał.

Po paru sekundach, które wydawały się wiecznością, z wahaniem uczynił pierwszy krok w moją stronę.

Opanowało mnie wzruszenie, pozbawiając możliwości mowy. Draco chyba jednak to rozumiał, bo sam otworzył usta, by coś powiedzieć. Nie zdążył. Naszych uszu dobiegły dźwięki zbliżających się kroków. Oboje zamarliśmy.

Lucjusz powrócił do kuchni. Wyglądał zupełnie inaczej niż wcześniej. Był już czysty i ubrany jak typowy arystokrata świata magii – w czarne szaty ze srebrnymi zdobieniami. Twarz wciąż miał wychudłą i niezdrowo bladą, a włosy matowe, ale nie stanowił już obrazu nędzy i rozpaczy.

- Co tu robisz, ojcze? - spytał odważnie Draco.

Lucjusz spojrzał na niego z pobłażaniem, jakby bawiło go zachowanie syna.

- Ministerstwo zdecydowało się mnie wypuścić.

- Co zrobiło Ministerstwo!? - wyrwało mi się.

Zignorował mnie. Nawet nie spojrzał w moją stronę.

- Ojcze... jak to? - odezwał się Draco.

- Stwierdziłem, że więcej dobrego dla Sprawy zrobię, będąc tu. Musiałem niestety poświęcić wolność wielu lojalnych żołnierzy Czarnego Pana i znaczną zawartość skarbca, ale ich życie to kwestia drugorzędna. Znajdą się inni.

- Wydałeś Ministerstwu śmierciożerców, którym udało się uciec? - domyślił się Draco. Ukrywał to, ale słyszałam odrazę w jego głosie.

Rozumiałam go. Cieszyłam się, że źli ludzie trafili za kraty, ale Malfoyowie walczyli z nimi ramię w ramię. Walczyli za jedną sprawę. Lucjusz okazał się zwykłym konfidentem. To musiało oburzyć Draco, który był bardzo wyczulony na kwestię swojego honoru.

- Oni nie mają znaczenia – powtórzył mężczyzna ze zniecierpliwieniem, jakby irytowały go pytania syna. - Będą inni.

- Inni? Po co? - dopiero teraz uświadomił sobie Draco. - Co ty zamierzasz, ojcze?

- Czy to nie oczywiste? - Lucjusz zbliżył się do niego i położył dłoń na jego ramieniu. - Zamierzam wskrzesić porzucone ideały Czarnego Pana. Stanę na czele nowej generacji śmierciożerców. A ty mi w tym pomożesz.

are you afraid of the dark? | dramioneحيث تعيش القصص. اكتشف الآن