Emocje towarzyszące mi podczas tego wspomnienia obudziły mnie, dałam radę otworzyć oczy. W pomieszczeniu panował mrok a suchość w ustach uniemożliwiła mi wezwanie pomocy. Ból rozsadzał mi głowę. Z powodu nadmiernego stresu i przyspieszonego tętna nieszczęsna maszyna znowu się włączyła. Przez ten cholerny dźwięk nie mogłam zebrać myśli a głowa jeszcze bardziej zaczęła pulsować. W końcu drzwi się otworzyły a moim oczom ukazał się niski starszy mężczyzna w kitlu i okularach. Szybko zapalił światło i wyłączył nieszczęsną maszynę.
- Jak się pani czuje panno Alice. Chce się pani napić wody? - głos lekarza był bardzo zaspany. Chwilę później do pomieszczenia weszła wysoka blondynka z butelką wody. Mężczyzna dosłownie rozbierał ją wzrokiem. Zrobiło mi się niedobrze patrząc na tego starego zboczeńca.
Kobieta podeszła do mnie i wsadziła mi rurkę do ust. Powoli zbawczy płyn zalał moje usta.
- Czy mogłabym prosić o jakieś leki przeciwbólowe. Głowa zaraz mi pęknie. - powiedziałam ledwo słyszalny głosem. Blondynka uśmiechnęła się i wyszła. Za nią pobiegł obrzydliwy lekarz. Dzięki tej chwili samotność mogłam się przyjrzeć pomieszczeniu. Musiałam znajdować się w prywatnym szpitalu, bo pokój był jednoosobowy i zdecydowanie bardziej wyposażony niż ten publiczny. Nie wiedziałam jak się tu znalazłam. Moim ostatnim wspomnieniem była kolacja z rodzicami Alca. A tak właśnie burza i kłótnia z nim. Pielęgniarka po chwili zjawiła się z powrotem niosąc lek.
- Od jak dawna leżę w szpitalu? - zapytałam połykając pierwszą tabletkę.
- Już od ponad trzech tygodni. Była pani w śpiączce farmakologicznej. - Mój upadek musiał być poważniejszy niż myślałam.
- A w jakim szpitalu się znajduje?
- Na oddziale neurologii w prywatnej klinice w Toronto. Właścicielem szpitala jest pan Bloom. - nie miałam pojęcia kim jest ten mężczyzna. Największym szokiem było położenie szpitala.
- Zaraz, zaraz w jakim Toronto. Przecież ja mieszkam w Nowym Jorku. - kobieta uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nie mam pojęcia gdzie pani mieszkała, ale wiem na pewno gdzie teraz się znajdujemy. A teraz przepraszam inni pacjenci czekają. - Odwróciła się i wyszła.
Przez resztę nocy nie mogłam zasnąć. Zastanawiałam się, co ja tu robię i czy ktokolwiek wie że tu jestem. Przez chwilę nawet pomyślałam, że ten wariat Moore mnie tu zawiózł i ukrył przed Victorią i Evą. To jednak było niemożliwe. Po kilku godzinach upragniony sen pochłonął moje ciało i umysł.
Obudziłam się zlana potem, dopiero po siedmiu latach przypomniało mi się, co stało się tamtego dnia i dlaczego Brutal złożył tamtą mi obietnicę. Najgorsze z tego wszystkiego było to, co musiało się stać, aby moja rodzicielka w końcu zaczęła się zachowywać choć po części jak matka. Moje rozmyślania zostały przerwane pukaniem do drzwi.
- Hej, skarbie jak się czujesz. - Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Moim oczom ukazała się cała i zdrowa Victoria.
- To jak się czuje jest mało ważne. Ty powiedz mi lepiej, co my robimy w Toronto.
- Jak to co, mieszkamy tu już od dwóch lat. - To było niemożliwe.
- Viki, co ty mówisz. Od dwóch lat to my mieszkamy w Nowym Jorku. - Dziwny wyraz jej twarzy wskazywał, że to nie do końca prawda. - To nie jest śmieszne. Gdzieś tu jest ukryta kamera?
- Tu nie ma żadnej kamery, nie wiem co ty sobie ubzdurałaś przez te trzy tygodnie, ale to co mówisz nie ma sensu. - Ja też nie widziałam sensu całej tej sytuacji.
- A co z Moore? Jego też sobie niby ubzdurałam? - Ona nie wiedziała o kim mówię.
- Czy ty mówisz o tym nieziemsko przystojnym kawalerze z Nowego Jorku? Pół Ameryki się do niego ślini. Niestety za niedługo będzie nieodwracalnie zajęty. Nasz kawaler stanie się mężem. - Nie mogłam w to uwierzyć. Mimo, że nie chciałam z nim wchodzić w żadne układy wieść o jego ślubie wywołała we mnie zazdrość. Nie miałam pojęcia skąd we mnie narodziło się takie uczucie.
CZYTASZ
Projekt życia
Romance21-letnia Alicja pracuje w firmie jako szefowa zespołu w dziale, który nadzoruje Camila. Ani Alicja, ani jej szefowa nie darzą się sympatią. Mimo wszystko Alicji trafia się duży projekt. Czy da sobie radę? Czy udowodni Camili, że zasługuje na jej sz...