Rozdział 8

10 2 1
                                    

Emocje towarzyszące mi podczas tego wspomnienia obudziły mnie, dałam radę otworzyć oczy. W pomieszczeniu panował mrok a suchość w ustach uniemożliwiła mi wezwanie pomocy. Ból rozsadzał mi głowę. Z powodu nadmiernego stresu i przyspieszonego tętna nieszczęsna maszyna znowu się włączyła. Przez ten cholerny dźwięk nie mogłam zebrać myśli a głowa jeszcze bardziej zaczęła pulsować. W końcu drzwi się otworzyły a moim oczom ukazał się niski starszy mężczyzna w kitlu i okularach. Szybko zapalił światło i wyłączył nieszczęsną maszynę.

- Jak się pani czuje panno Alice. Chce się pani napić wody? - głos lekarza był bardzo zaspany. Chwilę później do pomieszczenia weszła wysoka blondynka z butelką wody. Mężczyzna dosłownie rozbierał ją wzrokiem. Zrobiło mi się niedobrze patrząc na tego starego zboczeńca.

Kobieta podeszła do mnie i wsadziła mi rurkę do ust. Powoli zbawczy płyn zalał moje usta.

- Czy mogłabym prosić o jakieś leki przeciwbólowe. Głowa zaraz mi pęknie. - powiedziałam ledwo słyszalny głosem. Blondynka uśmiechnęła się i wyszła. Za nią pobiegł obrzydliwy lekarz. Dzięki tej chwili samotność mogłam się przyjrzeć pomieszczeniu. Musiałam znajdować się w prywatnym szpitalu, bo pokój był jednoosobowy i zdecydowanie bardziej wyposażony niż ten publiczny. Nie wiedziałam jak się tu znalazłam. Moim ostatnim wspomnieniem była kolacja z rodzicami Alca. A tak właśnie burza i kłótnia z nim. Pielęgniarka po chwili zjawiła się z powrotem niosąc lek.

- Od jak dawna leżę w szpitalu? - zapytałam połykając pierwszą tabletkę.

- Już od ponad trzech tygodni. Była pani w śpiączce farmakologicznej. - Mój upadek musiał być poważniejszy niż myślałam.

- A w jakim szpitalu się znajduje?

- Na oddziale neurologii w prywatnej klinice w Toronto. Właścicielem szpitala jest pan Bloom. - nie miałam pojęcia kim jest ten mężczyzna. Największym szokiem było położenie szpitala.

- Zaraz, zaraz w jakim Toronto. Przecież ja mieszkam w Nowym Jorku. - kobieta uśmiechnęła się przepraszająco.

- Nie mam pojęcia gdzie pani mieszkała, ale wiem na pewno gdzie teraz się znajdujemy. A teraz przepraszam inni pacjenci czekają. - Odwróciła się i wyszła.

Przez resztę nocy nie mogłam zasnąć. Zastanawiałam się, co ja tu robię i czy ktokolwiek wie że tu jestem. Przez chwilę nawet pomyślałam, że ten wariat Moore mnie tu zawiózł i ukrył przed Victorią i Evą. To jednak było niemożliwe. Po kilku godzinach upragniony sen pochłonął moje ciało i umysł.

Obudziłam się zlana potem, dopiero po siedmiu latach przypomniało mi się, co stało się tamtego dnia i dlaczego Brutal złożył tamtą mi obietnicę. Najgorsze z tego wszystkiego było to, co musiało się stać, aby moja rodzicielka w końcu zaczęła się zachowywać choć po części jak matka. Moje rozmyślania zostały przerwane pukaniem do drzwi.

- Hej, skarbie jak się czujesz. - Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Moim oczom ukazała się cała i zdrowa Victoria.

- To jak się czuje jest mało ważne. Ty powiedz mi lepiej, co my robimy w Toronto.

- Jak to co, mieszkamy tu już od dwóch lat. - To było niemożliwe.

- Viki, co ty mówisz. Od dwóch lat to my mieszkamy w Nowym Jorku. - Dziwny wyraz jej twarzy wskazywał, że to nie do końca prawda. - To nie jest śmieszne. Gdzieś tu jest ukryta kamera?

- Tu nie ma żadnej kamery, nie wiem co ty sobie ubzdurałaś przez te trzy tygodnie, ale to co mówisz nie ma sensu. - Ja też nie widziałam sensu całej tej sytuacji.

- A co z Moore? Jego też sobie niby ubzdurałam? - Ona nie wiedziała o kim mówię.

- Czy ty mówisz o tym nieziemsko przystojnym kawalerze z Nowego Jorku? Pół Ameryki się do niego ślini. Niestety za niedługo będzie nieodwracalnie zajęty. Nasz kawaler stanie się mężem. - Nie mogłam w to uwierzyć. Mimo, że nie chciałam z nim wchodzić w żadne układy wieść o jego ślubie wywołała we mnie zazdrość. Nie miałam pojęcia skąd we mnie narodziło się takie uczucie.

Projekt życiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz