Rozdział 10"Fabryka, diler i złamane serce.""

516 28 48
                                    

Rozdział może ulec zmianie:3 Z Dedykacją dla pewnej osóbki, która niecierpliwie czekała.  

Stałem dobre kilkanaście minut przed fabryką, paląc już któregoś z rzędu papierosa. Właśnie w tym momencie ponownie się zaciągałem. Prawda taka, że nienawidziłem palić, bo jak dla mnie to śmierdziało, ale potrafiło całkiem dobrze odstresować. W telefonie miałem ponad dwadzieścia nieodebranych połączeń od jednego i tego samego numeru, czyli od mojej ukochanej. Czułem się, że tak ją potraktowałem. Przecież to nie jej wina, że mój staruszek zmarł. Ona po prostu widziała dobro i nadzieje wszędzie, gdzie jej nie ma. I właśnie dlatego była wyjątkowa, ale jak zwykle musiałem coś zjebać i to po całości.

W dodatku zaczęło koszmarnie padać, więc byłem cały przemoczony. Na szczęście plusem tej sytuacji było, to że nikt nie widział moich zapłakanych policzków.

- Jestem stary - dobiegł mnie głos z tyłu, więc odwróciłem się, by zobaczyć chłopaka w kapturze. Czułem się dobrze z tym, że nie pokazywał twarzy bo ciągle w głowie miałem jego pocałunek z Aną. Mimo że musiał to zrobić, to jakoś nie dawało mi to spokoju. - Co jest, że tak pilnie? - podpytał ciekawsko, spoglądając na mnie wyczekująco.

- Dawaj, a nie pytaj - rozkazałem, bo nie byłem w sosie na jakiekolwiek gadanie, w dodatku nie chciałem mówić o śmierci mojego ojca. Na samą myśl do oczu podpływały mi kolejne łzy, na szczęście mogłem je wypuścić, bo deszcz był moim kamuflażem.

- A masz kasę? - zadał pytanie, więc z kieszonki wyjąłem stówkę, którą szybko mu wcisnąłem w dłoń. .

- Trzymaj i k*rwa daj... - Adrian uśmiechnął się cwaniacko i wyjął z kieszeni woreczek, by potem mi go oddać - Dzięki. - od razu zrobiłem z tym, co trzeba i nie minęła dłuższa chwila, a mój humor się mega poprawił.

- Masz szczęście, że akurat miałem... - zaśmiał się, słysząc moje westchnienie. Ja również odwzajemniłem gest, dziękując koledze za przybycie. Nawet jego twarz, aż tak mi już nie przeszkadzała jak wcześniej, a świat zaczął być bardziej wesoły niż był przed pięcioma minutami.

- Od razu lepiej... - wyrzuciłem uradowany jak dziecko, które dostało lizaka. I może to głupio wyglądało, ale właśnie tak się czułem. Jak nowo narodzone dziecko i właśnie dlatego kochałem dragi.

- Dobra ja zmykam, bo widziałem, że w okolicy się patrol kręcił. - stwierdził blondyn, chowając dłonie w kieszeniach. - Ty też się lepiej zbieraj, Marcel. - dodał na odchodne, odwracając się w stronę drogi powrotnej.

- No dobra, dzięki. - podziękowałem znajomemu, po czym jak gdyby nic natchnęło mnie na jakąś domówkę. - W sumie Adrian weź ty mi powiedz, czy ty urządzasz może jakąś imprezę, czy coś? - rzuciłem dość głośno, tak aby chłopak odwrócił się w moją stronę, co oczywiście zrobił.

- W sumie nie planowałem, ale skoro już proponujesz, to można coś wykombinować. - uśmiechnął się wesoło, szczerząc te swoje idealnie białe zęby.

- Jednak myślisz, hah.

- Nie jestem taki głupi jak myślisz, Marcel. - odpowiedział na moją zaczepkę, po czym gestem kazał mi iść za nim. Szybko przemierzyliśmy całą drogę do jego mieszkania, a mi podczas trasy jedyne co siedziało w mojej głowie to pytanie "Jak to było pocałować moją królewnę?".

***

Zamknęłam powieki, starając się usnąć, ale było naprawdę cieżko. Nie dość, że poczułam się przez niego źle, to jeszcze się martwię, bo nie odbiera tego cholernego telefonu. Boję się, że sobie coś zrobi, w końcu dowiedział się, że jego ojciec zmarł. Tak bardzo bym chciała mu pomóc, ale on tego nie widzi. Najgorsze jest jednak to, że przeczuwam gdzie i po co mógł się udać. Jeśli nie próbuję się zabić, to najpewniej coś wziął. Mimo, że mówił, że planuje z tym skończyć. Teoretycznie był czysty mniej więcej tydzień, wieć miałam nadzieję, że tego nie przerwie, ale moje serduszko miało co do tego wielkie obawy.

Byłaś Moja ✰𝔻𝕆𝕃𝕀 Where stories live. Discover now