Rozdział czternasty

2.3K 78 46
                                    

- Kurwa mać. - krzyknęłam na całe gardło, łapiąc się za bolącą kostkę. Jeszcze brakowało mi tego, żeby na wyjeździe coś sobie złamać albo skręcić.
Oglądałam się dookoła, bo nigdzie nie mogłam znaleźć mojego telefonu, który pewnie gdzieś spadł. Po chwili zauważyłam, że leży trochę niżej niż ja, więc musiałam trochę zejść, inaczej bym leżała w tym miejscu i czekała na cud. Gdy złapałam telefon, który miał zbitą szybkę, zadzwoniłam do Krzyśka. Równie dobrze mogłam zadzwonić do przyjaciółki, ale zadzwoniłam do niego. Chłopak od razu odebrał i powiedział że zaraz przybiegnie. Próbowałam mu mniej więcej wytłumaczyć gdzie się znajduję, ale było ciezko. Bo jakby nie patrzeć, byłam tu pierwszy raz, plus jeszcze spadłam w małą przepaść. Po kilku minutach, ujrzałam biegnącego bruneta.

- Tutaj jestem! - krzyknęłam, żeby zwrócić jego uwagę na przepaść.

- Jezu, nic ci nie jest? Boli cię coś? Jak to się stało? - zaczął wypytywać zmartwiony. Nie znałam go jeszcze od tej troskliwej strony.

- Kostka mnie nakurwia nieziemsko, ale tak to okej.

- Chodź, wezmę cię na ręce. - zaproponował chłopak i schylił się, aby mnie podnieść.

W drodze do domków, opowiedziałam brunetowi jak to się wydarzyło. Weszliśmy do środka, a ja przebrałam się z tych ubrań, bo niedość że to strój treningowy to na dodatek cały ujebany. Gdy już się przebrałam, chłopak oznajmił przyjaciołom że jedziemy do szpitala aby sprawdzili czy jest tylko skręcona czy coś gorszego. Krzysiek wziął kluczyki od samochodu Michała, pomógł mi wsiąść i ruszyliśmy w drogę. Cały czas widziałam, że bardzo się martwi moim stanem, a ja go tylko uspokajałam.

- Nie masz co się martwić.

- Mam o co. Miałaś wypadek, który mogl się skończyć czymś zdecydowanie gorszym, na przykład wstrząsem mózgu. - mówił.

- Chociaż tyle dobrego. - powiedziałam, gdy Krzysiek zaparkował pod szpitalem. Wysiadł z samochodu i udał się pod drzwi od strony pasażera aby mi pomóc.

- Mogę iść sama, tylko musisz mnie trzymać żebym nie stawała na nodze.

- Nie chcę ryzykować. - odparł i wziął mnie na ręce w stylu panny młodej. Podeszliśmy do recepcji, żebym się zarejestrowała i czekała na lekarza. Po chwili w naszą stronę szedł mężczyzna w białym fartuchu. Wyglądał na bardzo młodego, może miał gdzieś około 27 lat.

- Helena Marzec? - zapytał.

- Tak, to ja. - odparłam wstając z krzesła.

- Zapraszam tędy. Pani chłopak tez może pójść. - powiedział i skierował się w stronę jednego z gabinetów.

- Pani chłopak tez pójdzie. - zaśmiał się Krzysiek, który szedł ze mną do gabinetu.

- Na szczęście nie jest to złamanie ani skręcenie. Ma pani bardzo opuchnięty obszar dookoła kostki, ale to nic tragicznego. Miała pani ogromne szczęście, bo niewiele brakowało do zwichnięcia stawu skokowego. Ale musi pani uważać i nie obciążać nogi, zalecałbym jak najmniej ruchu przez czas, dopóki opuchlizna nie zejdzie. Może pani chodzić o kulach, chyba że chłopakowi nie będzie przeszkadzało noszenie na rękach. - zaśmiał się lekarz, a ja tylko się uśmiechnęłam.

- Chłopakowi to nie będzie przeszkadzało. - odparł Krzysiek, który złapał mnie za rękę.

- Przepiszę pani maści, które najlepiej działają na opuchnięte miejsca i jeszcze raz proszę nie nadwerężać nogi. - powiedział i sięgnął po kartkę, aby wypisać maści.

Wzięłam od niego kartkę papieru i razem z Krzyskiem udałam się w stronę samochodu.

- Chłopak ma panią wziąć na ręce?

Nie masz nic do stracenia || Szczepan Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz