Rodział 2 - Szkoda byłoby złamać taki ładny nos.

1.2K 70 44
                                    

- Harry. - do uszu bruneta jak przez mgłę dotarł zniecierpliwiony głos Hermiony. - Harry! - dziewczyna szturchnęła go w ramię.

- Emm...co się dzieje? - chłopak gwałtownie potrząsnął głową i przeniósł swoje zdezorientowane spojrzenie na sylwetki dwóch przyjaciół, siedzących razem z nim w przedziale.

- Za chwilę wysiadamy, stary. - oznajmił Ron, wyglądający na zmartwionego. - Przez całą podróż nie odezwałeś się do nas ani słowem.

- Musiałem coś przemyśleć. - przyznał się zielonooki z apatycznym wyrazem twarzy. - Przepraszam.

- Martwimy się o ciebie, Harry. - westchnęła Gryfonka. - Od czasu śmie...sam wiesz czego, stałeś się jakiś nieobecny. - odparła. - W czasie wakacji nie wysłałeś nam ani jednej sowy. - wypomniała mu.

- W sklepie moich braci też nie wyglądałeś na zadowolonego. - przypomniał mu. - Widać było, że udajesz.

- No i wyszedłeś z niego tak nagle, bez żadnego słowa. - popatrzyła się na niego oskarżycielskim wzrokiem. - Co to w ogóle miało znaczyć?

Wybraniec musiał przyznać, że mimo, iż dopiero rozpoczął konwersację z Ronem oraz Hermioną, to już miał jej szczerze i serdecznie dość. To, co mu w tym momencie było mu najbardziej potrzebne to spokój i przestrzeń, a nie milion pytań do, czy też stroskanch spojrzeń. To on powinien martwić sie o nich, a nie oni o niego. W końcu być przyjacielem Harrego Pottera oznaczało być w niebezpieczeństwie.

Brunet najchętniej zbyłby pytanie brązowowłosej i wrócił do wpatrywania się w krajobrazy za oknem. Był jednak świadomy tego, że jeśli nie da jej satysfakcjonującej odpowiedzi, to dziewczyna będzie nękać go do kresu jego dni. A na to już na pewno nie starczyłoby mu siły.

- Wydawało mi się, że zobaczyłem Malfoya. - odparł po dłuższej chwili ciszy.

- No i? - Ron wydawał się nie rozumieć. - Co by cię miała obchodzić ta Tchórzofretka?

- Był z jakimiś ludźmi i razem weszli do sklepu Borgina i Burkesa. - wyjaśnił. - To wyglądało bardzo podejrzanie.

- Do czego przez to zmierzasz? - Hermiona w zastanowieniu uniosła brew.

- Tylko nie mów mi, że uważasz go za Śmierciożercę. - nagle zaśmiał się Weasley. - Ktoś taki jak Malfoy nie byłby im do niczego potrzebny.

- Nie wiem, co uważam. - wzruszył ramionami okularnik. - Ale wiem, że trzeba go będzie mieć na oku.

- Ja za to uważam, że przez cały ten powrót Czarnego Pana twoim życiem za bardzo zawładnęły teorię spiskowe. - westchnęła dziewczyna. - Powinniśmy skupić się na nauce i chociaż na chwilę nie zaprzątać tym sobie głowy.

- Łatwo ci mówić. - prychnął brunet. - To nie ty zostałaś wybrana, aby pokonać Voldemorta. Tylko ja. Sam.

- Dobrze wiesz, że nie jesteś sam. - Hermiona zaczynała tracić cierpliwość. - Jesteśmy w tym z tobą od samego początku i będziemy, aż do końca. Więc na Merlina, nie pleć bzdur.

- Właśnie, Miona dobrze gada. - wtrącił się rudzielec. - Musimy pokonać Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać razem z tobą.

- No właśnie nie musicie. - na twarzy Pottera zaczął malować się bliżej nieukierunkowany gniew. - Nie musicie bez przerwy się w to wtrącać i się dla mnie narażać. - dodał, starając się ukryć ból w swoim tonie.

Wybraniec z natury był pomadprzeciętnie impulsywny i emocjonalny, a kiedy w grę dodatkowo wchodziły sprawy jego najbliższych, już całkowicie nie potrafił zachować spokoju. Nienawidził swoich przyjaciół za to, że tak uparcie trwają przy jego boku w obliczu śmiertelnego zagrożenia oraz siebie, że lata temu ich w to wciągnął. Gdyby tylko mógł cofnąć się do przeszłości, z pewnością by temu zapobiegł. Nawet ceną ich przyjaźni, bo choć byłoby to dla niego bardzo łamiące przeżycie, to przecież lepiej mieć ich daleko od siebie i żywych, a nie martwych obok.

Sectumsempra //drarry//Where stories live. Discover now