Rozdział 7 - Czy ty użyłeś liczby mnogiej?

717 61 23
                                    

Nie było mnie trzy tygodnie, aczkolwiek teraz wracam. Tak ogólnie to nie wiem, czy nie mam koronawiusa, także śmiesznie. Aczkolwiek teraz to już chyba wszyscy go mają XD Być może wy też już mieliście.

W każdym razie życzę miłego czytania. Gwiazdkujcie, komentujcie No i hej!

________________________

- Nigdy ich nie znajdziesz, Potter. - Draco nachylił się ku stosowi liści i zaczął przebierać w nim rękami.

- Mógłbyś chociaż teraz mi nie dogryzać i się zam... - zaczął ofensywnie Harry, odwracając się w stronę szarookiego. Kiedy spostrzegł, że chłopak również grzebie w liściach, jego irytacja ustąpiła miejsca zdumieniu. - Co ty wyprawiasz, Malfoy?

- Pomagam ci, nie widzisz? - z sarkazmem odparł Draco.

- Pomagasz? - zdziwił się brunet. - TY pomagasz MI?

- Przestań się już tym ekscytować, bo zmienię zdanie. - przewrócił oczami blondyn. - Im szybciej je znajdziemy, tym szybciej wrócisz do pracy. - wyjaśnił.

Tak właśnie Draco tłumaczył sobie powód, dla którego postanowił pomóc Wybrańcowi. Nie z dobroci serca albo bezinteresowności, ale dla sprawniejszego osiągnięcia celu. To miało największy sens, ponieważ Ślizgon nie był bezinteresowny ani pomocny. Nie był i już. Jednakże blondyn w tamtym momencie wolał nie skupiać się na przyczynie swojego działania. Gdyby to zrobił i dostał nagle jakiegoś kryzysu tożsamości, to nie skończyłoby się to dobrze. Toteż zamiast tego postanowił skupić się na zadaniu i jak najprędzej odszukać zagubiony przedmiot Złotego Chłopca. Bo cóż trudnego może być w szukaniu okularów w stosie liści?

Otóż, jak się okazało - było w tym wiele trudnego. O wiele więcej, niż wydawało się Ślizgonowi, ponieważ po dobrych pięciu minutach szukania, po okularach wciąż nie było ani śladu.

- Nigdy nie znajdziemy tych jebanych okularów, Potter. - burknął szarooki. - Jesteś beznadziejny.

- Przepraszam bardzo, że mam wadę wzroku. - oparł z sarkazmem brunet.

- To rodzicie powinni cię przeprosić za słabe geny. - przewrócił oczami Draco. - A nie, zapomniałem, że raczej już...znaczy...- przerwał Malfoy, uświadamiając sobie, że dogryzki na temat rodziców może nie są na miejscu. Ale od kiedy niby przejmował się tym, co jest na miejscu? - Co jest, do jasnej cholery? - zapytał sam siebie na głos, nie mogąc uwierzyć, że odezwało się w nim coś na kształt sumienia.

- Przestałeś już gadać do siebie? - zadrwił z niego zielonooki.

- Czasem trzeba porozmawiać z kimś inteligentnym. - zadarł podbródek Ślizgon. - A że nie ma tu nikogo takiego, to zostaję sobie ja.

- Bardzo zabawne, Malfoy. - prychnął Potter, przestając schylać się nad liśćmi i drapiąc się po karku. - Poddaję się. - ogłosił. - Kupię sobie nowe.

- Od kiedy Złoty Chłopiec tak szybko daje za wygraną? - ironizował Draco. - To do ciebie niepodobne, Potter.

- Może gdybym był w stanie cokolwiek zobaczyć, to miałbym do tego inne podejście. - odparł z sarkazmem brunet.

- Wzroku przecież nie straciłeś. - przewrócił oczami blondyn.

- No i co? Ty chyba nie wiesz na czym polega wada wzroku.

- Masz rację, nie mam pojęcia. - z wyższością przyznał się szarooki. - Bo ja w odróżnieniu od ciebie mam sokoli wzrok.

- Wzrok to nie jedyne, co masz w sobie z tego zwierzęcia.

Sectumsempra //drarry//Where stories live. Discover now