Czy Jest Dla Mnie Nadzieja?

3.6K 163 6
                                    

                           ORIANA

    — Dokąd mnie wieziecie, do cholery?! – mój zachrypnięty głos był zapewne wynikiem chloroformu, którym potraktował mnie któryś z tych dwóch osiłków, którzy zajmowali teraz przednie miejsca samochodu. Żadnej odpowiedzi. Tego mogłam się spodziewać, bo przecież zadawałam im pytania od jakiegoś czasu i na żadne nie udzielili odpowiedzi. Po prostu milczeli. Nawet ze sobą nie rozmawiali. Tylko raz, łysy, który siedział za kierownicą, odebrał telefon i zapytał o dokładny adres, na który ma dostarczyć przesyłkę. Tą przesyłką byłam ja, to wiedziałam na pewno. Znów spróbowałam wyswobodzić dłonie, ale jedynie przysporzyłam sobie bólu. Przez szamotanie się ze sznurem, którym obwiązane były moje nadgarstki, skórę miałam boleśnie podrażnioną. To samo tyczyło się stóp. Pozycja, w której leżałam, też nie należała do najprzyjemniejszych, bo przypięli mnie do fotela pasami. Leżącą i unieruchomioną. Zdążyłam się domyślić, że mój dyskomfort jest teraz moim najmniejszym problemem. Zacisnęłam powieki, próbując zdusić pieczenie i zatrzymać wzbierające w moich oczach łzy. Felicia. Moja mała dziewczynka. Kompletnie nie wiedziałam co się z nią działo, ale jedynie myśl, że wszystko z nią w porządku i że muszę do niej wrócić, trzymała mnie teraz przy zdrowych zmysłach. W innej sytuacji nie wiem, czy zniosłabym kolejne uprowadzenie. Był ranek. Kiedy się zbudziłam o omdleniu przez chloroform świtało. Teraz było na dworze zupełnie jasno. Tyle mogłam dostrzec przez ich przednią szybę, bo moje z tyłu były całkowicie przyciemnione i nic nie mogłam przez nie zobaczyć. Romano już wiedział, że mnie porwali. Byłam tego pewna. A w to, że Felicia jest z nim, wierzyłam z całych sił. Samochód zwolnił, a kierujący nim mężczyzna opuścił szybę.

— My do szefa. Mamy ją – powiedział do kogoś, kto stanął tuż przy aucie. Nie zdołałam dostrzec jego twarzy. Puknięcie w dach stanowiło zgodę, bo po chwili ruszyliśmy naprzód. Oddychałam głęboko, by się uspokoić, co przychodziło mi z trudem. Byłam przerażona. Samochód znów się zatrzymał, ale tym razem mężczyźni z niego wysiedli. Czekałam, aż ktoś wyciągnie mnie siłą, ale nikt nie przyszedł. Minuty mijały, ale nikt po mnie nie wracał. Byłam pewna, że leżałam na tylnim siedzeniu kilka godzin, zanim drzwi  otworzyły się i moim oczom ukazał się mężczyzna, którego twarz mogłaby wydawać się miła dla oka, ale uśmiech, jaki na niej dostrzegłam i spojrzenie jakim mnie obdarzył, przyprawiły mnie o dreszcz przerażenia, który po chwili odszedł za mogłą, bo przycisnął mi do buzi szmatkę, która niosła ze sobą znajomy zapach. Straciłam przytomność.

— Nareszcie – usłyszałam męski głos, jeszcze zanim zdołałam całkowicie otworzyć oczy. Rozchyliłam je powoli i mlasnęłam, czując w ustach nieprzyjemny posmak i suchość w gardle.

— Gdzie ja jestem? – wychrypałam i w przypływie paniki podniosłam się do pozycji siedzącej. Moje nadgarstki i kostki nie były już skrępowane, ale umysł wciąż otumaniony był środkiem, którym mnie usypiali. Zakręciło mi się w głowie i znów opadłam na poduszkę. Zwróciłam głowę ku mężczyźnie, który siedział tuż obok łóżka, na którym leżałam. To ten sam facet, który przyszedł po mnie do auta. Przesunęłam się na łóżku, by zwiększyć dystans między nami, ale ściana zablokowała moją drogę ucieczki.

— U mnie. Jeszcze – rzucił tajemniczo i założył nogę na nogę.

— Po co tu jestem?

— Gdzie jestem? Po co? – powtarzał moje pytania, po czym zaśmiał się cicho. – Myślisz, że otworzyłaś oczy, a ja zdradzę Ci wszystko, co dla Ciebie zaplanowałem? Myślałem, że jesteś mądrą dziewczynką Oriano.

— Powiedz mi proszę, co z moją córką? Tylko tyle chcę wiedzieć, potem rób ze mną co chcesz – opuścił obie stopy na ziemię, pochylił się do przodu i oparł się łokciami o uda. W jego oczach dostrzegłam coś, co zmroziło krew w moich żyłach, choć jego usta wciąż układały się w niewielki uśmiech. Przerażał mnie.

OrianaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz