Prolog

247 34 16
                                    

- Wyskakuj z forsy

Oops! Questa immagine non segue le nostre linee guida sui contenuti. Per continuare la pubblicazione, provare a rimuoverlo o caricare un altro.

- Wyskakuj z forsy. Szef nie lubi czekać! - chłopak popchnął, szczupłego nastolatka na mur. 

- N-nie mam dzisiaj pieniędzy... - spuścił głowę. 

   Unikał spojrzenia prześladowców. Miał nadzieję, że to sprawi, że nie będą go męczyć - mylił się. Czarnowłosy chłopak z lekką nadwagą chwycił go mocno za ramię. Jego twarz wykrzywiał grymas niezadowolenia. 

- Nie słyszysz co się do ciebie mówi? Daj nam swoje pieniądze albo stanie ci się krzywda. Chyba wolałbyś tego uniknąć, prawda?

   Uczeń drżącą ręką sięgnął do swojej kieszeni wyciągając z niej kilka pomiętych banknotów. Dostał je od matki na dodatkowe lekcje, ale najwyraźniej będzie musiał z nich zrezygnować.

- No i widzisz! Można się dogadać na spokojnie nie używając przemocy... - z wrednym uśmieszkiem przeliczał pieniądze. - Panowie, nie będziemy dzisiaj mieć uczty, ale szef będzie zadowolony. Idziemy.

   Zostawili chłopaka samego i śmiejąc się głośno ruszyli długim słonecznym korytarzem. Nastolatek osunął się na ziemię, ukrywając twarz w ramionach. Nienawidził swojego życia. Chciał być lepszy, ale nie umiał.

- Hej, wszystko w porządku? - uniósł wzrok. 

   Mniej niż metr przed nim klęczał czarnowłosy chłopak. Jego twarz była smukła, a oczy delikatnie błyszczały. Był bardzo przystojny. Serce zabiło mu szybciej.

- T-tak wszystko jest dobrze... - nieznajomy wyciągnął w jego stronę haftowaną chusteczkę. 

- Weź to. Jeśli łzy zaschnął ci na twarzy będzie ci nie miło. 

- Dziękuję... - bąknął, oblewając się rumieńcem.

   Brunet uśmiechnął się szeroko, a na jego policzkach pojawiły się malutkie dołeczki. Poczochrał krótkie włosy nastolatka, po czym podniósł się i skocznym krokiem ruszył w tę samą stronę, w którą poszli chuligani.

- Kto to był... Anioł? - wychylił się zza rogu. - To musiał być anioł... 

***

   Szatyn zaczesał swoje nieco przydługie włosy do tyłu. Nie wiedział co powinien zrobić z tymi wszystkimi pieniędzmi. Co prawda, mógł je po prostu wydać, ale gdzie w tym zabawa? Pomasował odrętwiałą szyję. 

- Czyli zebraliście to wszystko od pierwszaków? 

- Tak, szefie! W tych czasach dzieciaki są strasznie dziane! - nastolatek westchnął ciężko.

- Czy nie mówiłem żebyście zostawili te dzieciaki? Są nowi, a wy od razu ich terroryzujecie! Miejcie trochę serca - przeliczył banknoty zgrabnie dzieląc je na pięć kupek. - To jest moje, a to wasze. Zróbcie z tym co chcecie, ale na przyszłość pamiętajcie żeby nie zabierać pieniędzy pierwszakom. Inaczej się pogniewamy i nie będzie już tak miło.

- T-tak, szefie! 

   Nastolatkowie zgarnęli swoją działkę, po czym pospiesznie zniknęli z jego pola widzenia. Oparł się o ścinę. Nie lubił tego. Zabieranie pieniędzy dzieciakom nie było dobre. Starszym w porządku, ale nie tym podlotkom!

   Podrapał się po karku. Słońce coraz szybciej chowało się za horyzont. Nie lubił wracać do domu po ciemku. Zabrał swoją koszulę, kierując się w stronę głównego wyjścia. 

- Przepraszam? - odwrócił się. 

- Tak? - stał na przeciw całkowicie obcego ucznia. Jego głos był słodki i przyjemny dla ucha. Zmarszczył brwi. - Kim jesteś?

- Ach! Wybacz, już się przedstawiam. Nazywam się Choi San, przeniosłem się tutaj z Seulu.

- A, czego chcesz San? Nie jestem w nastroju do żartów - chłopak uśmiechnął się miło. 

- Ja również. Szukam kogoś kogo niektórzy uczniowie nazywają swoim "szefem". Wiesz, gdzie go znajdę? 

- Ta... facet jest wkurzony. Jego ludzie w ogóle go nie słuchają i okradają dzieciaki... - zaśmiał się smutno. - Cóż, właśnie go znalazłeś. W czym mogę ci pomóc? 

- Stój nieruchomo.

- Słucham?

   San zamachnął się z całej siły, uderzając szatyna pięścią w nos. Chłopak się zachwiał, lecz nie upadł. Brunet potrząsnął dłonią, czując paskudny ból. 

- Zgaduję, że czymś sobie na to zasłużyłem - rzekł kpiąco uczeń, pochylając głowę by nie zadławić się krwią kapiącą z nosa.

- Dobrze zgadujesz. Sorki, ale teraz muszę już iść. Chciałem tylko odpłacić się za to co spotkało pierwszaków - posłał nastolatkowi ostatni uśmiech, po czym oddalił się w swoją stronę. 

- Cholera - zaklął, ocierając nos - mówiłem im żeby zostawili tych przeklętych pierwszaków.


Bad Friends [ateez, woosan]Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora