Rozdział 8

5.4K 211 10
                                    

Następnego ranka promienie słoneczne przedzierające się przez szklane okno zaczęły łaskotać twarz księcia. Chcąc nie chcąc wstał i leniwie się rozciągnął. Podszedł do okna i rozsunął jedwabne zasłony na boki. Na niebie nie dostrzegł żadnej chmury, więc stwierdził, że to idealny dzień, aby wybrać się z Archerem na polowanie albo na spacer z pewną pięknością.
- Achh Jane... - Jęknął z myślą o ukochanej.
W jego głowie zagościły obrazy z wczorajszego wieczora, kiedy oboje oddali się w ramiona przyjemności. Do tej pory czuł mrowienie na ustach i w miejscach, w których jej wargi pieściły jego szyję.
Był tak podekscytowany, że pod czas śniadania nie mógł powstrzymać się przed zapytaniem Racheli o jej kuzynkę, choć rozum podpowiadał mu, że igra z ogniem. Jednak William był w pełni zaślepiony i stłumił to uczucie w zarodku.
- Droga Rachelo. - Zwrócił się do blondynki. - Obiło mi się o uszy podczas balu, że masz kuzynkę. Czy to prawda?
Zaskoczona dziewczyna przerwała posiłek i odłożyła sztuczce. W tym samym momencie poczuł kopnięcie w nogę. Archer szepnął w jego kierunku coś w stylu, żeby się opamiętał. Jednak William nie przejmował się ani nim, ani Rachelą, a tym bardziej jego matką, która zaciekawiona przysłuchiwała się im w milczeniu.
- To prawda. - Odpowiedziała zanim wytarła usta w serwetkę.
- Jak jej na imię? - Wtrąciła się królowa Katherina.
- Jane Winslow, Wasza Wysokość. Jane mieszka z nami od kiedy straciła rodziców.
Straciła rodziców? William nie miał o tym zielonego pojęcia. Zrobiło się mu jej żal. Zdał też sobie sprawę jak niewiele o niej wie. I naszła go ogromna ochota, aby poznać tę dziewczynę bliżej. Chciał, aby podzieliła się z nim wszystkimi swoimi sekretami. To było jednak niemożliwe skoro mieszkała w posiadłości Averillów.
- Wspominałaś, że twoi rodzice wyjechali, prawda?
Rachela delikatnie pokiwała twierdząco głową i sięgnęła po szklankę z sokiem. Cała ta sytuacja zaczęła ją stresować.
- W takim razie może zaprosimy ją na zamek? Nie masz nic przeciwko matko?
Archer pochylił się w jego stronę i syknął wprost do jego ucha.
- Co ty wyprawiasz?! Zwariowałeś?
Rachela niemal zakrztusiła się napojem i zaczęła delikatnie kaszleć. Jej reakcja wydawała się mu co najmniej podejrzana. Szybko odłożyła szklane naczynie na stół.
- Ależ oczywiście!
- Myślę, że to nie najlepszy pomysł. - Wtrąciła się. - Moja kuzynka..., ehmm... Ona nie przepada za tłumem i dworskim życiem. Jest bardzo nieśmiała i bardzo ceni sobie prywatność.
Co za bzdura! Wczoraj, gdy obsypywała go pocałunkami wcale nie wydawała się nieśmiała. William zdał sobie sprawę, że jego spotkania z Jane wcale nie będą takie łatwe do zrealizowania.
- Wielka szkoda. - Odpowiedziała królowa. - Mimo wszystko pamiętaj, że drzwi naszego zamku zawsze są szeroko otwarte dla ciebie Rachelo i twojej rodziny.
- Dziękuję Wasza Wysokość. - Uśmiechnęła się blado w jej stronę.
Przy stole zapadła cisza. William nie miał najmniejszej ochoty na jej przerywanie. Jego matka postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
- Więc? Jak sprawy z baronem Barneyem?
- Wszystko idzie po naszej myśli. Przyjął zaproszenie na przyjęcie. - Odpowiedział Archer.
- Przyjęcie? - Pisnęła podekscytowana Rachela.
William wywrócił oczyma.
- Tak. Organizujemy przyjęcie w ogrodzie na cześć barona. Oczywiście czuj się zaproszona. - Królowa posłała jej szczery uśmiech.
- Och, z wielką chęcią. Uwielbiam przyjęcia.
- Jakoś mnie to nie dziwi. - Pomyślał książę.
Jane po raz pierwszy w życiu wpadła w siła namiętności przez co straciła umiejętność racjonalnego myślenia. Nigdy wcześniej się jej to nie zdarzało. Jej myśli były skupione tylko i wyłącznie wokół jednej osoby.
Archera.
Westchnęła ciężko. Wiedziała, że nie powinna się z nim spotykać, ale chęć ponownego wyładowania w jego ciepłych ramionach wzięła nad nią górą. Szybko podniosła się z ławki i ruszyła w stronę zamku w poszukiwaniu lorda. Nie zrobiła nawet pięciu kroków, gdy poczuła, że ktoś chwycił ją za nadgarstek.
- Wybierasz się gdzieś?
Obróciła się powoli i ujrzała swoją kuzynkę. Rachela jak zwykle promieniała. Odkąd przyjechały na zamek Jane codziennie widziała na jej ustach szeroki uśmiech.
Dwór jej służył.
Jane czuła się tu więźniem. Nie mogła swobodnie poruszać się po zamku. Musiała być niewidoczna, aby nie sprawić problemu kuzynce. Czuła się jak w klatce. Jedynie chęć ponownego zobaczenia się z Archerem podnosiła ją na duchu.
- Książę organizuje przyjęcie w ogrodzie! - Pisnęła - Oczywiście zostałam zaproszona. Tak się cieszę Jane!
Jane cieszyła się ze szczęścia kuzynki, bo kiedy ona była szczęśliwa nie musiała wysłuchiwać jej lamentów. Wolała kiedy Rachela była radosna. Nawet jeśli jej piskliwy ton wydawał się ostatnio zbyt denerwujący.
- Cieszę się. - Odpowiedziała.
- Pomożesz mi wybrać suknie dobrze?
Przytaknęła.
- No cóż... Spotkanie z lorem Archerem musi poczekać. - Pomyślała.
Szybko się jednak okazało, że nie była wcale potrzebna. Rachela przymierzała co chwila nowe sukienki i nawet nie słuchała co Jane miała do powiedzenia.
Może to i lepiej. Przynajmniej nie muszę udawać, że się staram.
Rachela w każdej kreacji wyglądała zjawiskowo. Jane czując się niepotrzebna wymknęła się z jej pokoju, kiedy ta przymierzała kolejną suknię. Delikatnie chwyciła za klamkę i sekundę później szła korytarzem.
Nagle usłyszała czyjeś głosy. Szybko schowała się za jedną z marmurowych kolumn, aby pozostać niezauważoną. Po chwili rozpoznała jeden z głosów.
Archer.
Wychyliła się nieznacznie i ujrzała lorda w towarzystwie z księciem.
Czy oni zawsze chodzą wszędzie we dwoje?
Pomimo tego, że słyszała ich rozmowę mogą wyłapać jedynie pojedyncze słowa. Gdy ją wyminęli odczekała chwilę i poszła w ślad za nimi. Utrzymywała dość spory dystans, ale była tak w nich wpatrzona, że nie zauważyła stojącej przed nią komody, na której stał duży, marmurowy wazon. Z wielkim hukiem wpadła w mebel.
William rozmawiał właśnie z Archerem o zbliżającym się przyjęciu, gdy nagle oboje usłyszeli za sobą donośny hałas. Kiedy się obrócili ujrzeli Jane, która usiłowała złapać wazon tak, aby nie roztrzaskał się na kawałki. Udało się jej.
Dzięki Bogu. To ulubiony wazon matki.
Jane szybko odłożyła wazę na swoje miejsce. Delikatnie dygnęła w stronę Archera.
- Wasza Książęca Mość.
Później spojrzała w jego kierunku. William nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Klepnął przyjaciela w ramie i rzucił krótko, że zobaczą się później. Archer posłusznie zniknął w głębi korytarza.
- Śledzisz nas? - Postanowił się z nią trochę podroczyć.
- Ja?! - Uniosła ręce ku górze. - Skądże znowu. Ja tylko... Ekhmm... Oglądałam ten... Wazon. Właśnie tak! Wazon!
Oboje spojrzeli na szklane naczynie.
Był okropny! Łączenie granatu i brązowego powinno być surowo zabronione.
- Wcale cię nie śledziłam lordzie. - Speszyła się.
- Doprawdy? - Zmarszczył czoło. - Więc co tu robisz?
Był zaskoczony, gdy ja tu zobaczył. Czyżby ponownie wkradła się do zamku, żeby go zobaczyć?
- Powiedzmy, że tymczasowo tutaj mieszkam.
Całkowicie zbiła go z tropu.
- Mieszkasz?
Przypomniał sobie dzisiejszą rozmowę przy śniadaniu. Rachela twierdziła, że jej kuzynka zamieszkuje w rezydencji Averillów. To było dla niego bardzo dziwne.
- Tak. Przyjechałam tu z Rachelą, ale nikt o tym nie wie. Jej rodzice musieli wyjechać, a ja nie mogłam zostać sama. Przyjechałam tu jako jej pomóc? Asystentka?
Nie umiała znaleźć odpowiedniego słowa.
- Czyli wszyscy myślą, że jesteś jej pokojówką? - Oburzył się.
- Dokładnie tak. - Podsumowała.
- Tak nie może być. Zaraz pójdę powiedzieć, żeby przygotowano dla ciebie pokój. Nie mogę na to pozwolić by cię tak traktowano.
- Proszę nie rób tego!
Zdziwił się i nie potrafił zrozumieć jej zachowania. Był przekonany, że Rachela wykorzystuje dobroć swojej kuzynki.
- Dlaczego?
- Nie chcę być dla nikogo problemem.
- Problemem? - Prychnął. - W tym zamku jest dwieście pokoi. Myślę, że znajdzie się jakiś odpowiedni.
- Nie o to chodzi.
Wbiła wzrok w podłogę i głośno westchnęła.
- Nie chcę, aby moje wujostwo miało problemy. Bądź co bądź jest to nadużywanie gościnności króla i królowej.
W końcu ją zrozumiał. Nie chciała narażać reputacji swojej rodziny kosztem swojego komfortu. To mu bardzo zaimponowało. Znał wiele dam, które nie mógłby tego znieść. W dodatku zrozumiał czemu Rachela tak bardzo protestowała z zaproszeniem jej kuzynki na zamek. Zabawne, że nie wspomniała o tym, że jej kuzynka już tu zamieszkuje. Miał ogromną ochotę wykrzyczeć to tej rozpuszczonej blondynce w twarz przy najbliżej okazji.
- Chodź.
Chwycił ją za rękę. Dziewczyna była lekko zmieszana, ale posłusznie udała się za nim. Udali się na wyższe piętro. Jane nigdy tu nie zaglądała. Wiedziała, że to skrzydło przeznaczone jest dla rodziny królewskiej. William otworzył jedne z drzwi i oboje weszli do środka. Jej oczom ukazała się ogromna komnata z wielkim, złotym łóżkiem z baldachimem. Z okna było widać cały ogród. Ta komnata była znacznie większa niż ta Racheli.
- Ten pokój będzie zawsze do twojej dyspozycji. Wiem jakie mamy małe pokoje dla służących, więc zawsze, gdy będziesz miała dość tych małych czterech ścian możesz tu zaglądać.
To zbyt wiele...
- Rachela o niczym nie musi wiedzieć. Tak samo jak cała reszta. - Jakby czytał w jej myślach. - A poza tym...
Zrobił krok w jej stronę.
- Możemy się tu spotykać.
Zmarszczyła brwi.
- Chcesz powiedzieć, że to pokój na schadzki?
Odepchnęła go od siebie. Jej duma została właśnie zmiażdżona.
Jeśli myślał, że przekupi mnie jakimś pokojem to grubo się mylił. Nie jestem niczyją zabawką.
Gdy chciała go wyminąć i wyjść szybko złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie. Zamknął ją w swych ramionach tak, że dzieliły ich milimetry. Jane zaczęła płycej oddychać. William oparł swoje czoło na jej czole i delikatnie pochylił się w stronę jej ust.
- Przepraszam. Nie chciałem, żeby to tak zabrzmiało. - Powiedział szczerze. - Wiem jestem głupi. Po prostu... Ucieszyłem się z faktu, że będę cię codziennie widywać.
- A będziesz? - Zaśmiała się.
- Z pewnością tak.
Widząc uśmiech na jego twarzy serce Jane miękło. Wiedziała, że jest na straconej pozycji. Ale czy ktoś inny byłby w stanie oprzeć się tym szmaragdowym oczom?
- Niedługo odbędzie się przyjęcie ogrodowe. Powinnaś przyjść.
- Wiesz, że nie mogę...
- W takim razie spotkajmy się na tarasie. Wszyscy goście będą w ogrodzie, więc będziemy mogli spędzić razem czas we dwoje.
To nie był najlepszy pomysł. W każdej chwili ktoś mógł ich nakryć. Jane nie wiedziała jak miałaby komuś wytłumaczyć spotkanie zwykłej służącej, za którą ją uważali z lordem. Jednak pokusa spędzenia z nim popołudnia sam na sam była znacznie większa i postanowiła zaryzykować.
Nie poznaję sama siebie. Od kiedy ja podejmuję tak pochopne decyzję?
- Zgoda.


***

Normalnie nie byłoby dziś rozdziału, ale mam dziś urodziny, więc stwierdziłam, a co mi tam. Nie będę czekać do wtorku tylko dziś wam j*bnę rozdzialik <333

Dziękuję za wasze komentarze pod ostatnim rozdziałem. Cieszy mnie to, że ktoś tu jeszcze został. 

No kochani, tyle ile dziś będzie gwiazdek pod rozdziałem to tyle pije dziś dodatkowych szotów :D Nie zawiedźcie mnie! 

Bez odbioru! 

Zakazany romansWhere stories live. Discover now