Rozdział 4

3.6K 144 28
                                    

Michael

Uciekła mi! Kurwa, dosłownie mi uciekła! Po tym jak się odsunęła i odeszła, zamurowało mnie. Jak wróciłem do rzeczywistości, to nie mogłem jej nigdzie znaleźć. Poszedłem do swojej loży licząc, że łatwiej będzie mi dostrzec ją z góry, ale nic z tego. Rozpłynęła się.

Nie wiem, co miałem o tym myśleć. Przez te kilkanaście sekund, gdy tańczyliśmy, odniosłem wrażenie, że było dobrze, że jej się podobało. Nie rozumiałem więc, co się stało. Nic jej przecież nie zrobiłem. Nie dotknąłem jej też w sposób, jaki mogłaby zaliczyć do, jak to ujęła, macania.

W pierwszej chwili nawet nie zauważyłem, że się odsunęła, dopóki się nie odezwała przepraszając. A taniec z nią, te kilkanaście sekund jakie mi dała...i jej ciało przy moim...Poczułem taki dziwny spokój. Świat przestał istnieć, problemy nagle zniknęły, zmęczenie odeszło. Poczułem spokój, ciepło i...podniecenie jakiego jeszcze nigdy nie miałem. Żadna z kobiet nigdy czegoś takiego u mnie nie wywołała, a przecież miałem ich wiele, naprawdę wiele.

Cały kolejny tydzień czekałem, by nadeszła sobota. Oczekiwałem, że znowu się pojawi. Koniecznie chciałem dorwać ją i zapytać o co chodziło. Czy się mnie bała? Czy to przez Jake'a? A może ogólnie miała problem z facetami? Nie dawało mi to spokoju. Nigdy nikt mnie tak nie potraktował. Zawsze to ja bawiłem się innymi i traktowałem ich tak, jak tego chciałem. To ja decydowałem z kim, kiedy i jak długo byłem. Nigdy na odwrót. Nie mogłem pozwolić, żeby to ona wygrała, żeby to jej słowo było ostatnie. Taki postawiłem sobie cel, wygrać z nią. Wygrać i pokazać jej, kto rozdaje karty.

W końcu się doczekałem. Sobota nadeszła i jak się spodziewałem, była też ona. Obserwowałem ją dłuższy czas. Gdy tańczyła, była jak w transie. Jakby niczego wokół nie było, tylko ona i muzyka. Jakby była w zamkniętym świecie dostępnym tylko dla niej.

Kiedy poszła się czegoś napić, wydawało mi się, że mnie dostrzegła. Chciałem poczekać chwilę i do niej pójść. Jednak jak już się zdecydowałem i zacząłem do niej zbliżać, to nasze spojrzenia się spotkały. Przez chwile wpatrywała się na mnie przerażona i już po chwili... jej nie było.

Zniknęła! Do cholery, znowu! Zwiała zanim zdążyłem podejść. Byłem ogromnie wkurzony. Czekałem cały jebany tydzień, żeby ją dopaść, a ona mi zwiała, zanim podszedłem bliżej, nie mówiąc już o jakiejkolwiek rozmowie. Wiedziałem, że prędzej czy później ją złapię, ale teraz nie będę za nią ganiał.

Już prawie trzy tygodnie nie miałem żadnej panienki, a musiałem upuścić pary. Na szczęście było mnóstwo chętnych wokół, więc nie musiałem się zbytnio wysilać, żeby jakąś znaleźć. I jak pomyślałem tak zrobiłem, z tą różnicą, że nawet nie musiałem szukać, bo przyszła sama. Poszedłem z nią do auta, wyładowałem się rżnąc ją ostro na tylnym siedzeniu. Później ją z niego wywaliłem i odjechałem. Nigdy nie zabieram lasek do swojego mieszkania. Od tego były hotele, toalety w klubach, tylne siedzenia aut, ewentualnie mieszkania tych lasek. Ale nigdy moje. Moje to mój azyl, moja świątynia. W moim mieszkaniu się nigdy żadna nie znajdzie, nigdy.

Poniedziałek zaczął się spokojnie. Miałem dużo pracy, ale wszystko szło według ustalonego kalendarza, a to mi odpowiadało. Niestety nie trwało to jednak długo, bo już we wtorek asystentka przypomniała mi o piątkowym bankiecie biznesmenów, o którym zapomniałem. To zdecydowanie popsuło mi humor i jak za pstryknięciem palcami, robota do końca tygodnia mi nie szła. Nie chciałem tam iść, ale nie miałem wyjścia. Niestety reprezentowałem tam zarówno siebie jak i swoją firmę i musiałem się tam pojawić.

Szczęście w nieszczęściu, że nie musiałem być tam długo i nie wymagane było przyjście z osobą towarzyszącą. Nie to, żebym miał problem znaleźć chętną, wręcz przeciwnie. Tylko one sobie później wyobrażały nie wiadomo jakie wspólne zakończenie ze ślubem, dziećmi, domkiem z białym płotkiem. A to nie było dla mnie. Po co mi związek? Tłumaczenie się ze wszystkiego, kompromisy i wszelkie ograniczenia dotyczące monogamii. Bycie singlem było wygodniejsze. Robiłem co chciałem, kiedy, gdzie i z kim chciałem i nikomu nie musiałem się z tego tłumaczyć. A skoro było pięknie, to nie zamierzałem tego zmieniać. Poza tym, nie w moim klimacie było mieć jedną laskę na więcej niż raz, więc tym bardziej o jakimkolwiek związku nie byłoby mowy.

Nadszedł ten znienawidzony dzień, piątek, dzień bankietu. Ubrałem się według wymogów: czarny smoking, biała koszula, czarna muszka i ...sztuczny uśmiech pokazujący jaki jestem szczęśliwy, że mogłem tam być. Dotarłem na miejsce na równo z rozpoczęciem, bo po co być przed czasem? Wtedy musiałbym się dłużej męczyć, bo i tak nie mógłbym wyjść wcześniej.

Po oficjalnej części z nudnymi dłużącymi się w nieskończoność przemówieniami, nadszedł czas na luźniejszą część, czyli rozmowy z gośćmi. Wykorzystałem więc okazję, by się wymknąć i poszedłem do toalety. Jednak skręcając w prowadzący tam korytarz, wpadłem na kogoś, prawie przewracając kobietę, z którą się zderzyłem. Szybko wyciągnąłem ręce, by ją objąć i uchronić przed upadkiem. Na szczęście refleks miałem szachisty, bo kobieta nie zdążyła upaść.

Wtedy to poczułem i to już drugi raz w życiu. To niesamowite ciepło i spokój. Pierwszy raz dała mi to nieznajoma dziewczyna z klubu. Teraz było tak samo. Było mi tak przyjemnie, że nie chciałem, by ta chwila się skończyła, chciałem by trwała jak najdłużej. Jednak ona się odsunęła i przerwała to błogie uczucie. Przyglądałem się jej dokładniej do momentu, aż się zmieszała i zaczęła powoli, coraz bardziej się ode mnie odsuwać.

Była piękna i miała coś takiego w spojrzeniu, że czułem się jak zahipnotyzowany. Wydawała mi się dziwnie znajoma, ale wiedziałem, że gdybym ją już wcześniej spotkał, to na pewno bym ją zapamiętał. Takich piękności się nie zapomina. Ciemne kasztanowe włosy spięte w wytwornego koka, cudne jaskrawo zielone oczy podkreślone subtelnym delikatnym makijażem i niesamowite usta pomalowane, nie czerwoną jak u większości tu zebranych kobiet, ale brązową szminką. Ubrana była w długą, delikatną, wiśniową sukienkę z rozcięciem z jednej strony sięgającym prawie do biodra. Wyglądała niesamowicie.

- Nic się pani nie stało? – spytałem zmartwiony, bo była wystraszona, więc chciałem ją uspokoić. – Przepraszam. Nie zauważyłem Pani wychodząc z zza rogu.

Ona odetchnęła głęboko, jakby musiała złapać powietrze. Miałem wrażenie, że była zestresowana, ale nie zła, lecz dziwnie przejęta.

- Nie, nic się nie stało. Ja również pana nie zauważyłam. – Na sekundę zerknęła mi w oczy, jednak szybko ponownie spuściła wzrok i dodała: – Dziękuję, że mnie pan złapał.

Już chciałem coś powiedzieć, przedstawić się i podpytać trochę o nią, ale wyminęła mnie i odeszła. Obserwowałem jak oddala się w stronę głównej sali, i nie spuszczałem z niej wzroku, dopóki nie zniknęła za drzwiami.

Co się ostatnio działo? Dwie kobiety, które wywołały u mnie to samo dziwne uczucie, obie mnie zostawiły odchodząc. Czyżby jakaś dziwna passa? Teraz tak już będzie? Nie, niemożliwe. Przypomniałem sobie, że miałem iść do toalety, więc skierowałem się w tamtą stronę. Po powrocie na salę zacząłem się rozglądać za tą pięknością, ale bez rezultatów. Nie miałem nawet kogo o nią zapytać. Znałem tych ludzi tylko z interesów i nie spoufalałem się z nimi, bo to utrudniało biznes. Poza tym, co miałem powiedzieć? Że kogo szukam? Przecież ja sam tego nie wiedziałem.

Dla uszczęśliwienia mojego ukochanego działu PR, odpękałem odpowiedni czas, jaki miałem spędzić na tym balu i wróciłem do mieszkania. Będąc już u siebie nalałem sobie whisky i stanąłem przy dużym oknie w salonie. Spoglądając na widok miasta nocą, zastanawiałem się nad tym, co się ostatnio działo. Analizowałem swoje uczucia wobec dwóch całkowicie nieznanych mi kobiet. Kobiet, które wywoływały we mnie wspaniałe uczucie spokoju. Nie wiedziałem, jak mógłbym znaleźć tę damę z balu, więc postanowiłem przeszukać artykuły prasowe z gali. Wszyscy się o tym rozpisywali, więc łudziłem się, że na którymś ze zdjęć będzie ona, a to znacznie ułatwiłoby mi jej identyfikację.

Byłem naiwny. Nie znalazłem nic, kompletnie nic. Ani jednego zdjęcia z nią - nawet w tle. Już wiedziałem, że raczej nigdy się nie spotkamy. To była jedyna szansa na jej rozpoznanie.

Ale dziewczyna z klubu...? Hmm... Ją mogłem odszukać, a przynajmniej spróbować. Skoro wpuszczali ją w takim stroju, to znaczy, że musieli ją znać. Ochrona też nadzwyczajnie szybko reagowała w sytuacjach z nią związanych. Poza tym, przecież tańczyła z tym barmanem. On na pewno ją znał. To wszystko nie mogło być zbiegiem okoliczności. Musiałem ją znaleźć. Ale nie dlatego, że nie mogłem przestać o niej myśleć. Nie, bo ona nic dla mnie nie znaczyła. Musiałem ja odszukać,ale tylko po to, by udowodnić sobie, że ona nie była warta mojej uwagi i że tak samo jak każda inna kobieta, mi się nie oprze.



NieZwykła [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now