Rozdział 33

2.9K 108 1
                                    


Ucieczka to jedyne na czym myślałam kiedy usłyszałam te kilka słów.

Twój ojciec nie żyje.

Te słowa rozbrzmiewały w mojej głowie niczym echo w pustej jaskini. Śmierć była dla niego ucieczką nad odpowiedzialnością za swoje czyny, za całe zło, które wyrządził nie tylko mnie, ale i innym.

Czując palące spojżenia żałobników na swojej osobie, miałam wrażenie, że jestem jak trędowata, która zgubiła się w śród zdrowych osób.

Widząc jak Roxane, płaczę nad trumną ojca tuląc ich syna, zrobiło mi się jej szkoda. Ojciec zawsze robił dobre wrażenie wśród obcych, tylko nie liczni znali jego prawdziwą stronę. Bezlitosnego tyrana, który tworzył swoją nieskazitelną aurę, by nikt nie widział jaki jest naprawdę.

Wiem, że nie powinnam tak mówić o zmarłych, ale może to nawet dobrze, że umarł choć ona nie będzie musiała cierpieć kiedy znajdzie młodszą od niej kobietę i oznajmi jej, że jej nie chce.

Oboje staliśmy na samych końcu orszaku żałobnym, ale doskonale mogłam wyczuć wrogość i bezlitosne komentarze od mnie.

Byłam tą najgorszą mimo, że to ja byłam ofiarą. Nawet po śmierci był uznawany za bohatera, którego wyrodna córka nie chciała dać przeszczepu.

Jesienna aura doskonale dawała się wszystkim we znaki. Spadające złociste liście, chłodny wiaterek owiewał moje odziane czarnym płaszcz ramiona, rozwiewając moje włosy.

- Jak śmiesz się tu pojawiać? - słyszę ostry i rozżalona ton straszej kobiety - mój syn był dla Ciebie ojcem twoim obowiązkiem było uratować jego życie. Gdyby...gdyby nie ty on by żył.

Dlaczego ja się tu wogule pojawiłam? Chciałam być w pirządku położyć głupie kwoty i odejsć nic więcej. Mimo wszystko on jednak był moim ojcem.

- Mamo, przestań pleść te głupoty, John byl jaki był i dostał to na co zasługiwał. - unoszę wzrok widząc postać czarnej owcy rodziny ciocie Jenifer

- Jenifer jeszcze ty! To twój brat. Tam stoi jego żona z dzieckiem na rękach. Wdowa, z dzieckiem. Przez nią została sama z małym dzieckiem na utrzymaniu.

- Daruj sobie babciu te umoralniające mnie rozmowy, nic nigdy nie będzie wstanie zmniejszyć moich krzywd. Zawsze stałaś za nim. Zawsze usprawiedliwiałam jego czyny, nawet wtedy kiedy porzucił rodzinę.

- Jane, to było lata temu, a po za tym wierzę swojemu synowi. Powinnaś być mu wdzięczna, że po tym jak urodziłaś tego bękarta pozwolił Ci wrócić do domu. Mógł wystawić Cię za drzwi. - czuję jak dłoń Nicka zaciska się na mojej talii, a moje zdenerwowanie również podnosi się ku wyżynom. Musiała trafić w mój najczulszy punkt.

- Jak możesz? I ty śmiesz nazywać się moją babcią. Jesteś takim samym potworem jak on. Współczuję Roxan i jej synowi, że będzie musiała wysłuchiwać tego jaki on był wspaniały. Nigdy taki nie był. Nie był perfekcyjnym ideałem za którego go uważasz. Był sukinsynem, zdradzał mamę na każdym kroku, skrzywdził nawet własną siostrę, bo jego musiało być na wierzchu. Brak mi słów na to jak bardzo jesteś w niego zaslepiona.

- Wyjdź stąd i nie pokazuj się tutaj ani na moje oczy. Jesteś zakałą rodziny tak samo twoja matka. Jesteś morder...

- Proszę zachować swoje komentarze dla siebie. Pański syn zlecił porwanie własnej córki. Gdyby nie to, że ją odnaleźliśmy nie było jej tutaj.

- A Pan kim jest? Kolejnym jej sponsorem. Daje panu dupy za pieniądze. Tylko to potrafii. Schańbić się i zabić nie winnego człowieka.

- Mamo przestań, czy ty nie widzisz tego jaki on był? Ja przez niego nigdy nie mogłam być szczęśliwa. Johny skrzywdził własną córkę. Gdyby nie to, że muszę się tobą zajmować nigdy bym nie została z tobą. Wybacz, ale nie będę brała więcej udziału w tym cyrku. Wyjeżdżam.

Korzystając w ich chwilowej wymiany zdań podeszłam do samotnej kobiety łkającej przy trumnie.

Kładę wiązankę kwiatów, zwracając jej uwagę. Podnosi się na kolan i ociera twarz, łez.

- Co ty tu robisz? - mówi zachrypniętym od płaczu głosem

- Roxan - kładę dłoń na jej ramieniu - ja wiem, że jest Ci ciężko, i, że pewnie mnie nienawidzisz, ale naprawdę przykro mi z tego co się stało. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebować pomocy albo poprostu będziesz chciała porozmawiać. Zadzwoń proszę, chcę Ci pomóc. Wiem jaka jest Penelope, a tobie pewnie też przyda się chwila odpoczynku od tego wszystkiego. - uśmiecham się delikatnie. - i od niej

- Dziękuję, myślałam, że mnie nie cierpisz. Zabrałam Ci ojca i męża twojej matce

- On sam dawno wypisał się z funkcji mojego ojca. Proszę to mój numer. Napisz zadzwoń, naprawdę chętnie Cię poznam. - dotykam jej chłodnej dłoni i podaję jej moją wizytówkę - Mam nadzieję, że zadzwonisz i poznam brata. - przytulam ją co ku mojemu zdziwieniu odwzajemnia

Żegnaj tatusiu


Cześć I : Dupek, a jednak Kocha Donde viven las historias. Descúbrelo ahora