Gdyby reinkarnacja istniała, a ja musiałabym powtórzyć moje życie co do momentu, to nigdy by mi się to nie udało. Nawet gdybym pamiętała o wszystkim, co zrobiłam i kiedy. To było po prostu niemożliwe.
Do późna szukałam jakiegoś prezentu dla Colina, który mówiłby ''kocham cię, ale prezenty nie są najważniejsze'' i jednocześnie byłby idealny. W końcu postanowiłam, że zaryzykuję i pojadę autobusem gdzieś, gdzie da się kupić płyty. (Ta wycieczka przyniosła fatalne dla mnie skutki, ale do tego jeszcze wrócę w mojej wewnętrznej retrospekcji). Album Eda Sheerana o dwudziestej był już przewiązany piękną wstążeczką, ale czekała mnie jeszcze jedna sprawa. Albo dwie.
Po pierwsze: zabrałam miraculum pszczoły, jednak zabrało mi to niemal godzinę. Moim rodzicom zebrało się na romantyczne wspólne granie na gitarach w salonie, które zwykle trwało do późna, więc miałam niemały problem z przedarciem się po cichu do kuchni po grzebyk pszczoły, który zamierzałam dać przypadkowo wybranemu wybrańcowi, czy raczej wybrance. Nie miałam pewności, że grzebyk zmieni formę, gdy trafi pod opiekę chłopaka, a przynajmniej na taką, która nie będzie żenująca.
Trzecią sprawą było typowe kobiece niezdecydowanie w kwestii stroju na następny wieczór. Chloé wysłała wszystkim zaproszenia na imprezę z okazji walentynek. Wątpiłam, żeby wszyscy się zgodzili przyjść (w końcu to dzień na randki tylko we dwoje). W dodatku do późna siedziałam nad lekcjami i serialem (za bardzo się wciągnęłam, przeklęty Adrien). Jaki więc uzyskałam wynik? Wspaniałe zaspanie, w wyniku którego tata musiał mnie podwieźć do szkoły. Pierwsza lekcja już dawno trwała.
Wspominałam, że nienawidzę jazdy autobusem i ta czwartkowa okazała się błędem? Otóż w trakcie dzisiejszej jazdy dostałam dziwny esemes od nieznajomej persony, która pisała coś o moich pięknych czterech literach. W pierwszej chwili wydarłam się, strasząc tatę, i od razu chciałam zablokować zboczeńca, który (nie wiedzieć skąd) miał mój numer telefonu. Ale wtedy nasunęła mi się głupia myśl i odpisałam, że operacja zmiany płci sporo kosztowała. Obcy numer szybko mnie zablokował.
I w ten oto sposób dotarłam do szkoły. Niezwykle interesująca historia, prawda?
Jakimś cudem na francuskim wszyscy siedzieli w innym układzie. Adrien z Marinette, Alya z Nino, Alix z Kimem, Nathaniel z Maxem, ze mną Chloé...
— Co do Oktawiana? — zapytałam zdziwiona, nie bacząc na to, że przerwałam lekcję. Część przestała rozmawiać i pochylać się nad książką, żeby mi pomachać albo się zaśmiać.
— Dzień dobry, Mary. Nie sądziłam, że zaszczycisz nas dzisiaj swoją obecnością. W końcu po Marinette nie przychodzi już nikt. — Pani Bustier zaśmiała się ze swojego żartu, a Marinette zaczęła uderzać głową o tors Adriena, czerwieniąc się na twarzy.
— Przepraszam, jakiś zboczeniec mnie napastował po drodze — powiedziałam, siadając na swoim miejscu, uśmiechając się niewinnie. Pani Bustier popatrzyła na mnie z przerażeniem, ale, zapewne po ujrzeniu mojego beztroskiego wyrazu twarzy, po chwili wróciła do przeglądania jakichś papierów. Odwróciłam się do siedzącej obok Chloé:
— Czemu wszyscy się przesiedli?
— Walentynkowa solidarność bądź związki. Dziewczyny Maxa i Ondine się przyjaźnią, Mayumi i Ściem-Lila są same, więc zostałyśmy na siebie skazane. — Brzmiała jak człowiek. Uśmiechała się jak człowiek. Raz tworzę potwory typu Colina-żartownisia, a raz tworzę rzeczy niemożliwe, takie jak ludzki chlor.
— Powiedzmy, że rozumiem. I tak cały dzień?
Blondynka skinęła głową.
— No problem. A czemu nic nie robimy?
![](https://img.wattpad.com/cover/181528819-288-k107002.jpg)
YOU ARE READING
Szczęśliwa gwiazda || Miraculous ff ||
FanfictionGdy widmo niebezpieczeństwa i ataku nowego wroga zawisają nad Paryżem, nasza bohaterka z pewnością jest w gotowości i tylko czeka na... Ach, no tak - to nie ta historia! Mary nie ma na co narzekać - w końcu żyje normalnie. Wreszcie może się wyspać...