Untitled Part 1

584 18 3
                                    

Wszystkie moje mięśnie automatycznie spięły się na słowa pani Colin, która oznajmiła ile czasu zostało nam do końca lekcji. Podniosłam wzrok i rozejrzałam się po klasie, większość uczniów już skończyła zostałam tylko ja z grupką nielicznych osób. Wzięłam kilka szybkich oddechów i wróciłam wzrokiem na moją kartkę, która była zapełniona obliczeniami, pomijając skreślenia.  Zostało mi jedno zadanie, na całe szczęście było to jedno z pytań zamkniętych. Szybko podstawiłam do wzoru, upewniając się wcześniej czy są odpowiednie jednostki. Gdy wszystko mi wyszło wybrałam odpowiedź „C” i odetchnęłam z ulgą. Jak większość uczniów, nie znoszę matematyki, wręcz nienawidzę jej. Od zawsze sprawiała mi kłopot. Równo z czasem, gdy zamalowywałam moją odpowiedź, po sali rozniósł się dźwięk dzwonka, oznajmiający długą przerwę. Podniosłam się delikatnie z krzesła, schowałam swoje przybory do torby, którą przełożyłam przez ramię i podeszłam do pani profesor. Miałam wrażenie, że przez całe życie ma taką samą minę - bez emocji. Jeszcze nigdy nie widziałam, aby się uśmiechnęła lub złościła, przez umysł przebiegła mi myśl o botoksie, ale tak szybko jak się tam pojawiła, zniknęła. Wychodząc z sali, mój żołądek skurczył się dziesięciokrotnie na widok dość popularnej grupki dziewczyn. Ścisnęłam dłoń w piąstkę tak, że moje paznokcie wpijały mi się w skórę, pozostawiając na niej ślad. Nie spuszczałam wzroku. Wiedziałam o konsekwencjach tego wyboru. Wyśmiewanie mnie sprawiało im radość, nie miałam bladego pojęcia czy od poniżania innych czują się jakoś lepiej... Nie chciałam się nawet nad tym zastanawiać. Strata czasu. Nagle usłyszałam głośny warkot silnika, po moich plecach aż przebiegły ciarki. Wszystkie możliwe okna były oblegane przez uczniów. Gdzie się nie odwróciłam,  tam ktoś był, mówiąc coś do innego na ucho. Olałam to wszystko i skierowałam się do wyjścia. Przechodząc przez korytarz napotkałam ten sam obraz, wszyscy stali przy parapetach. O co tutaj chodziło? Zachwycali się, jakby jakaś sławna osobistość do nas zawitała. Czasem mam wrażenie, że tylko mnie nie interesują takie gówna.  Gdy już miałam chwycić klamkę, główne drzwi od naszej szkoły runęły z wielkim hukiem. Z moich ust wydobył się cichy krzyk. Mógł mnie zabić! Co za baran! Schyliłam się do podłogi, by podnieść moją torebkę i wtedy usłyszałam jego głos. Ten sam, który słyszałam dwa lata temu. Moje serce zamarło, zrobiło mi się duszno. Wyprostowałam się i wykonałam kilka kroków w tył, aż napotkałam ścianę, nie chciałam, by mnie zauważył. On otoczony swoimi kolegami, ubrany w czarne jeansy i t-shirt z pigmentami bieli, kroczył pewnie wzdłuż głównego korytarza. Wiedziałam czego szukał, a raczej kogo, dlatego gdy tylko oddalił się, wykorzystałam moment i uciekłam. Cholera! W mojej głowie pojawił się alarm, on wrócił, bo...bo jestem mu winna przysługę. Gdy zdałam sobie z tego sprawę, mój oddech jeszcze bardziej przyspieszył. Uspokój się, Lana! Pierwszy raz urwę się z zajęć, ale nie tym się martwiłam. Jeżeli się nie mylę, on przyszedł po mnie, ale spokojnie. Przecież do tej szkoły chodzi jeszcze około 500 uczniów, dlaczego to miałabym być ja?
Z tego wynika, że cała szkoła zna go, sądząc po ich zainteresowaniu, gdy podjechał pod szkołę. Przyspieszyłam krok na myśl, że może mnie zabrać. Oddychaj, Lana. Znajdzie mnie nie ważne dokąd pójdę, znajdzie! Podczas naszego ostatniego spotkania powiedział "Nigdy się nie ukryjesz, nie znasz dnia i godziny ,kiedy spłacisz dług". Zdawałam sobie sprawę tego, że nie przyszedł po pieniądze, przyszedł po mnie. To koniec. Koniec z moimi marzeniami, pracą… Od dziś byłam jego. Tak strasznie chciałam się mylić. Chciało mi się płakać, ale wiedziałam, że nie mogę, dlatego ruszyłam w stronę lasu. Tam mnie do wieczora nie znajdzie. Będę miała czas do przemyślenia. W mojej głowie pojawiły się myśli o tym, że będę pracować jako dziwka, na samo wspomnienie tego słowa zrobiło mi się sucho w gardle, a oczy zaczęły mnie piec. Usiadłam zrezygnowana pod drzewem i schowałam twarz w dłonie. Nie miałam pojęcia ile tak siedziałam, ale gdy moje stopy były jak kostki lodu, podobnie jak dłonie, postanowiłam wrócić do akademika. Szłam wolno, cały czas mając nadzieję, że już pojechał i znalazł osobę, którą nie byłam ja. Serce waliło mi jak młot, a po plecach, karku, dłoniach spływał pot. Przeszłam przez główny hol i zaczęłam kierować się w stronę mojego pokoju. Przyspieszyłam krok, gdyż na pierwszym piętrze zauważyłam grupkę chłopaków, moje serce podskoczyło do gardła, a adrenalina w żyłach przyspieszyła. Dzień w dzień  musiałam tędy przechodzić, ponieważ dopiero na końcu korytarza były schody, które prowadziły do poziomu przeznaczonego dziewczynom. Kurczowo trzymałam swój sweter, by się osłonic od ich palącego wzorku.
Niestety nic to nie dało, moja modlitwa nie została wysłuchana, a ja sama usłyszałam śmiechy i wyzwiska rzucane w moja stronę. Dlaczego? Bo nie nosiłam rozmiaru 36. Przysłowie „facet to nie pies, na kości nie leci”  to jedno z tych, o których mogłabym dość długo dyskutować. Jednakże nie przeszkadzało mi to jak wyglądam, ale słowa będą zawsze ranić. Ma dziewiętnaście lat i mam  nadwagę, oczywiście stosowałam diety, które kończyły się, tak naprawdę, jeszcze wcześniej niż się zaczęły. Nie zaglądałam zbyt często w lustro, nie było mi to do szczęścia potrzebne. Byłam inna od moich koleżanek, które były chude, piękne i kochały przechodzić tędy obok chłopaków. Pogodziłam się ze świadomością, iż jestem genetycznie otyła. Znaczy, to była moja wina, bo to ja jadłam, a  skłonność do tycia to przecież nie wytłumaczenie. Jak to w XXI wieku jest - jeśli się wyróżniasz; jesteś sam, tak więc było i ze mną, no prawie. Dzieliłam pokój z tlenioną blondynką, która należała do szkolnej elity popularnych osób. Dzielenie ze mną pokoju było jej karą od dyrektora, miała do wyboru: zmienić pokój i zamieszkać ze mną lub zostać wydaloną. Z tego co słyszałam, wywalili już ją z kilkunastu szkół za striptiz na szkolnym korytarzu, a ten college był jej ostatnia deską ratunku, dlatego zgodziła się na ugodę pana McCurdy. Otworzyłam drzwi od mojego pokoju, odwiesiłam sweter na jeden z haczyków i zdjęłam buty. Weszłam w głąb pokoju i zobaczyłam Kirę całującą się z jakimś chłopakiem.
Fuj - taka myśl przeleciała mi po głowie. Czyny tego kolesia stawały się coraz bardziej odważne, musiałam jakoś zareagować, zanim zaczęliby się pieprzyć na moich oczach, a ja nie miałam zamiaru odczekać na korytarzu, aż skończą.
- O ile się orientuję, dyrektor powiedział ci, że w pokojach nie można uprawiać stosunków seksualnych? - oby dwaj jak poparzeni odsunęli się od siebie i spojrzeli w moja stronę. Gdy niejaki chłopak odwrócił się, moje serce zapomniało jak ma pracować. Uchyliłam usta ze zdumienia i przerażenia. Zagryzłam wewnętrzną stronę policzków i ścisnęłam dłoń. Tyle czasu minęło, a on wciąż tak samo łakomy na kobiety.
- Boże, jak ty przytyłaś, Gray – powiedział, a ja poczułam jak moje policzki płoną z zażenowania. Nie do wiary, że ten facet mi się tak podobał. Chociaż musze przyznać, że teraz wygląda o wiele lepiej. Dojrzał fizycznie, jest bardziej męski i seksowniejszy. Wyrzeźbił swoje ciało i ozdobił je tatuażami. Wcześniejsze krótkie włosy zamieniły się w długie, które sprawiały wrażenie, jakby dopiero skończył się pieprzyć, ponieważ były w takim nieładzie. Czarne jeansy opinające idealnie jego nogi oraz t-shirt z logo jakiegoś zespołu. Prawdę mówiąc, podobał mi się jeszcze bardziej.
- Tomlinson? – widziałam jak jego mięśnie się napięły. Wypowiedzenie tych słów kosztowało mnie zbyt wiele. Przez te dwa lata myślałam, że zapomniał.
- Miło mi znów cię widzieć, skarbie. Twoja ładna koleżanka była tak miła, że pozwoliła mi na ciebie zaczekać.
- To nie jest moja koleżanka, a pozwoliła ci zostać, bo chciała ci wepchnąć język do gardła – skąd we mnie tyle odwagi, by wypowiedzieć te cholernie ciężkie, brutalne słowa? Kira zaśmiała się głośno i powiedziała, że to nie jej wina, iż jestem zazdrosna oraz to, że jestem wieczną dziewicą. Śmiech bruneta był tak głośny, że słychać go było na całej uczelni. Jej słowa mnie strasznie zabolały. Zrobiło mi się duszno, nigdy nie zemdlałam. Czy to są właśnie tego objawy?
Brunet poprosił moją współlokatorkę, by zostawiła nas na chwile samych, na słowo „samych” zesztywniałam. Nie, nie. Louis jeszcze nigdy nic nie zrobił kobiecie chyba, może, nie wiadomo. Doszłam do wniosku w tamtym momencie, że marny ze mnie pocieszyciel nawet wobec samej siebie. Gdzie się wyłącza tę cześć mózgu, która układa czarne scenariusze w moich myślach?
Gdy drzwi się zamknęły, co oznaczało wyjście brunetki, Tomlinson przykucnął przede mną. Jego palce wpijały mi się w kolano, trzymał je tak mocno, jakby bał się upaść w tył, a może chciał bym się jego bała?
Czułam jak moje kolana drżą.
Opanujcie się – myślę… Drgnęłam, gdy jego ręka przesunęła się wyżej uda. Wstrzymałam powietrze. Jego wzrok utkwiony był w moim ciele. Oceniał je. Zdaje sobie sprawę, że ostatnim razem chciał mnie przelecieć, a teraz nawet mnie nie dotknie. Czemu o tym myślę? Nie chce, by mnie dotkał, chcę, by odszedł.
- Nie zgwałcę cię, jesteś gruba – puścił mi oczko. Zrobiło mi się przykro. Nie wiem dlaczego, przecież słyszałam to tyle razy, ale z jego ust, tonu głosu bolało chyba zdecydowanie za mocno.
- Czego chcesz? – zapytałam.
- Wisisz mi przysługę, pamiętasz? – zagryzłam wargę i założyłam za ucho kosmyk włosów. Wzięłam głęboki oddech i zapytałam:
- Co mam zrobić?
(…)
Szłam przez korytarz, ciągnąc za sobą jedną walizkę. Resztę wzięli koledzy Louisa. Ostatni raz spoglądałam na te wszystkie ściany, nie byłam w cale pewna czy tu wrócę. Studenci, którzy dowiedzieli się o tym, kto jest u nas w akademiku, zaczęli się złazić w holu. Chcieli zobaczyć kim jest dziewczyna, którą sam Tomlinson chce. Szkoda, że nie znali prawdziwego znaczenia tego po co tam idę. Zatrzymałam się dopiero przed gabinetem dyrektora. Miałam tam do niego wejść razem z Louisem. Nie widziałam w tym sensu, ale zabronił mi zadawania jakichkolwiek pytań.
Pan McCurdy siedział za dużym drewnianym biurkiem. Jego gabinet był w kolorach ciemnej zieleni, na ścianach znajdowały się dyplomy, które otaczały jego portret.
- Louis Tomlinson, nie sądziłem, że cię jeszcze spotkam – oni się znają? No jasne! Przecież to takie oczywiste. Czy jest ktoś na zmieni kto go nie zna?
- Och, ja pana też. Jak zdrowie? – zaraz, zaraz… On był miły. O co tutaj chodziło? Pogubiłam się totalnie. Dlaczego w ogóle pan dyrektor o tej godzinie jest jeszcze w pracy? Skąd zna Louisa? Skrzywiłam się. Co jeśli tylko ja miałam o nim takie złe zdanie? Może nikt go nie znał od tej strony i to dlatego kazał mi się zamknąć?
- Mam nadzieję, że zaprosicie mnie na ślub – mówiąc te zdanie popatrzył na mnie. Jaki ślub? Mój i Louisa? Mam wyjść za niego? To jest ta przysługa? Boże, to się chyba nie dzieje naprawdę. Zaraz zwariuje, jeśli mi natychmiast nie wytłumaczy co jest grane.
Uśmiechnęłam się ciepło i pokiwałam lekko głową,  gdyż brunet właśnie tego ode mnie oczekiwał.
- Oczywiście ja i Lana z pewnością bylibyśmy panu ogromnie wdzięczni, gdyby pan się pojawił – potrzebuję, by ktoś mnie kopnął, uszczypnął, uderzył - najlepiej czymś mocnym. Nie miałam nigdy chłopaka, a za chwile się wychodzę za mąż - to chore.

Hejka misie ! Jest to moje nowe opowiadanie, możecie je takż tutaj znaleźć http://fatff.blogspot.com/ Nie jest ze mnie genialna pisarka, ale mam nadzieję,że chociaż troszkę was zaciekawiłam. Ily x

Louis Tomlinson FAT girl-Where stories live. Discover now