rozdział 1

8 1 2
                                    

Siedziałam na jednym z krzeseł na stacji metra, grzebiąc w stercie jakichś rzeczy, poszukując jakichś przydatnych przedmiotów.
– O to się z pewnością przyda.– Wyciągnęłam trzy stare, szklane butelki po piwie. Po chwili znalazłam też fragmenty jakichś materiałów.

Możecie się zastanawiać, dlaczego właśnie szukam i potrzebuję sterty śmieci w poszukiwaniu różnych rzeczy. O tuż pięćdziesiąt lat temu wybuchła jakaś zaraza, powodując wielkie miasta, zamknięto pod szklanymi kopułami. Niektórych ludzi nie wpuszczono do tych miast za szybą, nie wiem dlaczego.  Ci ludzie też, chcieli przeżyć, więc zaczęli tworzyć swoje małe obozy, oraz przystosowywać inne opuszczone miejsca do życia.

Wkrótce powstał podział na ucywilizowanych ludzi, czyli tych mieszkających pod kopułą i tych Dzikich mieszkających w opuszczonych miastach i wioskach, które szybko zaczęły przypominać te miasta sprzed pandemii.

W cywilizacji pod kopułą ludzie, sprawiający problemy trafiali do więzień i do przymusowych robót, natomiast w cywilizacji Dzikich wyganiano i dostawali ci ludzie miano wyrzutków. Po określonym czasie jednak mogli wrócić do swojego obozu. Niestety tak jednak nie było z moimi rodzicami. Podobno dostali wyrok w wieku 18 lat, na dwadzieścia lat. Próbowali wrócić po tych dwudziestu latach, nie pozwolili im.

Po kolejnych dziesięciu minutach znalazłam kilka naboi do pistoletu, stalowe śruby, puszki i inne przedmioty, które po przetopieniu mogłabym wykorzystać do zrobienia grotów do strzał.
Postanowiłam wyjść jeszcze na powierzchnię i poszukać innych przydatnych przedmiotów, przechodząc właśnie koło schodów, prowadzących na zewnątrz zobaczyłam drzwi z napisem kantorek sanitarny. Sprawdziłam drzwi, były zamknięte, więc wjechałam z bara w drzwi, otworzyły się.
W środku było dość ciemno, ale moje oczy były przyzwyczajone do ciemności, odkąd zdarzył się wypadek matki i zeszliśmy w podziemia metra, wraz z tatą.
W kantorku prócz kilku wiader nie było za wiele przydatnych przedmiotów. Oczywiście wiadra wzięłam i przymocowałam sobie do plecaka, by zabrać je do domu. Już miałam wychodzić z pomieszczenia, gdy moim oczom ukazała się czerwony kuferek z białym kołem, a na nim czerwony krzyż. Była to apteczka pierwszej pomocy. Zabrałam ją ze sobą.
Popatrzyłam na zegarek, dochodziła 15.
–Czas wracać.–powiedziałam sama do siebie, wychodząc z pomieszczenia i kierując się w dół, do tunelu metra, by dalej tunelem wrócić na moją stację metra.

Gdy dotarłam do Wschodniego wybrzeża, było już wpół do czwartej, więc rozpaliłam palenisko, by przygotować podpłomyka z
Mąki, wody i jajka.
– Jajka mi się kończą, muszę odwiedzić handlarza z południa.– Zanotowałam sobie w pamięci.

Jest taka zasada w społeczeństwie Dzikich, że nie powinno się rozmawiać ani handlować z wyrzutkami. Jednak jest kilku handlarzy, którzy mimo zakazu nadal handlują. Właśnie jeden z nich zamieszkuje cztery stacje dalej. Dla mnie jest to wyprawa na cały dzień, choć i tak to nie robi dla mnie prawie żadnej różnicy, bo w te rejony tunelów nikt się nie zapuszcza. Jedynie dwa razy w tygodniu po powierzchni przejeżdża konwój do pobliskiego miasta za szybą.

Gdy podpłomyki piekły się nad paleniskiem, zdecydowałam się, że przygotuję koktajle Mołotowa. Zaczęłam od rozpalenia drugiego paleniska i wymycia szmat, gdy już pocięte szmaty się suszyły w glinianym naczyniu. Gdy włożyłam je do paleniska, między palące się kawałki drewna zabrałam szklane butelki do zbiornika z wodą, by je umyć i przygotować do tworzenia koktajli.

Gdy pozostało mi tylko czekanie na wyschnięcie butelek i szmat sprawdziłam moje podpłomyki. Były gotowe, więc zdjęłam je z paleniska, a następnie zjadłam. Jeden, który mi się ostał, włożyłam do chlebaka, by mieć na jutrzejszą podróż.
Po posiłku zabrałam się za tworzenie koktajli Mołotowa oraz gruntów do strzał.

Moje groty do strzał są to małe, zaostrzone ze wszystkich stron, na kilku centymetrowym, grubszym pręcie, tak by potem po nacięciu patyka, dało się grot zamocować, że strzałą.
Lotki natomiast robię z ciężkich kawałków plastiku, które przycinam w romby.

Całą pracę na dziś zakończyłam koło dwudziestej. Zostało mi jedynie spisanie i sprawdzenie mojego zaopatrzenia, które posiadam.  Wyszło mi, że mam części do wytworzenia około 100 strzał, jednak ich składanie zostawiłam sobie na jutrzejszy ranek.

MysteryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz