6. Utrata kontroli

115 7 0
                                    

Ruszyłam za Severusem. Tak jak się spodziewałam, nie umilił on drogi do swojego gabinetu jakąś miłą pogawędką. Droga przez lochy do gabinetu Snape'a minęła więc w ciszy. Gdy do niego dotarliśmy nie mogłam się powstrzymać by dokładnie mu się przyjrzeć. W skrócie mogę powiedzieć jedno. Bardzo ponure miejsce. Próbowałam sobie wyobrazić inny wystrój, jednak nic lepiej niż to nie oddawało samego profesora.

-Skoro już się rozgościłaś przejdę do rzeczy- powiedział w swój typowy oschły sposób. Ja jasno zrozumiałam, że to koniec zwiedzania i czas stawić się przy jego biurku.

- Tak, panie profesorze- było to potwierdzenie i jednocześnie pytanie czego ode mnie chce.

- Jesteś bardzo skryta i inteligenta. Ciągle świetnie używasz oklumencji, by nikt się nie dowiedział o tobie więcej niż trzeba...

Uznałam to za pochwałę i nawet trochę się uśmiechnęłam

-...chcesz ukryć prawdę o sierocińcu...

Jednak nie tak świetnie.

-...nie wiem skąd ta obawa. Nawet jeżeli nie znasz swoich rodziców to nie hańba. Twoi rówieśnicy są świadomi, że nie pochodzisz z mugolskiej rodziny, skoro trafiłaś do Slytherinu- tu przerwał i zamyślał się nad czymś. Po chwili ruszył w stronę okna. Z tego miejsca kontynuował ciągle mi się przypatrując- Teraz jednak mnie zaskoczyłaś. Skąd w tobie taka moc? Nie chodzi o samą znajomość zaklęcia, lecz twoja moc była taka...

Zaczął zbliżać się w moją stronę. Już nic nie mówił. Miałam wrażenie, że oczekuje bym teraz ja coś powiedziała. Jednak nie miałam pojęcia co właściwie mam na to odpowiedzieć. Wiem tyle ile on po tym jak wszedł w mój umysł. Szczerze nawet nie wiem w którym momencie. Dobry jest.

Stanął na wprost mnie ze skrzyżowanymi rękami. Patrzył mi w oczy i używał legilimencji. Nie blokowałam go, nie było sensu. Po chwili zwątpił i odwrócił plecami

- A może... - powiedział jakby sam do siebie i znowu odwrócił do mnie- mogę czegoś spróbować? Nie obawiają się...

Skinęłam głową wiedząc, że nie mam innej opcji.

Snape wyciągnął różdżkę i pomachał nią przed moją twarzą bez wypowiadania zaklęcia. Ciągle patrzył mi głęboko w oczy. Nie miałam pojęcia co robi, nic nie poczułam.

Nie minęło kilka minut kiedy oderwał się i wyszedł jakby z transu. Spojrzał na mnie i rzekł, jednak jakby nie do mnie, a bardziej do siebie:
-a więc tak...- tu urwał i odszedł do biurka. Nie wyglądał jakby chciał kontynuować myśl.

-Tak znaczy jak?!Panie profesorze...-spytałam zdenerwowana. Te słowa w jego ustach brzmiały jakby odkrył coś strasznego jak ciężka choroba albo kto wie co jeszcze.

Snape unosił głowę odrywając się od jakiś notatek, które zaczął robić
- Znaczy nijak. Nic takiego... zaklęcie nic nie dało. Najwyraźniej nie jest Pani... wyjątkowa. Możesz odejść, może jeszcze zdążysz na zajęcia- rzucił oschle i wrócił do swoich zajęć. Gdy otwierałam drzwi dodał jeszcze- niech to spotkanie zostanie lepiej między nami.

Nie uwierzyłam w ani jedno słowo. Co on we mnie znalazł czego nawet ja nie widzę? Co to za zaklęcie? Miałam mętlik w głowie. Nawet nie zauważyłam kiedy wróciłam pod klasę, w której odbywały się zajęcia z eliksirów. Nie weszłam jednak do środka. Za dużo się wydarzyło bym tam weszła i udawała, że zasiedziałam się w toalecie. Musiałam to przemyśleć, ruszyłam więc w stronę naszego dormitorium.

Chciałem zasnąć jednak mimo prób nie dałam rady. Przeszłam do pokoju wspólnego, gdzie po zajęciach zaczynali schodzić się inni ślizgoni. Jednak było jakoś dziwnie. Kilka osób, które wchodziło do pokoju, patrzyło na mnie z dziwnym uśmieszkiem. Nie wiedziałam o co chodzi, ani czego się spodziewać. W końcu to Slytherin.

Przez drzwi wszedł Draco, który uśmiechnął się do mnie. Za nim wparowali Craby i Goyle. Ten pierwszy zaczął gwizdać na mój widok, a drugi rzucił tekstem przysiadając się blisko mnie:
- Pani Potter! A już myślałem, że chowasz się gdzieś u Gryfonów i czekasz by powitać Harrego, a nie nas!

Obaj zaczęli się śmiać. Nie miałam pojęcia o co chodzi. Spojrzałam na nich marszcząc brwi
-znudziło wam się oddychanie prostym nosem? Czy chcecie żuć gumę palcami?

- Spokojnie, spokojnie już się tak nie denerwuj! - powiedział Goyle i uniósł ręce w geście poddania-... Panno Pott.. tzn. Y/L/N! Panno Y/L/N!

Już chciałam wyciągnąć swoją różdżkę, jednak Draco powstrzymał mnie chwytając delikatnie za rękę.

- spokojnie przejdzie im. Jednak jakiś czas będziesz panią Potter- zaśmiała się i kontynuował- trochę Cię minęło gdy znikłaś

Draco opowiedział mi o tym co się wydarzyło podczas zajęć. Byłam bardzo zdziwiona. Nie sądziłam, że Harry... nie to niemożliwe. To jakaś pomyłka, jestem pewna.

- no więc teraz musimy tylko zdecydować jak nazwać ten ship- zakończył swój wywód żartem.

-ja jestem za pierwszą wersją! - z śmiechem rzucił Blaise i podniósł rękę.

Potrzęsłam głową i westchnęłam . Co w tej chwili pozostało mi zrobić? Mam nadzieję, że temat szybko się znudzi i zapomną. Na co ja liczę....

Do pokoju weszła Parkinson. Pokiwałam jej z kanapy z uśmiechem na wypadek jakby mnie nie zauważyła. Zdziwiłam się, bo mimo wyraźnego kontaktu wzrokowego zignorowała mnie i ruszyła do dormitorium. Jeszcze dziwniejsze było, że nie była sama, a w towarzystwie Tracey, z którą nie gadała więcej niż musi od dawna.

-A z tym o co chodzi? Coś jeszcze się wydarzyło?- spytałam zdziwiona.

Chłopaki spojrzeli po sobie z takim samym zdziwieniem.

-Nie wiem Potter, może to te dni? - powiedzial Goyle. Było widać, że jest dumny ze swojego wyrafinowanego podwójnego żartu.

Nie odpowiedziałam nawet na to. To bym zbyt niski poziom by na niego reagować. Rzuciłam tylko morderczym spojrzeniem w jego stronę i ruszyłam w jej kierunku.

Weszłam do dormitorium i kierowałem się w stronę Pansy. Ona nawet nie drgnęła. Siedziała na łóżku i gadała z Tracey.

- Hej! wolałam Cię, coś się stało, że nie podeszłaś?

- O Y/N. Nie zauważyłam Cię. Łatwo znikasz mi z oczu dziś...

- No tak, przed eliksirami... Nie uwież...- chciałam się wytłumaczyć jednak Parkinson mi przerwała.

- No na pewno coś się ważnego wydarzyło. Stajesz się takim drugim Potterem w tej szkole. Z zachowania czy z nazwiska... Kiedyś mi opowiesz, teraz jesteśmy trochę zajęte, więc jeżeli pozwolisz to my już pójdziemy.

Nie czekając na moją odpowiedź wstały i wyszły. Odwróciłam się zmieszana w ich stronę. Otwierając drzwi odwróciła się jeszcze i powiedziała, niestety nie do mnie, a do Millicenta, czy nie chce iść z nimi.

Sytuacji zaczął przyglądać się Draco, który przechodził akurat koło schodów prowadzących do dormitorium dziewczyn. Spojrzał w moją stronę wyraźnie zaskoczony. Zdziwiona tym co się dzieje i przytoczona wszystkim co się stało, również patrzyłam na niego, bez emocji, bez jakiegokolwiek gestu, aż nie zamknęły się drzwi.

Córka Slytherinu  [Harry Potter] [ Draco Malfoy ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz