6.

156 12 0
                                    

To dziś. To już dzisiaj najważniejszy mecz w całym sezonie. Nasze być albo nie być. Kto wygra będzie uważany za potęgę tego miasta. Nie denerwuje się, bo jestem profesjonalistką i umiem poradzić sobie z nerwami przed meczem. Mamy się zebrać w szatni trzy godziny przed pierwszym gwizdkiem sędziego. Wiem, że dzisiaj na trybunach będzie moja rodzina i Rafał. Niestety rodzice mojego chłopaka obecni będą jedynie w naszych sercach i pamięciach ponieważ zginęli w wypadku samochodowym podczas powrotu z wakacji dwa lata temu. Rafał ma tylko rok młodszego brata Grześka, który z powodu choroby nie będzie w stanie pojawić się na derbach, ale wiem, że chłopak będzie wspierał nas z domu. Kiedy się ogarnęłam w domu, ruszyłam do mojego czarnego Audi. Na miejscu byłam parę minut przed umówioną godziną. W szatni jak zwykle czekała już Dominika. Mimo, że znałam się z nią już długo, bo 3 lata to czułam się mimo wszystko niezręcznie po ostatniej sytuacji między nami.

- Hej. - rzuciłam na przywitanie do koleżanki zamykając za sobą drzwi od szatni.

- Cześć. - odpowiedziała lekko się uśmiechając i poprawiając kosmyk włosów za ucho.

- Gotowa na chwałę i panowanie?  - zaśmiałam się lekko

- Widzę, że Ty zawsze jesteś pewna wygranej.

- Oczywiście, że tak. Ale mimo wszystko pamiętaj Domi...nie można być zbyt pewnym siebie, bo przeciwnik może to wykorzystać.

- Tak, oczywiście masz rację.

Już po chwili w szatni zebrała się cała drużyna. Poczekałyśmy na trenera, który po przekazaniu wszystkich najważniejszych informacji oddał nas w ręce trenera przygotowania motorycznego. Po rozgrzewce wszystkie się przebrałyśmy w trykoty, w których dzisiaj zagramy. Jako, że gramy mecz na własnym stadionie, wyjdziemy w pierwszym komplecie strojów a to oznacza czarne koszulki z białym rysunkiem jaguara, który zrobiony jest na takiej wysokości tej części trykotu, że wydawać by się mogło, że ten wyskakuje z naszego lewego boku. Do tego czarne spodenki z białym numerem na lewej nogawce i czarne getry z trzema białymi, poziomymi paskami pod kolanem oraz logiem sponsora technicznego na wysokości piszczela. Po odprawie i przemowie motywacyjnej wzięłam do ręki proporzec z naszym herbem i poprowadziłam drużynę na boisko. Zatrzymałyśmy się przy boku boiska razem z drużyną naszych przeciwniczek, przywitałyśmy się z kibicami machając do nich ręką. Później nadszedł czas na przywitanie obu drużyn. Kiedy już zbiłyśmy piątki, ja oraz kapitan Złotych Orłów wymieniłyśmy się proporcami i razem z sędziami stanęłyśmy do wspólnego zdjęcia zaraz po tym jak wybierałyśmy połowę boiska, od której chcemy zacząć mecz. Zaczynałyśmy my. Przez pierwsze 45 minut mecz był bardzo wyrównany. W przerwie meczu dostałyśmy odpowiednie wskazówki od trenera Piotra. Początek drugiej połowy zaczął się brutalnie. Kiedy wychodziłam sam na sam z bramkarzem, obrońca Orłów faulował mnie a ja runęłam na murawę. Sędzia szybko reagował i ukarał sprawcę żółtą kartką a nam podyktował rzut wolny. Ustawiłam piłkę w wyznaczonym miejscu, odsunęłam się na 3 duże kroki, wypuściłam głośno powietrze przez usta po czym wzięłam rozbieg i uderzyłam. To wszystko trwało jak w zwolnionym tempie. Piłka przeleciała nad murem obrońców i zakręciła idealnie przy lewym słupku prosto w okienko. Strzał nie do obrony. Wpadło tak jak chciałam. Trybuny się rozszalały pod wpływem radości po zdobytej bramce. Gram w piłkę już ponad 12 lat, ale zawsze kocham kiedy słyszę kiedy spiker razem z kibicami krzyczą:

"Bramkę zdobyła grająca z numerem 16....!"

"Madi!!!!" 

Madi...to moje przezwisko z murawy. Kibice zamiast skandować moje nazwisko to raczej wybierają opcję z przezwiskiem. Jestem już chyba bardziej pod nim znana niż właśnie pod własnym nazwiskiem. Zawsze mnie takie momenty cieszą i dodają polotu w skrzydła.
Długo nasza radość nie trwała. Po 15 minutach Orły zdobyły wyrównującą bramkę. Miałyśmy remis aż do czasu doliczonego. Na ok minutę przed końcem miałyśmy rzut rożny. Z rogu wybijała Domi, ale piłkę wybiła przeciwniczka wprost pod nogi swojej koleżanki, która minęła naszych obrońców jak tyczki na treningu i biegła sama na naszą bramkarkę. Widząc co się dzieje wykorzystałam swój atut w postaci bardzo szybkiego sprintu. Szybko ją dogoniłam i na wślizgu zagarnęłam jej spod nóg piłkę. Szybko z nią zawróciłam i skierowałam się pod bramkę rywalek. Minęłam 2 obrońców i oddałam strzał, który zakończył się zwycięskim golem. Sędzia gwizdnął na znak zakończenia meczu. Mamy to! Panujemy w tym mieście! Podziękowałyśmy kibicom za doping zbijając piątki, robiąc zdjęcia i składając autografy. W szatni jak zwykle była radość i śpiewy radości. Kiedy już się pakowałyśmy do wyjścia podeszła do mnie Dominika.

- Mogła byś zaczekać? Chciałabym z Tobą o czymś porozmawiać na osobności.

- Eee...tak pewnie, oczywiście. - odpowiedziałam jej lekko zdezorientowana tym co dziewczyna może ode mnie takiego chcieć, że woli rozmawiać na osobności.

Kiedy w szatni nie było już nikogo prócz nas, stanęłam pod ścianą i czekałam aż dziewczyna zacznie mówić. Długo nie mogła wydusić z siebie słowa więc postanowiłam, że zacznę.

- No to...co chciałaś mi powiedzieć?

- Bo ja...ja...umm...- jąkała Dominika

- Śmiało Domi. - zachęcałam ją

- Bo ja...się za...zakochałam. - znów niepewnie odpowiedziała po czym opuściła głowę

- To super. Przecież to piękne uczucie. - odpowiedziałam nie będąc świadoma tego co ja właściwie mówię. Przecież dobrze wiedziałam, że tu chodzi o mnie.

- Ale Magda...ja się w Tobie zakochałam. - odpowiedziała pewniej

- Umm...Domi...- nie skończyłam mówić bo dziewczyna zerwała się z ławki, na której siedziała i ruszyła w stronę drzwi.

Złapałam ją za rękę i spojrzałam w oczy. Nie wiele myśląc Dominika wpiła się w moje usta swoimi przyciskając mnie tym samym do ściany. Nie wiem dlaczego ale przez chwilę odwzajemniłam pocałunek. Mimo wszystko w porę się ogarnęłam i odsunęłam koleżankę od siebie.

- Magda przepraszam. Ja nie wiem co we mnie wstąpiło. To było bez sensu, zapomnijmy o tym i mi wybacz przede wszystkim. - złapał ją słowotok prawdopodobnie ze zdenerwowania.

- Nie powiem. To było...coś czego się nie spodziewałam...

- Magda błagam wybacz mi.

- Wiesz...ja.. chyba powinnam już iść. - odpowiedziałam spuszczając wzrok w podłogę i opuszczając szatnię.

W tym wszystkim nie chodziło o Domi. Nie chodziło o to co zrobiła czy powiedziała. Nie miałam jej tego za złe. Ona mi uświadomiła jedną rzecz, przed którą ja tak bardzo uciekałam od dłuższego czasu.

Be the only oneWhere stories live. Discover now