Powstanie

6 1 0
                                    

Gdyby wzrok Tsukuyo był w lepszym stanie, mogłaby mieć więcej podziwu dla mężczyzny, który  już nie był Sakatą Gintokim, a bestią pełną wściekłości i goryczy. Był piękny a zarazem straszny. W środku kipiał ze złości. Nie mógł znieść znęcania się nauczyciela nad uczniem, co było jego największą słabością. Dla niego było to beszczelne. Jego mięśnie naprężyły się w instynkcie wojownika z głębi piekieł i spoglądnął na niego czerwonymi ślepiami.

Po raz pierwszy Jiraia podniósł się z podłogi odczuwając przemożny strach. Zwykle łowił ofiary którym w oczach było widać strach i słabość, ale żołnierzowi stojącemu przed nim daleko było do ofiary.

- Sakata-san, nie... Nie rań go - wypowiedziała cicho, podnosząc głowę.

Zignorował ją.

- Nauczyciele nie podnoszą ręki na uczniów, gdy są niesłusznie oskarżani - powiedział z nienawiścią. - Jak mogłeś ją zaatakować

- Nic do ciebie nie mam Shiroyasha-dono - oznajmił gładko Jiraia. - Ale-

- Ale co? - przerwał mu mściwie. - To jest problem pomiędzy tobą i twoją drogą uczennicą? Że nie może zareagować kiedy ewidentnie coś w tym mieście nie gra

To Jiraię rozbawiło, a Tsukuyo poczuła dreszcze przenikające przez jej plecy. 

- Nie gadaj że naprawdę wierzysz, że uda ci się porwać najpiękniejszą kobietę w Japonii spod nosa Hosena.

- Byłaby z tego niezła legenda - przyznał Gintoki, szczerząc zęby.

- Jak bardzo nie byłoby to zabawne, nie mogę marnować więcej na ciebie czasu

Rzucił proszek na stopy i cała sala ogarnęła totalna ciemność. Gintoki mógł wyczuć ruchy Jiraii, ale i tak nic to nie dało, bo dym łzawił go w oczy.

Gdy opadł dym, doszło do tego, czego bał się najbardziej.

Tsukuyo zniknęła.


~*~

Jiraia podpalił wieżę. Nim Gintoki się zorientował, iskry poleciały pod jego stopy i uciekł w stronę schodów, zanim płomienie mogły go dosięgnąć. Jego instynkt zaczął działać, odrzucając wściekłość, która przed chwilą go ogarniała. Zszedł szybko zasłaniając głowę ramieniem, chroniąc oczy przed spadającym gruzem.

Gdzie ona jest?  przeszło mu przez myśl, ale szybko skupił się na wydostaniu się z wieży. Nie było sensu rozglądać się za nią. Jedynie mógł wierzyć, że udało się jej uciec z tego morza ognia.

Po chwili doszedł do parteru, unikając niepodal upadającej barierki. Na zewnątrz czekał na niego wysoki siwy mężczyzna z czarnym parasolem.


~*~

Przybyłem, zobaczyłem i zwyciężyłem. Albo tak myślałem.

Część serca Hosena rozpadła się na widok balkonu, na którym niegdyś siedziała czarnowłosa piękność. Siedziała wyprostowana, z cnotliwymi czystymi oczami. Nigdy do końca nie rozumiał pojęcia miłości, bo często mylił ją z agresją. Maskował to nękaniem i dominacją, gdyż nie mogł sobie wybaczyć, że przywiązał się do człowieka. Teraz zamieniła się w pył wraz z wieżą.

Nagle uświadomił sobie, że tak naprawdę nigdy nie złamał jej ducha.

Odwrócił się w stronę Gintokiego, który stał i obserwował go z dystansu.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 17, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

City of Dreams // TłumaczenieWhere stories live. Discover now