CHAPTER TWO: BOILING FROGS

403 35 71
                                    

Ben opiera swoją głowę na moim udzie.

Światła konferencyjnej to jedyne, co trzyma nas przy życiu, bo jest wpół do trzeciej, a nie śpię od piątej dnia poprzedniego. On też wstawał jakoś wcześnie, bo nawet poszliśmy razem pobiegać przed zajęciami. Słowem, umieramy.

Siedzimy na stole, no, Ben bardziej leży, otoczeni kartkami. Są zamazane wykresami, mapami myśli i wszystkim, co przyszło nam do głowy i wydało się ważne. Obok mnie stoją cztery kubki, z jednego dalej popijam. Laptopa uśpiliśmy.

Niestety nie jest to kawa, bo książę zapowiedział, że mnie zniszczy, jeśli umoczę usta w czarnym napoju bogów.

— A jak będą przenosić jakieś bakterie, których nie ma tutaj? — zauważam.

— Poważnie, Ange? — Ben mruczy, bo już zamula.

— To czysta biologia — zapisuję myśl na kartce, na której Ben narysował mały ambulans. — Są dosłownie odcięci od naszej flory bakteryjnej. Mogą się pochorować albo rozpocząć epidemię.

Ben próbuje udawać, że się ze mnie nie śmieje i wciska buzię w mój brzuch. Czuję to tak czy inaczej, więc pacam go lekko dłonią.

— Mówię poważnie. Przestań być wredny.

— Nie śpię od prawie dwudziestu jeden godzin. Masz rację. Daj mi spokój — mamrocze, obejmując mnie ciaśniej. — Nie mogę się doczekać, kiedy przyjadą, wiesz?

Uśmiecham się delikatnie, notując dalej. Jeszcze trochę i skończymy. Trzeba tylko zebrać to wszystko w ładną prezentację. I będzie dobrze.

Musi być.

— Jak myślisz — zaczyna z przymkniętymi oczami — jacy będą?

Nie chcę mu psuć marzeń, naprawdę, ale mamy całkiem różne spojrzenie na przyszłość tego złotego pomysłu. Jakkolwiek nie jest to właściwe, raczej będzie strzelało sobie samobóje.

Wzruszam ramionami.

— Na pewno nie nastawieni pozytywnie.

— Zabieramy ich stamtąd.

— Tak — przytakuję. — Z miejsca, do którego sami ich wsadziliśmy.

Ben wzdycha, bo wie, że mam rację. Sytuacja naprawdę go boli. Całe życie wisi nad nim cień ojca i chociaż z reguły nosi go jak własny, tak czasami bardzo go obciąża. Naprawianie błędów, których nigdy się nie popełniło bywa męczące.

Sięgam po laptopa i zaczynam dokańczać analizę, ale słowa zaczynają mi się zamazywać przed oczami. To bez sensu. Wzdycham poirytowana.

— Jeśli mam wstać o piątej trzydzieści, potrzebuję melisy — informuję, zrzucając Bena z siebie. Jęczy urażony. — Chcesz też coś do picia?

— Chcę paczkę chipsów.

Jest tak zmęczony, że nie domyśla się mojego bezczelnego kłamstwa. Zrobię sobie kawę. I nikt mnie nie powstrzyma. To plan doskonały.

Zsuwam się ze stołu i tuptam do uchylonych drzwi, machając przyjacielowi, że zrozumiałam, czego by chciał. Myśl o kawie rozbudziła resztki moich szarych komórek. Może i lecimy na rezerwie, ale za to jaka ona duża.

Wszechświat mnie nienawidzi. Ewidentnie. Robię trzy kroki w tył po otwarciu drzwi na oścież i staram się nie piszczeć.

— Ben — wołam słabo. — Ben, chodź tu szybko, bo zaraz będę płakać.

— Pająk czy automat z kawą nie działa?

Pomijam to, że mnie przejrzał. Patrzę na obślizgłego potwora na podłodze, który ewidentnie kieruje się w moją stronę.

[1] BOILING FROGS ♛ PRE-DESCENDANTS ✓Where stories live. Discover now