Rozdział 2

76 9 0
                                    

Dean tej nocy źle spał. A zrobiło się jeszcze gorzej, kiedy się obudził i odniósł wrażenie, że głowa mu zaraz eksploduje. Za dużo whisky. Zdecydowanie za dużo. Próbował sobie przypomnieć, jak wrócił do domu, ale bezskutecznie. Wiedział tylko, że on i Castiel poszli do studia i wychylili chyba z tuzin szklaneczek u niego w domu. Śniadanie minęło niezręcznie, ponieważ nawet, gdy wyjaśnił Lisie, gdzie był zeszłej nocy, nie rozchmurzyło jej to zbytnio i jakby ignorowała go cały dzień. Czuł się źle nie będąc w stanie rozmawiać z nią tak, jak zwykle, ale naprawdę nie rozumiał, jaki miała problem w tym, że wypił trochę z przyjacielem... czy w tym przypadku z kolegą.

Wciąż jednak próbował jej to wynagrodzić, spędzając z nią tyle czasu, ile mógł, i nie wychodził z domu przez cały następny tydzień. Była już niedziela, a on w ogóle nie widział Castiela ani z nim nie rozmawiał. Czuł się winny, choć nie miał po temu żadnego prawdziwego powodu. To nie tak, że byli najlepszymi przyjaciółmi czy coś. Po prostu... to było dziwne...


Castiel czekał, aż Dean znowu pokaże się znikąd jak ostatnie parę razy, ale ten tego nie zrobił. W niedzielę po południu Castiel wreszcie pękł i wysłał Deanowi krótkiego SMS-a. „Hej Dean, ujęcia wyszły świetnie! Jeszcze raz dzięki! Mam nadzieję, że nie miałeś najgorszego kaca... Byłeś nieźle trafiony, kiedy tamtej nocy wychodziłeś..."

Wysłał go i niemal natychmiast tego pożałował. Czy zachowywał się zbyt poufale? Castiel westchnął i przetarł sobie dłońmi twarz, opierając się w krześle. Był w domu, relaksował się, spędziwszy poranek na sprzątaniu domu w rzadkim dniu wolnym od pracy.


Dean zdziwił się, kiedy jego telefon, leżący przed nim na stole, zawibrował. Lisa wyszła na lunch z rodzicami - którzy wcale nie myśleli o nim najlepiej - a pobyt w domu zawsze go nieco stresował i czynił nadwrażliwym. Przyciągnął sobie telefon, by odczytać wiadomość, i uśmiechnął się. Nawet nie rozpoznając numeru wiedział od razu, kim był nadawca, więc odpisał bez wahania.

„Przez kilka dni czułem, że mam fajerwerk zamiast głowy, ale już mi przeszło. Mam nadzieję, że nie zrobiłem niczego głupiego...?"


Castiel uśmiechnął się i odpisał szybko, tak szybko, jak jego palce nadążały klikać.

„Nie, zachowywałeś się dobrze. Jeśli nie jesteś zajęty, to może chciałbyś wyskoczyć na lunch?" Kiedy to wysłał, Castielowi ścisnęło się serce - miał nadzieję, że Dean nie uzna za dziwne tego, że spotkają się w dzień, do tego w niedzielę.

Szczerząc się, Dean rozparł się w fotelu w salonie i odpisał.

„Żartujesz sobie? Nudzę się jak diabli, muszę stąd wyjść! Gdzie i kiedy? (tylko upewnij się, że tym razem jest otwarte ;))"

„Daj mi pół godziny, żeby się umyć i ubrać, i spotkajmy się u Jack's?" Równie dobrze mogli kontynuować w miejscu, które stawało się "ich" restauracją. Castiel zeskoczył z kanapy i szybko wziął prysznic, potrzebując dwa razy tyle czasu, co normalnie, by wybrać ciuchy. Zdecydował się wreszcie na dopasowane dżinsy, brązowy pasek i granatowoniebieską koszulę pod swój płaszcz. Ułożył włosy jak zwykle, ale zostawił okulary w domu i zamiast nich założył soczewki. Dojechał do Jack's w 28 minut i zaparkował z przodu, zauważając zachmurzone niebo, z którego jeszcze nie zaczęło sypać śniegiem, ale prognoza zapowiadała, że powinno się zacząć przejaśniać, skoro zbliżała się wiosna. Castiel spędził dość samotne Boże Narodzenie i Nowy Rok - cieszył się, że ma nowego przyjaciela, choć w skrytości ducha pragnął go w najgorszy możliwy sposób.


Dean wyklikał tylko w odpowiedzi „Okej" i ruszył ubrać się odpowiednio - spodnie od dresu nie nadawały się na wizytę w kafejce, nawet, jeśli była to tylko knajpka z fast foodem. Trzydzieści minut później podjechał na parking przed knajpką i zaparkował swoim Chevroletem Impalą tuż przy drzwiach. Wyskoczył ze środka, zamknął drzwi na klucz i pospiesznie wszedł do restauracji. Rozejrzawszy się wokół zauważył Castiela, który najwidoczniej dopiero co wszedł, i podszedł do niego, wyciągając rękę.

I to wystarczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz