Rozdział 3

111 8 0
                                    

Następny tydzień był okropny. Oczywiście nabawił się kurewskiego przeziębienia tysiąclecia i jego agent musiał odwołać kilka wywiadów. Zatem musiał wysłuchiwać skarg zarówno swego managementu, jak i dziewczyny. Ponieważ nieważne, jak niesamowite było przyjęcie, jak zwykle niektórzy z ich gości nie byli w stanie się kontrolować i dość paskudnie zasyfili im mieszkanie.

Powtarzało się to co roku i chociaż Lisa uwielbiała imprezy Deana, każdego roku zrzędziła, że pozwolił swoim przyjaciołom tak nabałaganić. Dean nie wspomniał, że jej przyjaciele zwymiotowali na dywan i potłukli im talerze tak samo, jak jego, i po prostu pozwolił jej gadać. Nie pamiętał, jak u licha zasnął w wannie i, jeśli pominąć dziwne obrazy jego i Casa całujących się, w mózgu miał pustkę. Przyjaciel też się jednak nie odzywał, więc zgadywał, że musiał z tego jakoś wybrnąć...

Nadszedł czwartkowy wieczór, kiedy zadzwoniła jego komórka; po drugiej stronie był Gabriel. Rozmawiali krótko, Gabe podziękował mu za niesamowitą imprezę, a Dean spytał, czy tamten cało wrócił do domu, zanim Gabe przedstawił powód, dla którego dzwonił.

- Chłopie, masz jakieś wieści od Castiela? - zapytał głosem zdradzającym więcej troski, niż Dean kiedykolwiek słyszał, na co natychmiast poczuł się zmartwiony i winny. - Chcieliśmy zeszłego wieczoru wyskoczyć na drinka, ale on się nie pokazał i nie zadzwonił.

Gdy Dean skończył rozmowę, siedział przez dobre pięć minut zastanawiając się, co robić. Potem wykręcił numer Castiela, a niepokój skręcał mu wnętrzności.

Castiel odebrał telefon po trzecim dzwonku; głos miał cichy i pobrzmiewała w nim nutka strachu.

- Halo?

Castiel spędził tydzień próbując jakoś poskładać to, co się działo, a nie będąc w stanie, postanowił wreszcie po prostu skupić się na pracy i rzucił się na 16-godzinne dni robocze, animując wszystko, tylko nie twarz Deana.

- Cas - powiedział Dean wzdychając z ulgą, gdy drugi mężczyzna wreszcie odebrał. - Wszystko z tobą w porządku? Gabe dzwonił; powiedział, że nie pokazałeś się we wtorek wieczorem.

Czekał chwilę i pomyślał, że usłyszał, jak Castiel klnie po drugiej stronie linii.

- Hej, już dobrze, on... my się po prostu o ciebie martwiliśmy... - nastąpiła niezręczna przerwa, której Dean nie umiał niczemu przypisać, po czym odezwał się ponownie. - Hej, jesteś wolny w weekend? Moglibyśmy wyskoczyć na drinka i pogadać, jeśli chcesz.

Castiel westchnął po drugiej stronie linii i nastąpiła kolejna przerwa, zanim się odezwał, brzmiąc już na nieco mniej zestresowanego.

- Jasne... możesz powiedzieć Gabe'owi przepraszam ode mnie? Ostro zająłem się pracą i po prostu zapomniałem... Oczywiście, jeśli będziesz miał okazję z nim pomówić - kolejna przerwa, zanim Castiel odezwał się ponownie. - Jestem wolny w niedzielę wieczorem... pracuję w sobotę i w niedzielę w ciągu dnia, dostałem dodatkowe zmiany od przyjaciela. Chciałeś przyjść tutaj czy twoje mieszkanie już wróciło do normy po tym huraganie, jakim było twoje przyjęcie?

Zaśmiał się miękko, próbując rozjaśnić nastrój. Wydawało się, że Dean nie pamiętał, co prawdopodobnie mogło tylko wyjść na dobre - nawet, jeśli było to najgorętsze doświadczenie w życiu Castiela.

- Oczywiście. Napiszę do niego, jak tylko skończymy rozmawiać - powiedział Dean czując ulgę, że z Casem wszystko w porządku i że jest on nadal chętny, by z nim rozmawiać. Martwił się trochę, że po pijaku zrobił coś, co Castiela wkurzyło. - Yhym, moje mieszkanie przypominało pobojowisko... teraz jest już dobrze, ale nie sądzę, by Lisa chciała, abym zapraszał kogoś przez następny... hm... rok? - zachichotał lekko i pokręcił głową. - Po moich Karaibskich nocach zawsze jest trochę poirytowana... - odchrząknął i mówił dalej. - Zatem, niedziela wieczorem, u ciebie? Mogę tam być ok. 20.00, pasuje ci?

I to wystarczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz