a miracle happened

751 60 27
                                    


HYUNJIN POV

Przekroczyłem próg drzwi prowadzących do sali szpitalnej. W oczy rzuciły mi się białe ściany, białe łóżko oraz pikające urządzenia, które kontrolowały czynności życiowe mojej ukochanej. Jej usta przybrały siny kolor, a włosy wydawały się być czarniejsze niż zwykle na tle bladej jak płótno twarzy. Widok kobiety mojego życia leżącej bezwładnie na łóżku szpitalnym był dla mnie ciosem. Ufałem jednak lekarce, która chwilę wcześniej zapewniła mnie o dobrym stanie dziewczyny. Usiadłem na stołku, który ustawiony był centralnie przy łóżku. Delikatnie złapałem jej dłoń, a moje serce przyśpieszyło, gdy natychmiast poruszyła palcami. 

Jej powieki delikatnie uniosły się. Dałem jej chwilę by zrozumiała gdzie i z jakiego powodu jest oraz na oswojenie się z rzeczywistością. Kilka sekund później jej głowa powoli zwróciła się w moim kierunku, co wywołało u mnie uśmiech połączony ze wstydem. Nie umiałem wybaczyć sobie tego, że to nie ja ją tu przywiozłem, to nie ja czekałem na korytarzu na narodziny dziecka. Nawet jeśli dla innych było to błahe i nie byli na mnie źli, nie potrafiłem sobie tego tak łatwo darować.  

- Dobrze, że jesteś. - powiedziała cichym, podłamanym głosem. - Nie płacz.

Nie byłem świadomy tego, że moje oczy były zaszklone do tego stopnia, że Naehee to zauważyła. 

- Przepraszam cię. - nerwowo otarłem oczy. - Powinienem tu wrócić i być przy tobie. Albo w ogóle nie wyjeżdżać. 

- Dziecko. - nie przejęta moimi słowami dziewczyna chwyciła się za brzuch. Gwałtowne ruchy stanowiły dla niej problem, przez co jęknęła cicho, opuszczając z powrotem dłoń.

- Urodziłaś. - powiedziałem. - Musieli zrobić cięcie. Wszystko poszło dobrze. 

- Chcę ją zobaczyć. 

- Niestety, nie jest pani w stanie. Oddział intensywnej terapii noworodka znajduje się na innym piętrze, jest pani zbyt wycieńczona by podnieść kończynę, a co dopiero przejść taki kawał. - niespodziewanie zmaterializowała się obok nas pielęgniarka. - Przykro mi, ale musi pan pożegnać się z żoną. Już późna godzina, a pacjentka musi odpocząć. - dodała, patrząc się w monitor nieznanego mi urządzenia, którego obsługa wydawała się być skomplikowana jak obsługa rakiety kosmicznej.

Ze zrezygnowaniem spojrzałem na Naehee, której twarz nie wyrażała żadnej emocji. Gdybym mógł, zostałbym przy niej całą noc i cały kolejny dzień. A najlepiej do momentu wypisania jej ze szpitala. Ciężko westchnąłem, po czym wstałem nie spuszczając wzroku z dziewczyny, która patrzyła się w powietrze, zapewne nadal nie rozumiejąc całej sytuacji. 

- Odpoczywaj. - złożyłem delikatny pocałunek na jej czole. - Przyjadę jutro. 

Opuściłem salę, spotykając na korytarzu Hoseoka i Taeyanga.

- Tak szybko? - ten pierwszy uniósł brwi. - Wyglądasz na przygnębionego.

- Nie wiem. Czuję się dziwnie. - westchnąłem ramionami. 

- Jak się czuje? - dopytywał

- Ledwo jest w stanie rozmawiać.

- Podobno to normalne u kobiet po tym zabiegu. Taki stan może się utrzymywać jeszcze przez kilka dni. Będzie wracać do normalnego funkcjonowania bardzo powoli. - odezwał się Yoo Taeyang. - Siedzę tu od kilku godzin, zdążyłem poczytać... Może odwieźć cię do domu?

- Nie, dzięki. Dom mojej mamy jest niedaleko stąd. Spacer dobrze mi zrobi. 

Uwagę naszej trójki odwróciła lekarka, która opuściła pokój Naehee, zamykając za sobą drzwi. Od razu podeszła do mojej osoby. 

- Jeśli pan chce, pozwolę panu zobaczyć dziecko. 

- Naprawdę?! 

- Proszę jednak najlepiej zachować to w tajemnicy przed panią Shin. Będzie chciała również to zrobić, a jak mówiłam, jej ciało nie pozwala na przemieszczanie się. 

Pożegnałem się z chłopakami, by następnie podążyć za kobietą w białym kitlu. Światła na szpitalnych korytarzach powoli gasły, co świadczyło o późnej godzinie oraz o tym, że chyba nie powinno mnie tu już być. Wjechaliśmy windą na piętro wyżej, zachowując niezręczną ciszę. Po pokonaniu jeszcze kilku korytarzy, które przypominały biały labirynt, znaleźliśmy się w odpowiednim pokoju, na co moje serce przyśpieszyło. Przede mną na całej ścianie rozpościerała się szyba, a za nią ustawione w rządku inkubatory. 

- Drugi od prawej. 

Przez całe życie moje oczy nie uroniły tyle łez, co dzisiejszego dnia. Malutkie stworzonko, krótsze niż moje przedramię było podpięte do miliona kabelków. Chciałem je dotknąć, wziąć na ręce. Do mojej świadomości uderzyła informacja, że będę mógł zrobić to dopiero za dwa miesiące, kiedy maleństwo będzie zdolne do samodzielnego funkcjonowania. 

- Płód wydostany przez cięcie cesarskie w siódmym miesiącu ciąży ma niewiele szans na przeżycie. W dodatku, u matki wystąpiły problemy hormonalne, co potęguje prawdopodobieństwo śmierci dziecka, a ono urodziło się zdrowiutkie. Pracuję przy tym dwadzieścia lat i niewiele takich przypadków widziałam. - odezwała się lekarka, na co przeszły mnie ciarki. - Wydarzył się cud.



*******************************

Całą książkę czekałam na te rozdziały!

speechless pt.II | hwang hyunjinWhere stories live. Discover now