Rozdział 36

1.2K 62 14
                                    

-Myślę, że tutaj ustawimy czerwone róże z domieszką białych. Ustawimy je na wysokich platformach. Tak samo na ścianach, damy kwiaty z białymi wstążkami – wskazała na wejścia do Sali oraz na schody prowadzące na górę –Do tego żyrandol ozdobimy małymi kwiatuszkami. Chcę, aby tu było jasno, dużo światła rozumiesz?- Zawróciła się do organizatorki zatrudnionej przez Narcyzę. Kobieta skinęła głową notując wszystko w swoim czarnym notesie.
-Jeszcze nigdy, nie urządzono tu takiego przyjęcia – powiedziała kobieta unosząc wzrok z nad notesu – Dla wszystkich arystokratów to będzie duży szok.
-Chcę tylko, aby wszystko się udało. Jest dla mnie wprowadzenie trochę nowości nie zaszkodzi nie znam zwyczajów arystokracji, ale niektóre są bardzo nudne. 
- Zostaw to mnie – powiedziała posyłając jej lekki uśmiech - Czyli stawiamy na biel i czerwień?
-Tak, kiedy zaczniecie?
-Dzień przed balem, pani Malfoy. Będzie scena racja? Mamy ją też ozdobić?
-Scenę zostawiamy, obawiam się ze byśmy przedobrzyli – oznajmiła – I niech stąd przeniosą te stoliki one mają być przed sceną. Tu ma być parkiet dla par – zwróciła się do Edwarda stojącego w kącie Sali.
-Już się robi pani Malofy – oznajmił z radością, zabierając się za nie z trzema pracownikami –Rose przygotowałaś zapasy szampana dla pań?
-Tak, pan Malofy zajął się całym alkoholem. Dziś go dostarczyli.
-A jak z kieliszkami? – Zapytała.
-Nic się nie stukło, mamy w sam raz.
-Cieszę się z tego, mam nadzieję, że kucharz ma wszystkie moje instrukcje.
-Ma problem z przystawkami, zwykle były małe kanapeczki.
-Niech nic nie zmienia, ma podać tak jak zawsze podawał. Tak będzie najbezpieczniej – poleciła.
-Tak jest – odparła udając się do kuchni.
-Widzę, że przygotowania idą pełną parą – skrzywiła się słysząc głos jednej z Greengrass'ów. Odwróciła się z niechęcią na pięcie. Astoria miała na sobie, obcisłą zieloną sukienkę idealnie opinającą jej ciało. Włosy miała spięte w eleganckiego koka, mogłaby być modelką w jednym z mugolskich magazynów. Wyglądała, jak prawdziwa arystokratka.
-Chcę, aby, wszystko się udało- odpowiedziała wlepiając swój wzrok w kartki. W jej towarzystwie czuła się strasznie nieswojo. Od Astorii emitowała pewność siebie oraz wyższość, co bardzo przytłaczało Hermionę. 
-Wszyscy na Ciebie liczą, szkoda było by zawieść Narcyzę. Od tego balu zależy jej reputacja.
-Wiem o tym doskonale, a teraz pozwolisz, że zajmę się swoimi obowiązkami.
-Astorio, cóż za niespodzianka. Narcyza jeszcze nie przyjmuję gości, myślałem, że wiesz – odezwał się Lucjusz ratując tym Hermionę przed niezręczną sytuację.
-Przyszłam do Draco, chciał mnie wiedzieć.
-Mój syn jest teraz zajęty. Jest z Narcyzą nie chciał, aby ktoś im przeszkadzał, chce z nią spędzić trochę czasu sam na sam – powiedział szorstko, dając tym do zrozumienia, że ona jest tu nie mile widziana.
-Chyba przyszłam nie w porę to nic. Do widzenia panie Malofy, Hermiono – skinęła głową odwracając się na pięcie. Kiedy tylko zniknęła im z oczu z ust Malfoy wydobyło się ciche westchnienie. 
-Grager na Shalazara , nie możesz się tak za każdym razem kulić. Jesteś Malfoy'em czy chcesz tego czy nie. Naucz się korzystać z tego w końcu bo ona cię zmiażdży ty jesteś żoną mojego syna a nie ona - mruknął odwracając  się na pięcie zostawiając ją w lekki m szoku. 

-Oh, co za okropna pogoda – mruknęła podchodząc do okna, za którym szalała okropna burza. Ciemne chmury zasłoniły niebo, a jedynie błyskawice pojawiające się na niebie oświetlały ogrody posiadłości blondyna. Hermiona potarła swoje ramiona czując chłód, jaki panował w całym domu.
-Przyniosłem ci koc, odkąd pamiętam biblioteka od zawsze była najchłodniejszym miejscem w tym domu – uśmiechnęła się sama do siebie, odwracając się od okna.
-Dziękuję za to, że się o mnie troszczysz – poklepał obok siebie miejsce na kanapie, a na stoliku stała już parująca herbata.
-Lubię to robić, Draco nigdy tego nie lubił – usiadła obok mężczyzny przykrywając się kocem – Zawsze, kiedy szalała burza za oknem, wszyscy spotykaliśmy się w salonie z kocami i ciepłą czekoladą. Zawsze to była jakaś otucha, a według mojej żony budowanie więzi miedzy naszą rodziną.
-Jak byłam mała bałam się burzy, zawsze w tedy spałam z rodzicami do póki nie urosłam i przestałam się jej bać. Jako dziecko miałam wybujałą wyobraźnie, z czasem z tego wyrosłam.
-My rodzice wolimy was czasem, jako małe dzieci. W tedy jeszcze możemy was chronić, a potem już nie mamy nic do gadania – sięgnęła po kubek by ogrzać swoje zmarznięte dłonie. Siedzieli oboje w przyjemnej ciszy, obserwując krajobraz za ogromnymi oknami. Drzewa uginały się pod siłą wichury, która kołysała nimi na różne strony.
-Co to za hałas?- Spytała słysząc brzdęk tłuczonego szkła, w salonie.
-Pewnie dzieci, są w salonie. One zawsze coś nabroją, pewnie Rose ich zostawiła na parę chwil samych – wyjaśnił.
-Pójdę zobaczyć, co tam się dzieje – rzekła podnosząc się z kanapy, opuszczając swoje cieplutkie miejsce. Od razu zrobiło się jej zimniej, z powodu chłodu, jaki panował w całym dworze. Ruszyła po woli korytarzem do salonu. Brzdęk tłuczonego szkła był, co raz wyraźniejszy. Weszła po cichu, do salonu chciała coś powiedzieć, ale w porę się ugryzła w język zauważając osobę stojącą przy barku z trunkami.
-Cholera – syknął znany jej głos, postać odwróciła się przodem a ona stanęła niczym słup soli. Mężczyzna zrobił krok do przodu, ściągając kaptur z głowy. Hermiona zatkała sobie usta dłonią patrząc na byłego przyjaciela Draco.
-Nott, co tu robisz do cholery – szepnęła rozglądając nerwowo dookoła sprawdzając czy są sami. Nie chciała aby ktokolwiek zobaczył go teraz w domu blondyna. 
-Musiałem odjeść, ponieważ mnie znaleźli. Chciałem Ci podziękować osobiście, bo nie wiem czy już będę miał okazję – pokręciła zdenerwowana głową podchodząc do mężczyzny.
-Kto Cię ściga?- Zapytała przestraszona łapiąc go za ramiona.
-Jesteś w niebezpieczeństwie Hermiono, przykro mi, że Cię w to wplątaliśmy. Ale... Nie mieliśmy wyjścia, nie było innego wyjścia – wyszeptał ze smutkiem w oczach.
-O czym ty mówisz? – Zapytała nic nie rozumiejąc z jego słów.
-Nie mam czasu, aby wyjaśniać. On tu idzie, żegnaj Granger – chciała go zatrzymać, ale on już zniknął. Została sama w zimnym ciemnym salonie, wpatrując się w miejsce gdzie stał czarnowłosy starając się przeanalizować słowa mężczyzny.
-Co tu robisz Granger?- Potarła swoje ramiona odwracając się w stronę blondyna stojącego metr przed nią. Woda kapała z jego włosów a sam ledwo trzymał się na nogach. Upadł na kolana krzywiąc się z bólu, jaki odczuwał w okolicach żeber.
-Malfoy?- Zapytała zaniepokojona klękając przy nim, – Co Ci jest? 
-Nic takiego, pomóż mi dojść do sypialni. Jestem cholernie zmęczony sam nie dam sobie rady tam dotrzeć – poprosił podtrzymując się jej ciała. Hermiona bez słowa pomogła mu udać się na górę wprost do jego sypialni. Milczeli, kiedy pomagała mu się rozebrać aby następnie położyć go do łóżka, gdzie zasnął błogim snem.

Dramione Together IWhere stories live. Discover now