XXIX

170 7 9
                                    

Przerwa świąteczna się skończyła i rok szkolny wrócił z przytupem. Cora spędzała czas na byciu łącznikiem pomiędzy obrażonymi na siebie Ronem i Hermioną, towarzyszeniu przygaszonemu Harremu, nauce na zalew sprawdzianu i spędzaniu wieczorów w kuchni Hogwartu. Minęły ledwie dwa tygodnie od świąt, a ona już miała dosyć tego podziału przyjaciół. Postanowiła więc użyć argumentu ostatecznego - jeśli się nie pogodzą, przestanie im dawać swoje wyroby. Hermiona śmiała się z tego szantażu, jednak to nie zmieniało faktu, że podziałał. Cora wygłosiła groźbę rano, w południe jeszcze boczyli się na siebie, ale wieczorem znów byli zgraną paczką. Cóż, przez żołądek do serca.

Czas mijał. Harry zaczął się uczyć walki z dementorami razem z profesorem Lupinem, ale poza tym nie działo się nic nadzwyczajnego. Żadnych nowych wiadomości o Blacku, ani innych wielkich wieści.

Zbliżał się mecz Gryffindoru i Ravenclawu. Wszyscy maniacy quidditcha w szkole byli nim podekscytowani, bo jego wynik mógł całkowicie zmienić losy Pucharu. Dla Puchonów ten mecz jednak nie miał takiego znaczenia. Po rozgrywce Krukonów ze Ślizgonami Hufflepuff był na ostatnim miejscu w tabeli i nie miał już jakichkolwiek szans na wygraną. Dlatego Cora nie miała żadnych skrupułów zakazujących jej kibicowania Gryfonom. Zwłaszcza, że Callie, która po swojej wycieczce do Francji stała się jeszcze bardziej irytująca, przy każdej okazji wmawiała jej, że Krukoni mają zwycięstwo w kieszeni. Puchonka była innego zdania. Zwłaszcza, że na kilka dni przed meczem Harry dostał z powrotem swoją Błyskawicę, która, o dziwo, nigdy nie była specjalnie zaczarowana.

W sobotę rano w Wielkiej Sali panowało ogólne podekscytowanie. Po śniadaniu Cora razem z resztą szkoły skierowała się na trybuny. Doczepiła się do niej Callie, podobno chcąc widzieć twarz siostry podczas "druzgocącej wygranej Ravenclawu". To stwierdzenie rozśmieszyło dziewczynę.

-Łaź za mną gdzie chcesz, ale przestań być banerem propagandowym, dobrze?

Mecz od początku był dość napięty. Czerwone i niebieskie płaszcze śmigały we wszystkie strony. Jednak Lee Jordana zajmowało bardziej niż akcja na boisku reklamowanie Błyskawicy, za co wrzeszczała na niego profesor McGonagall. A gra toczyła się dalej. Zdarzało się parę niebezpiecznych momentów, gdy zawodnicy cudem uniknęli tłuczka lub zdążyli skręcić przed zderzeniem z inną osobą. Co chwilę padały gole, a każdy zdobyty przez Gryffindor Callie komentowała głośnym jękiem. W końcu rozbrzmiał gwizdek kończący mecz. Kto złapał znicz Cora domyśliła się z okrzyku siostry:

-Co to ma być?! Jak?

Starsza Schuyler parsknęła śmiechem.

-Raz na wozie, raz pod wozem, jak to mówią- poklepała zawiedzioną Krukonkę po ramieniu i zbiegła z trybun.

Trzeba pochwalić przedsiębiorczość Gryfonów, a zwłaszcza Freda i Georga drygujących przygotowywaniu balangi. W zaledwie parę godzin zdążono załatwić wszystko: jedzenie z kuchni, słodycze i trunki z Hogsmeade, podać wszystkim chcianym gościom hasło do Wieży Gryffindoru i uniknąć podawania go gościom nie chcianym. Wieczorem wszystko było gotowe i tuż po kolacji można było zacząć zabawę.

W salonie Gryffindoru panował tłok. Aż trudno było stwierdzić, czy przeważają Gryfoni, czy goście z innych domów. Przyszło też trochę Krukonów nawet tych z drużyny. Impreza to impreza. Jeśli jest jedzenie, nic więcej się nie liczy, tu się kończą podziały. Cora całkiem nieźle się bawiła, gdy zobaczyła jak Hermiona ucieka z płaczem do dormitorium, a wkurzony Ron odchodzi w drugą stronę. Harry próbował pogadać z przyjacielem, ale gdy zdenerwowany Ron machnął ręką, prawie trafiając go w twarz, odpuścił. Puchonka przepchnęła przez tłum do szatyna.

-Co się stało? Czemu Hermiona wybiegła?- spytała.

-Pokłóciła się mocno z Ronem. Krzywołap zjadł Parszywka. Nie radzę ci z nimi gadać zanim się nie uspokoją, bo jeszcze przypadkiem ci się oberwie - stwierdził i odszedł w stronę gadającej z Cedrikiem Cho Chang.

Cora kiwnęła głową i sama się oddaliła. Harry miał rację wchodzenie między wściekłych ludzi często może się równać próbie samobójczej. A jednak Puchonkę trochę kłuła taka obojętność, aż postanowiła pójść do przyjaciółki nawet jeśli to oznaczało narażenie swojego zdrowia. Zapukała w drzwi dormitorium, ale nikt nie odpowiedział. Weszła do środka. Na jednym z łóżek leżała zwinięta w kulkę Hermiona. Burza włosów całkowicie zakrywały jej twarz, więc trudno było określić jakie emocje nią targają.

-Hej, wszystko w porządku?- spytała Cora, podchodząc do łóżka.

Gryfonka gwałtownie się odwróciła. Widocznie nie słyszała otwierania drzwi. Jej oczy były czerwone od płaczu.

-Ja... nie chcę o tym mówić- mruknęła.

-Okej. Ale mogę tutaj usiąść? Na zewnątrz jest strasznie głośno- uśmiechnęła się dziewczyna, kucając na podłodzę.

Chwilę nic się nie działo, gdy Hermiona zeszła z łóżka i usiadła obok przyjaciółki. Nie rozmawiały. Tylko siedziały obok siebie. I było dobrze.

***

Obudził ją krzyk dobiegający z męskiej części internatu. Dokładniej, obudził on Parvati i Lavender, które w ciemności potknęły się o nogi leżącej na podłodzę Cory.

-Auć!- krzyknęła Lavender.

-Co się dzieje?- spytała zaspana Puchonka.

-Któryś z chłopaków krzyczał. Idziemy to sprawdzić- wyjaśniła szeptem Parvati.

Cora obejrzała się za siebie. Hermiona nadal spała oparta o ramę łóżka. Nie było sensu jej budzić.

-Idę z wami- zdecydowała.

Już w Pokoju Wspólnym było słychać, że to Ron robi cały raban.

-Spójrz na zasłony! On był tu, mówię wam!- usłyszały głos Gryfona, wchodząc do dormitorium trzeciej klasy.

-Kto był?- spytała Cora, jednocześnie patrząc na rozcięte kotary łóżka Rona.

-Syriusz Black z nożem! Stał nade mną! A potem uciekł!- wrzeszczał przerażony chłopak.

-Pójdę po profesor McGonagall- oznajmiła Parvati i wybiegła z sypialni.

Cora poczekała aż Ron trochę się uspokoi i sama wyszła z dormitorium. W Pokoju Wspólnym zebrał się już całkiem spory tłumek mówiący o Blacku. Parvati chyba musiała opowiedzieć historię przy wszystkich, skoro wieści tak szybko się rozchodziły.

-Gdzie McGonagall?- spytała Puchonka, gdy znalazła szatynkę w tłoku.

-Poszła pogadać z Sir Cadoganem czy kogoś wpuszczał do wieży- odparła, uśmiechając się nerwowo.

Wtedy do środka weszła blada jak kreda nauczycielka.

-Który z was... co za bałwan zapisał sobie wszystkie hasła na cały tydzień i zostawił ich listę gdzieś na wierzchu?- kobieta powoli cedziła każde słowo.

Nastała cisza. Niepewnie podniosła się w górę dłoń Nevilla Longbottoma.

/951 słów/

Golden Kwartet | HogwartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz