Rozdział 2

38.7K 1.1K 706
                                    

Od wielu miesięcy byłam przyzwyczajona do bólu i agresji ze strony ojca. Co więc kierowało mną, kiedy nagle czując w sobie przepływ nieznanej dotąd energii, sama sięgnęłam po szkło leżące na podłodze i zamachnęłam się prosto w jego twarz? Co sprawiło, że zamiast w ciszy znosić ból, zerwałam się z miejsca i pognałam do drzwi wyjściowych? Albo jeszcze lepiej - dlaczego mimo bólu biegłam kolejnymi to uliczkami naszego miasteczka, uciekając przed nim, zamiast po prostu oddać się przeznaczeniu?

On gonił mnie, nie zwracając uwagi na to, że ktoś mógł to zobaczyć. Niestety w tym momencie nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc. Miałam nadzieję, że któryś z sąsiadów zauważy mój szaleńczy bieg przez okno i zadzwoni na policję. Jednak co da mi policja, w której sam pracuje? A co najważniejsze - kogo uznają za winnego, widząc mnie, na oko całkiem zdrową dziewczynę i mojego ojca ze sporą szramą na policzku, z której nadal sączyła się krew?

Jednak nie to teraz mnie zastanawiało. Niby dokąd miałam uciec, skoro i tak nikt stąd mi nie pomoże? Jaki był sens w dalszym biegu, skoro i tak za chwilę wrócę do domu i dostanę dwa razy mocniej za taki wybryk?

Ale ja i tak biegłam dalej. Chęć wolności i nadziei na to, że jestem w stanie zmienić swoją rzeczywistość tak mną zawładnęła, że nawet nie myślałam racjonalnie i wbiegłam do jednej ze ślepych uliczek. A przecież doskonale wiedziałam, że skończy się ona zaledwie po kilkudziesięciu metrach.

- I co teraz, gówniaro? Pożałujesz, że kiedykolwiek się urodziłaś! - ryknął ojciec, kiedy mogłam tylko w przerażeniu cofać się do ściany, na której kończyła się ciemna uliczka.

Cała determinacja momentalnie ze mnie uciekła. Jaka ja byłam głupia. Dlaczego nie mogłam po prostu siedzieć i czekać na nieuniknione, do cholery?

On nie zwracał uwagi na moje przerażenie i dygotanie na całym ciele. Wręcz się nim delektował, sprawiało mu to uczucie chorej satysfakcji. Będąc już bardzo blisko mnie, szykował się do zadania pierwszego ciosu. A ja nie mogąc zrobić niczego innego, po prostu stałam i oczekiwałam, zamykając oczy.

Cios jednak nie nadszedł. Usłyszałam za to szarpaninę.

- Puszczaj mnie, smarkaczu!

Zdezorientowana otworzyłam oczy, dostrzegając jakiegoś czarnowłosego mężczyznę, który bez problemu trzymał obezwładnionego ojca za obie ręce. Otwierając szerzej oczy, zakryłam usta dłonią i zsunęłam się na ziemię, nie mogąc już utrzymać się w pionie.

- Nic ci nie zrobił? - Drugi z mężczyzn szybko przy mnie przykucnął i uważnie zaczął przyglądać się mojej twarzy.

Przerażona cofnęłam się, gdy chciał złapać mnie za ramiona. On uniósł dłonie w geście poddania.

- Spokojnie, nie mam złych zamiarów - oznajmił, a ja właśnie w tym momencie rozpoznałam w nim blondyna, na którego wpadłam przed sklepem.

Wyjrzałam za jego ramię, z ogromnym zaskoczeniem widząc także dwóch brunetów oraz jeszcze jednego blondyna.

Mój ojciec w dalszym ciągu wierzgał się i przeklinał unieruchomiony przez czarnowłosego, który ciągle patrzył na mnie badawczo. Skuliłam się. Co tu się do cholery dzieje? Momentalnie zaczęłam jeszcze bardziej się trząść.

- Ej, spokojnie. On już nic ci nie zrobi. - Blondyn przede mną w dość nieudolny sposób próbował mnie uspokoić.

- K-kim wy jesteście? - spytałam szeptem, jeszcze bardziej odsuwając się pod ścianę.

- Nie jesteśmy wrogami. Proszę, uspokój się, nic ci nie zrobimy - odpowiedział mężczyzna, spoglądając przelotnie na tego, który trzymał mojego dalej wierzgającego się ojca. - Co robimy, Evan?

Saved |ZOSTANIE WYDANE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz