Rozdział 4

34.6K 1K 424
                                    

Milczałam, kiedy mężczyźni wstali i przeszli do pomieszczenia obok. Siedziałam nieruchomo, słysząc ukradkiem przytłumione głosy i próbując nie panikować. Co mogło oznaczać to, że nie mogą puścić mnie wolno? Zabiją mnie? Sprzedają na organy?

Podświadomość podpowiadała mi, że wpakowałam się w niezłe bagno. Mogłam siedzieć cicho i udawać, że tak naprawdę nic nie wiedziałam o tych całych narkotykach. O broni już nie wspominając, choć zobaczenie jej było nieuniknione, skoro Evan wyciągnął ją zza paska w mojej obecności.

Strach, o ile to możliwe, jeszcze bardziej mnie ogarnął. Nie miałam pojęcia, co mogłam zrobić, żeby jakoś wyplątać się z sideł tych mężczyzn. Mówili co prawda, że nic mi nie grozi, ale skąd niby miałam mieć taką pewność?

Chciałam jak najszybciej wstać i pobiec do drzwi prowadzących na zewnątrz apartamentu, jak miałam zamiar na początku, jednak mężczyźni zdążyli wrócić już do salonu i tak samo jak poprzednio, rozłożyć się na kanapach, co sprawiło, że nie ruszyłam się nawet o centymetr. Wszyscy popatrzyli na mnie badawczo, a ja skuliłam się ze strachu.

- Damy ci wybór - mruknął czarnowłosy obojętnie. - Albo idziesz z nami, albo będziemy musieli cię uciszyć.

- Ale ja nic nie powiem! Przysięgam - oznajmiłam, prawie płacząc.

- Wiesz, ile osób tak mówi? - prychnął Michael. - Nie ufamy ci tak samo, jak ty nam, ale nie mamy wyboru. Podjęliśmy decyzję, że nie zrobimy ci krzywdy - mówiąc, popatrzył wymownie na Jake'a.

Ponownie spuściłam głowę. W co ja się wplątałam?

- Kim wy jesteście? - spytałam cicho, a blondyn obok mnie poruszył się niespokojnie.

- To nie jest teraz ważne - prychnął Evan. - Wybieraj. Albo idziesz z nami i uciekasz od swojego ojczulka albo lądujesz dwa metry pod ziemią.

Zamarłam. Już na samą myśl o tym, że miałabym umrzeć z rąk czarnowłosego, oblewał mnie zimny pot, a dłonie zaczynały niekontrolowanie drżeć.

- Evan, przestań - rzekł ostro Jake, następnie od razu łagodnie się do mnie zwracając: - Po prostu na tę chwilę musisz nam zaufać. Przecież tak naprawdę tego chcesz, prawda? Chcesz uwolnić się od tego drania, więc zaufaj nam i wykorzystaj okazję, bo taka może się już nie powtórzyć.

Zamilkłam, przełykając głośno ślinę. Miałam sprzeczne uczucia. Ucieczka od ojca była kuszącą myślą, ale średnio uśmiechał mi się wyjazd do New Jersey z piątką nieznajomych mężczyzn, którzy z pewnością prowadzili jakieś nielegalne interesy. Jednak skoro do tej pory nic mi nie zrobili, oznaczało to, że naprawdę nie mieli złych zamiarów? Ten cały Evan chciał mnie zabić, ale skoro wciąż tego nie zrobił, to może tak naprawdę tego nie planuje? Gdybym postanowiła wrócić do ojca, mój los byłby z góry przesądzony.

- Zostanę z wami - szepnęłam pod nosem, a Jake siedzący obok mnie widocznie się ożywił.

- Dobra decyzja, Ellie. - Uśmiechnął się lekko, co dostrzegłam jedynie kątem oka, gdyż nadal spuszczałam głowę. - Teraz tylko...

Blondyn nie dokończył myśli, gdyż przerwał mu dzwoniący telefon Evana, który ten dość szybko odebrał.

- Tak, jesteśmy... Nie, nikt z psów nic nie podejrzewa... Będziemy za pół godziny. - Usłyszałam krótką wymianę zdań, po czym czarnowłosy wstał, rozłączył się i schował telefon do tylnej kieszeni spodni.

- Ludzie Thomsona gotowi? - spytał Alan cicho.

- Tak. Szykujcie się, za dwie minuty jedziemy - rozkazał Evan, a reszta mężczyzn wstała z miejsca.

- Co z dziewczyną? - odezwał się po raz pierwszy Liam, a ja skuliłam się mimowolnie.

Czarnowłosy popatrzył na mnie obojętnie i wzruszył ramionami.

- Dobrze, że pytasz. Zastaniesz z nią, żeby nic głupiego nie wpadło jej do głowy - mruknął i skierował się do przedpokoju.

- Że ja? - spytał oburzony blondyn - Nie jestem niańką.

- Przyzwyczajaj się, świeżaku - prychnął Evan i nie zwracając uwagi na protesty mężczyzny, po prostu zaczął ubierać buty.

- Ellie. - Jake kucnął przede mną, a ja wcisnęłam się głębiej w kanapę, na co ten uśmiechnął się smutno. - Nie martw się, Liam nic ci nie zrobi, słowo daję.

- Gdzie idziecie? O co chodzi z tym całym Thomsonem? - spytałam, chcąc usłyszeć odpowiedzi na pytania, które nie dawały mi spokoju.

- Dowiesz się w swoim czasie. Na razie im mniej wiesz, tym lepiej. Do później - odparł Jake i wstał na równe nogi, od razu kierując się do wyjścia wraz z pozostałą trójką.

Wyszli z apartamentu tak szybko, że nawet nie zdążyłam mrugnąć. Liam za to westchnął przeciągle, przecierając twarz dłońmi.

- No i zostaliśmy sami - mruknął jakby sam do siebie, po czym spojrzał na mnie znudzony. - Ellie, tak?

Niepewnie przytaknęłam, a on westchnął po raz kolejny i przewrócił oczami w geście irytacji.

- Kto by pomyślał, że zostanę niańką jakieś dziewczynki... W ogóle ile ty masz lat?

Zaskoczona obróciłam głowę w jego kierunku.

- Dziewiętnaście - odpowiedziałam cicho, a on zmarszczył brwi.

- Niech ci będzie. - Wzruszył ramionami i opadł na kanapę naprzeciw mnie, zamykając oczy.

Patrzyłam na niego, niepewnie wiercąc się na siedzeniu. Co on planował? Chciał tak po prostu leżeć?

- Co się tak gapisz? - burknął, otwierając oczy.

- Ja wcale nie...

- Tak, tak, jasne - przerwał mi, zanim zdążyłam się wytłumaczyć i pochylił się lekko do przodu. - Głodna?

Saved |ZOSTANIE WYDANE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz