Początek

1.6K 95 91
                                    

-Któregoś dnia zostałem zaatakowany podczas powrotu ze szkoły. Ot tak, zwykły dzień w moim mieście -prychnął chłopak, a jego usta wygięły się w drwiącym grymasie- Musiał to być jakiś podrzędny Złoczyńca skoro nie zginąłem od razu, ale błyskawicznie przybył on - Wielki Symbol Pokoju, All Might we własnej osobie, by uratować moją zbłąkaną duszyczkę -zakpił z uśmiechem- Z łatwością pozbył się tego czegoś, nazywającego samego siebie przestępcą, i mnie uwolnił po czym schwytał mojego napastnika. Widziałem... nie, ja wiedziałem że się śpieszy i musi odstawić go do więzienia ale... Ale musiałem go o coś zapytać. To pytanie nurtowało mnie od dawien dawna, a teraz nadarzyła się idealna okazja by je w końcu zadać.

– Czy... czy pomimo braku indywidualności mogę być bohaterem? Czy pomimo braku mocy mogę ratować ludzi?

-Pytałem z nadzieją w głosie.. może jest dla mnie jeszcze jakaś szansa?

-Wiesz co mi odpowiedział? -zielonowłosy przerwał na parę sekund swój monolog- "Niestety... bez indywidualności nie możesz być Bohaterem, ale jeżeli chcesz pomagać ludziom... zostań... policjantem! to nadal chwalebny zawód.”

-W tamtej chwili odszedł i już go nie zobaczyłem. Zrobił skok, i bum. Nie dał mi nic powiedzieć... -w jego oczach błysnęła stal, która tylko szczątkowo mówiła o wściekłości jaką odczuwał jej właściciel- Stałem na tym dachu jak słup, nie wiedziałem co ze sobą zrobić! -pomieszczenie wypełnił nieco histeryczny śmiech chłopaka, a Nieznajomy wzdrygnął się gwałtownie. Kolejne słowa były wypowiedziane szeptem- Wszystkie moje dotychczasowe marzenia i cele zostały rzucone w błoto, i bezczelnie podeptane, jak nic nie warte śmiecie. Symbol Pokoju miał dać mi nadzieję, był jedyną osobą która mogła pomóc mi dalej wierzyć że może jednak mi się uda! A on? On wtedy zniszczył chłopca którym byłem...

-Bez sensu dalszego życia przechadzałem się ulicami, a słowa bohatera wciąż i wciąż, bez przerwy na nowo przewijały się w mojej głowie. Mój były przyjaciel, moja matka, nauczyciele... Nikt we mnie nie wierzył. Nie dawali mi najmniejszych szans, i to właśnie wtedy postanowiłem, że muszę z tym skończyć.

-Taaak wiem... Byłem wtedy żałośnie słaby -kontynuował zielonowłosy, przecierając oczy. Światło w pokoju nie było najlepsze, przez co musiał wytężać wzrok by widzieć swojego rozmówcę- Chciałem tylko zginąć i mieć święty spokój, a przy tym się niczym nie przejmować. Bo i po co? Skoro i tak nic nie znaczę? Wszedłem na dach pobliskiego wieżowca i pożegnałem się ze swoimi marzeniami, celami i wszystkim co miało dla mnie jakikolwiek sens. Podszedłem do krawędzi i zrobiłem ten jeden krok ku wolności. Zamknąłem oczy, moje podeszwy zaczęły powoli odrywać się od krawędzi dachu -przerwał ja chwilę, a w pokoju zapanowała cisza.

-Nie uwierzysz, ja sam nie wierzyłem, ale zostałem uratowany. Zgadnij przez kogo? -polecił Nieznajomemu, który dopiero po chwili zdał sobie sprawę że zadano mu pytanie.

-Przez bohaterów? -odpowiedział Nieznajomy, marszcząc brwi w zamyśleniu.

-Co? Nie! Oczywiście że nie! -ni to prychnięcie, ni to śmiech wydobył się z jego ust- Uratowali mnie Złoczyńcy, a dokładniej to Tomura Shigaraki mnie uratował. Złapał za mój kaptur i pociągnął do tyłu.

-Co było dalej?

-Nic. Zupełnie nic. Patrzyłem na niego bez wyrazu, nieco nieobecnym wzrokiem. Nie bałem się. Nie miałem czego się na bać, skoro moim marzeniem wtedy była śmierć... Jedyne co czułem to zdziwienie.

-Zdziwienie? W jakim sensie zdziwienie? -dopytywał nieznajomy, nie mogąc zrozumieć dlaczego akurat ta emocja wtedy towarzyszyła zielonowłosemu.

-O Boże... -jęknął chłopak, chowając na chwilę twarz w dłoniach- Już wiem dlaczego Tomura kazał cię zabić. Ale kontynuując, poczułem zdziwienie. Bo dlaczego mnie uratował? Dlaczego ocalił kogoś, kogo zupełnie nie zna? Przypadkową, nic nie znaczącą osobę. Dlaczego nie pozwolił mi skoczyć? Dlatego postano-

Moje Prawdziwe ObliczeWhere stories live. Discover now