Krzyk

411 11 0
                                    

Aurora sama szła korytarzem. Miała bardzo dobry humor, a na jej twarzy widniał delikatny uśmiech. Wracała właśnie ze spotkania z Travisem. Zauważyła, że chłopak wykonywał w jej stronę drobne gesty. Coraz częściej przybliżał się do niej, zachęcał do rozmowy i inicjował kolejne spotkanie. Czuła się z tym wspaniale.

Żywa na każdy sposób.

Dziewczyna zmierzała w stronę wielkiej sali. Niedługo miała rozpocząć się kolacja, dlatego nie chciała wracać do dormitorium.

Aurora była pochłonięta swoimi myślami. Wszystkie sprowadzały się do jednej osoby - Travisa Frosta. Miała nadzieję, że ich relacja będzie szła w dobrym kierunku. Bardzo zależało jej na tym siedemnastoletnim chłopaku.

Nagle poczuła uderzenie. Ktoś zza zakrętu wbiegł prosto w nią. Dziewczyna nie spodziewała się takiej sytuacji. Czuła jak ktoś odbił się od jej ciała. Nie zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować. Upadła tyłkiem na podłogę. Gdy poczuła chłód bijący od posadzki, natychmiast zaczęła się podnosić.

— Przepraszam — wymamrotał oszołomiony chłopak, gdy również wstał z podłogi. — Davies? — Zapytał James patrząc na niezbyt zadowoloną blondynkę. Doskonale znał odpowiedź. Wszędzie by ją rozpoznał; nawet w potarganych włosach i zniszczonych ubraniach.

James był w szoku widząc blondynkę. Rzadko mijał ją na korytarzach. Hogwart był ogromny, a Potter często korzystał z ukrytych w nim tajnych przejść. Sam James, gdy widział ślizgonów, głowę od razu przekręcał w przeciwną stronę. Czuł jakby wysysali z niego energię życiową.

— Cholera. — Przeklnął pod nosem. Wiedział, że Aurora zaraz będzie się na niego drzeć i wyzywać od zdrajców krwi.

Uważał że wszyscy ślizgoni są tacy sami.

Gdy Aurora skończyła strzepywać niewidzialny kurz ze swojej szaty, spojrzała się na chłopaka wrogo. Mógł dosłownie wpaść na nią każdy. Dlaczego więc trafiła na znienawidzonego okularnika?

James Potter aka Rogacz zdecydowanie był jej wrogiem. Dawna przyjaźń już nie grała żadnej roli.

— Potter. — Wysyczała i spojrzała się prosto w jego oczy. Sama nie wiedziała co w nich dostrzegła. — Nie masz innych zajęć?

— Tak się składa, że mam. — Powiedział hardo. — Wszystko jest lepsze od wpadania na tak bezduszną ślizgonkę jak ty.

Gniew wezbrał się w blondynce. Co on o niej wiedział? Po co o niej tak mówił skoro już jej nie znał?

Aurora mogłaby przysiąc, że w tamtej chwili była jak świeczka, a Potter właśnie podpalił jej knot.

— Bezduszna. — Powtórzyła. —To dla mnie komplement. — Jej słowa przyjęły wrogi ton, a kamienna twarz nie wróżyła niczego dobrego. — A o tobie co można powiedzieć, Potter? Jesteś lojalny jak pozostali gryfoni? — Sarkazm wypłynął jej z ust.

Potter poczuł, że zaczyna się w nim gotować. Fakt, miała rację. Zostawił ją, a przyrzekał, że będzie z nią na zawsze. To był jego błąd. Ostatnio czuł wyrzuty sumienia, ale nie zamierzał jej o tym powiedzieć.

Teraz miał Syriusza, Remusa i Petera.

— Masz jakiś problem Davies? — Warknął w jej stronę.

Blondynka zbliżyła się do niego. On również podszedł do niej niebezpiecznie blisko. Pioruny tryskały z ich oczu i porażały ich dusze.

Ona jednak nie była świeczką, tylko dynamitem.

— To oczywiste, że mam! Jesteś głupi, czy tylko udajesz? Wielki James Potter! Masz rzeszę fanów tylko przez to, że jesteś szukającym! Czy ktoś w ogóle wie jaki jesteś tak naprawdę, w środku? Bo ja widzę tylko słabego tchórza, który zostawia przyjaciół w potrzebie! — Krzyknęła dziewczyna, uderzyła go z pięści w klatkę piersiową i odeszła. Wiedziała, że przesadziła, ale to był tylko Potter. On i tak zaraz zapomni.

James przez chwilę stał w osłupieniu. Zdawał się wcale nie poczuć ciosu blondynki. Dopiero gdy miał odejść zobaczył, że kilkoro zszokowanych uczniów przyglądało się mu.

Nikt z nich nic nie powiedział.

Potter poczuł się dziwnie. Po chwili odszedł z miejsca i ruszył w stronę wielkiej sali.

Był zmieszany.

— To co robimy z tym żartem? — Zapytał Syriusz, leżąc na swoim łóżku i patrząc się w sufit. Za bardzo się objadł. Miał wrażenie, że zaraz pęknie, ale wiedział, że zaraz mu przejdzie. — Te karaluchy wiecznie nie mogą leżeć w mojej torbie.

Potter zamyślił się na chwilę. Zaklęcie zmniejszająco-zwiększające było świetnym rozwiązaniem, ale coś musieli zrobić. Karaluchów było tysiące i nie mogły się zmarnować.

Przecież to mógł być kawał roku!

— Właściwie to... Wszystko jest przygotowane, więc możemy działać. — Powiedział James z entuzjazmem.

— Teraz? — Klasnął w dłonie Syriusz. W końcu się doczekał tak długo wyczekiwanej chwili. Nawet zapomniał o objedzeniu.

— Nie. Na pewno nie teraz. — Powiedział Remus odrywając wzrok od książki. — Proponuję to zrobić po ciszy nocnej, albo podczas jakiegoś posiłku.

Syriusz z Jamesem zamyślił się na chwilę.

— Zrobimy to jutro? — Zapytał Potter.

— Zdecydowanie.

Chcecie dokładniejsze opisy wymyślonych osób?

Szaleństwo | James PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz