Rozdział dwudziesty ósmy

4.9K 135 6
                                    

Ivy

     Denerwowałam się, gdy tylko przekroczyłam próg poradni terapeutycznej. Nie byłam tu od siedmiu lat. I do tej pory tego nie potrzebowałam, ale teraz wszystko nagle spadło mi na głowę i nie umiałam sobie z tym poradzić. Zauważyłam kobietę około czterdziestki tuż przy recepcji, która uśmiechała się, gdy mnie zobaczyła. Sądziłam, że musiałabym chwilę poczekać, bo zawsze miała dużo klientów, więc dziwne było, że już na mnie czekała.
- Ivy, tak dawno się nie widziałyśmy. Ile to już? Siedem lat? - przytaknęłam.
     Aż ciężko mi uwierzyć w to, że w ogóle pamiętała, ile lat minęło od naszego ostatniego spotkania. Ale nie dziwiłam się... Pewnie miała kontakt z moimi rodzicami.
     Zaprosiła mnie do swojego gabinetu, więc od razu tam się skierowałyśmy.
- Jeżeli mnie potrzebujesz, to znaczy, że naprawdę źle u ciebie.
- Właściwie to nie. Jest... Całkiem spoko. - kogo ja próbuję oszukać? - Po prostu w ostatnim czasie zbyt dużo rzeczy na mnie spadło i nie umiem tego udźwignąć. - kobieta uśmiechnęła się i wzięła swój notes z biurka, po czym usiadł na krześle obok kanapy, na której już siedziałam.
- Połóż się. Chętnie cię wysłucham. - wskazała dłonią łóżko. Chwilę później już na nim leżałam. Wiedziałam, że to mi pomoże. Nawet nie wiedziałam, od czego zacząć, ale w ostateczności wybrałam, że musiałam powiedzieć wszystko od początku.
- Poznałam mężczyznę, a właściwie to mój szef. Przystojny i seksowny. Ale od początku nie utrzymywaliśmy między sobą relacji: Szef-sekretarka. Otworzyłam się przed nim i powiedziałam o chorobie mamy, choć obiecałam sobie, że nigdy tego nie zrobię. - otworzyłam oczy i spojrzałam na Amber. Widziałam, że zaciekawiłam ją swoją historią, choć jeszcze się nie rozwinęła. - Zaproponował mi, żebym udawała jego narzeczoną przed rodzicami.
- Znam cię. Zgodziłaś się, prawda? - pokiwałam twierdząco głową i usiadłam.
- Nie chciałam go zawieść. A poza tym potrzebowałam pieniędzy na operację mamy. Zrobiłam to zwłaszcza ze względu na nią. Ale od momentu przyjazdu do San Francisco wszystko zaczęło się... Psuć, choć myślałam, że jest dobrze. Najpierw dowiedziałam się, że Parker, facet, który mnie kiedyś skrzywdził, jest bratem James, a później dowiedziałam się, że jego narzeczoną była dziewczyna cholernie podobna do mnie. I na początku w ogóle to do mnie nie docierało. Nie chciałam w ogóle o tym wspominać, ale tylko dlatego, że taka już jestem. Chciałam się odsunąć od Jamesa, ale to praktycznie niemożliwe, kiedy pracujemy w tej samej firmie, a tym bardziej, jeśli nie potrafimy utrzymywać dystansu między sobą.
- Mogę się wtrącić? - odsunęłam się od okna i spojrzałam na moją terapeutkę, po czym pokiwałam twierdząco głową. - Rozmawialiście o tym? - westchnęłam i oparłam się o parapet, zakładając ręce na piersi.
- Tak mi się wydaje. Choć do ostatniej niedzieli starałam się w ogóle o tym nie myśleć, a tym bardziej nie mówić. Po prostu... Boję się po tym, co się stało z Parkerem. James wyznał mi miłość, a ja tak po prostu uciekłam. Wiem, że popełniłam błąd, bo wewnątrz siebie wiem, że jednak coś do niego czuję, choć nie potrafię się do tego przyznać. Wolę udawać, że jednak nic między nami nie ma.
- Ivy... - zaczęła kobieta, wstając. Zrobiła kilka kroków w moją stronę i zatrzymała się kilka centymetrów ode mnie. - Być może masz filofobię. - spojrzałam na Amber, chwilę zastanawiając się, czy przypadkiem gdzieś nie słyszałam tego słowa. Ale zdałam sobie sprawę z tego, że jednak nie wiedziałam, czym była filofobia.
- A co to takiego? - spytałam, patrząc na widok za oknem. Nie były one ekscytujące. Naprzeciwko poradni znajdował się jakiś budynek, o którym nigdy nie słyszałam, oraz ulica, na której stała masa samochodów w korku.
- Strach przed zakochaniem. - niemal ją wyśmiałam i wyminęłam. Przecież to niedorzeczne. Prawda?
- Dlaczego miałabym się bać miłości? - to pytanie akurat nie było na miejscu.
- Kochałaś Parkera, prawda? Ciężko ci uwierzyć, że cię skrzywdził, bo mu zaufałaś. Przez siedem lat nie dopuszczałaś do siebie żadnych mężczyzn, prawda? A teraz, gdy nadarzyła się okazja. Kiedy pojawił się James, który jest miły, przystojny i seksowny, przynajmniej tak mi niedawno powiedziałaś. Ciągnie cię do tego młodzieńca bardziej niż byś chciała. I wiem, że nie dopuszczasz go do siebie nie tylko ze względu na wspólną pracę. Boisz się ze względu na przeszłość. Boisz się, że jeśli James jest bratem Parkera to okaże się taki sam, jak on. Ale nie oceniaj go ze względu na to, co się kiedyś stało. Jeżeli również go kochasz, nie odtrącaj go. Nie bój się miłości przez przeszłość. - westchnęłam. Choć musiałam przyznać, że ta odpowiedź mnie usatysfakcjonowała. Wiedziałam, że Amber umiała zdziałać cuda i nie musiałam chodzić na wielomiesięczne terapie, by poczuć się lepiej. Amber była cholerną czarodziejką i po jednej wizycie poczułabym się lepiej.
- Chyba masz rację, ale nie wzięłaś pod uwagę tego, że może się starać tylko dlatego, że chce mnie po prostu wykorzystać, jak większość facetów. - kobieta zaśmiała się i położyła dłoń na moim ramieniu pocieszająco.
- Wierzysz w to, Ivy? - gdy zobaczyłam jej wzrok wiedziałam, że przesadziłam. Pokiwałam przecząco głową.
- James taki nie jest. On... Dla niego liczy się moja przyjemność, a nie jego. - cholera, czy ja to właśnie powiedziałam?
- Chyba mi wszystkiego nie powiedziałaś? - poczułam, jak moje policzki pąsowiały.
- Jesteś terapeutką życia, nie seksu. - zaśmiałyśmy się obie, po czym spoważniałam i zaczęłam opowiadać jej o swojej bliźniaczej siostrze oraz przeprosinach Parkera.
    Po prawie trzech godzinach terapii wyszłam w końcu z budynku poradni. Rozmowa z Amber zdecydowanie mi pomogła. Niestety, tego dnia samochód znów mi się popsuł i musiałam tłuc się taksówką. W czasie, kiedy czekałam na taksówkę napisałam maila do Emily, prosząc o adres Jamesa. Wiedziałam, że może być tym zdziwiona, ale zawsze mogłam coś wymyślić. Zwłaszcza, że był wtorek i było po godzinach pracy. Byłam zaskoczona, kiedy wsiadając do taksówki, zobaczyłam wiadomość od recepcjonistki Jamesa. Nie sądziłam, że zgodzi się podać mi jego adres, ale ucieszyłam się. Nawet nie wiedziałam, co mną kierowało, kiedy podałam kierowcy adres Mid City. Nie mieszkałam tam, a tym bardziej nie było to nawet położone w pobliżu mojego adresu zamieszkania.
     Serce podeszło mi do gardła, gdy tylko podjechaliśmy pod wskazany numer bloku. Pomimo, że już tu byłam, to musiałam przyznać, że nie tego się spodziewałam. Myślałam, że mógłby mieszkać w pięknej willi z basenem i ogrodem. Jednakże nie mieszkał w biednym mieszkaniu, jak ja, ale w dość dużym apartamencie. Powiedziałam kierowcy, by zaczekał, bo miałam pewne wątpliwości, co do tego, co rzeczywiście chciałam zrobić. Czułam , jak serce zaczynało mocniej mi bić ze zdenerwowania. Ścisnęłam mocniej pasek torebki w dłoniach, spoglądając w górę tego cholernie wielkiego bloku. Na bank mieszkał na ostatnim piętrze, z wielkim tarasem zamiast balkonu. Choć zawsze mogłam się mylić. Zrobiłam kilka kroków w tył, gdy zobaczyłam cień przemykający na ostatnim balkonie. Ale nie ruszyłam się, stałam i po prostu czekałam, mając nadzieję, że moje przypuszczenia się nie sprawdzą. Może i było wysoko, ale z tej odległości dałabym radę rozpoznać mojego szefa. I rzeczywiście, po chwili zauważyłam twarz mojego pracodawcy, wpatrująca się prosto w moją. Cholera, czas się ewakuować. Odwróciłam się napięcie i zaczęłam iść z głową spuszczoną w dół. Kurde, stchórzyłam. Nawet nie wiedziałam, po co ja tu przyjechałam. Chciałam porozmawiać z Jamesem i powiedzieć mu, co tak naprawdę czułam, ale chyba musiałam to wszystko jeszcze przemyśleć. Po rozmowie z Amber byłam już pewna swoich uczuć i tego, że zakochałam się w swoim własnym szefie, ale chyba powinnam była jeszcze wszystko poukładać sobie w głowie i wtedy będę miała pewność, co do swoich uczuć i tego, że byłam gotowa na związek ze swoim pracodawcą, zwłaszcza, że byłam pewna jego uczuć do mnie.

Udawana narzeczona ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz