| 14 |

548 53 28
                                    

— Sannie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

— Sannie...? — zagadnął niepewnie, jakby z obawą.

Podminowany rówieśnik, ciągnący go za rękę, nie zareagował. Szedł szybko, jakby się spieszył, nie zwracając uwagi na dreptającego tuż obok Wooyounga.
Chłopak nie nadążał, potykał się raz po raz... Nie zaprotestował jednak. Nie chciał wzmagać gniewu, w jaki popadł zazwyczaj impulsywny Choi.
Dotarli do pobliskiego budynku — mieścił w sobie akademik. Nie zwolnili, wręcz wbiegli na piętro — trzecie z kolei — następnie do pokoju zajmowanego przez Junga. Drugiego współlokatora — przerażonego sytuacją Yeosanga — nie było.
Zatrzasnąwszy drzwi, zatrzymali się. Zapadła cisza, oboje dyszeli, jak po szaleńczym biegu, patrząc na siebie w rosnącym wciąż napięciu.

— San, co ci... — Z trudem łapał oddech. — Co się dzieje...?

— Kto to, kurwa, był? — zapytał cicho, kontrolując wrzący tuż pod powierzchnią gniew.

— N-nie wiem, przysięgam. Pomylił mnie z kimś...

— Pieprzenie. Mów prawdę! — Zbliżył się, tracąc panowanie.

— Przecież mówię... — wydusił, zdjęty strachem. Cofnął się, opadając na łóżko. Odwzajemniał przepełnione złością spojrzenie, nie wiedząc, do czego może posunąć się górujący nad nim chłopak.

Byli parą, od niedawna. Wooyoung, przekonawszy się o trudnym charakterze, jaki przypadł w udziale Sanowi, nie zraził się. Wciąż go kochał, z każdym dniem coraz mocniej. Zazdrość? Wręcz mu schlebiała, czuł się ważny, kochany, widząc ją w oczach rówieśnika. Teraz, dostrzegłszy ją, czuł przede wszystkim strach. Strach przed utraceniem najukochańszej osoby...

— Sannie... — Podniósł się, a przylgnąwszy do niego, kontynuował: — Nie wściekaj się, nie masz powodu... Sam chciałbym wiedzieć, kim był i czego chciał. Ten koleś... Mówił coś o jakichś kłamstwach. Nie znał mojego imienia, po prostu mnie z kimś pomylił...

Westchnął cicho, czując ulgę; San, objąwszy go, przytulił mocno, przepraszając za niekontrolowaną złość, którą wręcz wybuchnął. Stawał się wtedy naprawdę nieprzyjemny, wiedział o tym. Czuł się podle, traktując w ten sposób jedyną osobę, która pokochała go pomimo wszystkich, bardzo licznych wad.

— Przepraszam cię. Ale jesteś mój. Mój i tylko mój. Rozumiesz?

— Oczywiście, że tak. Przecież cię kocham, a ty mnie... Nie zamierzam tego zmieniać.

Ich pocałunki, przybierające na sile i namiętności, przerwało wtargnięcie Yeosanga.

— Och, sorry... — mruknął, zamykając za sobą drzwi. — Cześć, San.

— Cześć.

Wooyoung, nabrawszy podejrzeń, zagadnął przyjaciela.

— Znasz go, prawda?

— Kogo?

— Tego blondyna. Zaczepił mnie dzisiaj... Wiesz, jak mnie nazwał? "Sangie".

Postawiony pod ścianą, Yeosang westchnął. Dosyć kłamstw — stwierdził, przytakując. Usiadł, nie patrząc na żadnego z dwudziestojednolatków.

— Tak, znam go. Poznaliśmy się na czacie, jakoś miesiąc temu... Myślałem, że jest studentem, tak twierdził. Tymczasem zobaczyłem go prowadzącego wykład. Okłamał mnie, zwyczajnie mnie okłamał.

— A Wooyoung? — zapytał San. — Co z tym wszystkim ma wspólnego Wooyoung?

— No, bo ja... — Westchnął, czując wstyd. Zamknął oczy, zebrał się w sobie, po czym wyznał: — On myśli, że Wooyoung to ja. Widział jego zdjęcia, nie moje.

— Co, kurwa?! — Oburzony Choi, podszedłszy bliżej, szarpnął Yeosangiem. — Pojebało cię? Jak mogłeś wykorzystać zdjęcia MOJEGO CHŁOPAKA?! Tak się nie robi!

— San, uspokój się! — Wooyoung zareagował; odciągnął zdenerwowanego Sana, co Kang wykorzystał, cofnąwszy się pod same drzwi.

— Przepraszam! Nie wiem, co sobie wtedy myślałem! — zawołał Sangie, pełen poczucia winy. — Chciałem to jakoś odkręcić, ale nie wiem... Nie wiem, jak to zrobić. Zależy mi na nim!

— Skończ pierdolić, co?! Idź to, kurwa, odkręć. Bo jeśli jeszcze raz ten skurwiel zbliży się do Woo, to wyjdę z siebie. Nie obchodzi mnie, kim jest — studentem, wykładowcą, czy kimś innym — dam mu po prostu w mordę.

— Spokojnie, San. Zrobi to, dopiluję tego. — Jung, spojrzawszy na Kanga, skinął głową. — Dobra, wybaczam ci. Ale jednorazowo! Jeszcze jedna taka, albo podobna, sytuacja... To będzie koniec, rozumiesz? Nie odezwę się do ciebie już nigdy więcej.

— Rozumiem. Naprawdę was przepraszam — wyszeptał. — Ja się po prostu... — Uniósł wzrok. — Ja się zakochałem.

𝓒𝓱𝓪𝓽 𝓸𝓯 𝓛𝓲𝓮𝓼 ° 𝓼𝓮𝓸𝓷𝓰𝓼𝓪𝓷𝓰 °Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz