Roz. 16: Kłótnia, Szlaban i Upragniony Sen

552 45 0
                                    

   
    Od tamtego incydentu Pansy, jak "prosiła" ją Mavelle, trzymała się z daleka. Była spokojna i cicha. Wydawało się, jakby udawała, że nic się nie stało. Kiedy Mavelle wróciła do ich pokoju, wszystko było na swoim miejscu, a przede wszystkim jej łóżko, brudne i zakurzone, jakby wcześniej spoczywało na śmietniku. Parkinson usunęła się w cień, ale Mavelle obawiała się, że to jedynie cisza przed burzą.
    Tymczasem Mavelle przez swój wybryk na transmutacji dostała szlaban. Oczywiście stara mątwa musiała odjąć dodatkowo 100 punktów od Slytherinu, jakby szlaban z nauczycielem eliksirów nie wystarczył. Mavelle była zła, ale bardziej zdziwił ją wybór nauczyciela, z którym miała odbywać szlaban.
    "Nie dość, że jest TWOIM opiekunem, to jeszcze TWOJEGO domu, więc weźmie za ciebie całkowitą odpowiedzialność" —  wyjaśniła McGonagall, cały czas wlepiając w dziewczynę surowe spojrzenie.
    Mavelle też za nią nie przepadała. Była to niechęć, ze strony nauczycielki może nawet wrogość, w pełni odwzajemniona.
    Gdy żegnała się z profesor, mogłaby przysiąc na samego Merlina, że usłyszała jak ta mamrocze pod nosem jedno słowo, przez które dziewczyna zamarła.
    "Dzikuska".
    Lecz zanim zdążyła okazać swoje oburzenie, McGonagall zniknęła w swoim gabinecie. Mavelle długo czuła zadany werbalnie siarczysty policzek i dziwną żałość po tamtej rozmowie.
    Myślała o tym ze smutkiem, kiedy wracała późną porą z biblioteki. Zadrżała. Było strasznie ciemno. Prędko wypowiedziała Lumos i ruszyła w drogę powrotną do dormitorium, czując się pewniej z światłem, które wystrzeliło z różdżki. Musiała wracać tak późno, bowiem zasiedziała się wśród starych ksiąg, chłonąc wiedzę niczym gąbka, co od zawsze było jej specjalnością. Próbowała zająć czymś myśli, byle tylko nie pozwolić panice przejąć nad sobą kontroli.
    Przypomniała sobie dzień, w którym Lucjusz pochwalił jej niezwykłą pamięć. Do tamtej pory nie uważała, że to coś, za co można zostać wyróżnionym. Myślała, że to normalne – przecież każdy może zapamiętać całą książkę, jeżeli zechce. Po to się je czyta, prawda? Jednak Lucjusz powiedział jej, że jest jedyną znaną mu osobą, która to potrafi. Wtedy poczuła się… wyjątkowa. I dumna ze swojej umiejętności. Dzięki niej Lucjusz poklepał ją po główce i uśmiechnął się ciepło.
    Wtedy myślała, że to coś dobrego. Jednak pamiętanie każdej chwili, każdego szczegółu od początku swojego życia wcale nie było takie wspaniałe, jak mu się wydawało.
    Pogrążyła się w ponurych myślach, kiedy nagle przerwały je odgłosy kłótni.
    —  Naprawdę sądziliście, że się zgodzę? Po tym wszystkim, co mi powiedzieliście. Po tym, jak mnie traktowaliście przez ostatnie miesiące… przychodzicie i jak gdyby nigdy nic prosicie mnie o pomoc?!
    Głos krzyczącej dziewczyny zadrżał, zbyt wiele emocji kłębiło się w niej, by mogła zachowywać się spokojnie.
    Mavelle zamarła, ale po chwili po cichu pokonała odległość jaka dzieliła ją od rogu ciemnego korytarza i przywarła do niego. Nie mogła pozwolić, by ją przyłapano ani powstrzymać ciekawości. Zawsze chciała wiedzieć. Nieważne, czego miałaby dotyczyć ta wiedza.
    —  A co ze mną? Kiedy ja potrzebowałam pomocy – gdzie byliście?!
    Przez chwilę Mavelle słyszała tylko przyspieszony oddech dziewczyny. Zaczęła wątpić, czy oprócz niej jest tam ktoś jeszcze. Akurat wtedy rozległ się znudzony, dość wysoki, ale męski głos:
    —  Nie dramatyzuj, Herm.
    Wspomniana Herm zachłysnęła się powietrzem.
    Mavelle nie orientowała się w całej tej sytuacji, ale jedno wiedziała z całą pewnością – ten ktoś był kopletnym idiotą.
    —  Dramatyzuję? Ja? Ja dramatyzuję?!
    —  Hermiono, uspokój się  —  zaczął łagodnie inny głos, który także musiał należeć do jakiegoś chłopaka.
    Jednak Hermiona nie miała zamiaru dostosowywać się do jego rozkazów.
    —  Przez ostatnie miesiące odsuwaliście mnie od siebie! Nie odzywaliście się do mnie, chyba że chodziło o zrobienie jakiegoś durnego eseju. Unikaliście mnie! Gdy wchodziłam do pokoju, wy wychodziliście; chciałam z wami porozmawiać, zaczynaliście milczeć lub uciekaliście. W dodatku cały czas szeptaliście za moimi plecami lub śmialiście się! I mówicie, że dramatyzuję?! Że mam się uspokoić?!
     —  Hermiono, nie rozumiesz. Horkruksy…
     —  Mam to gdzieś, Harry! Skoro ostatnio tak dobrze radziliście sobie beze mnie, to teraz też sobie poradzicie  —  wywarczała Hermiona, jej szaty zaszeleściły.  —  Nie mam ochoty dłużej z wami rozmawiać.
    Mavelle przycisnęła się do ściany, usuwając się trochę w cień. Nasunęła na swoją głowę wielki kaptur szaty Lucjusza. Kroki dziewczyny zbliżały się.
    —  Świetnie! Poradzimy sobie bez twojej pomocy! I tak już dawno mieliśmy z tobą skończyć!
    —  Ron!
    Hermiona zatrzymała się, wszystko nagle ucichło. Mavelle zastanawiała się jaki wyraz twarzy ma dziewczyna. Jest wściekła? Rozczarowana? A może jednak zszokowana?
    Tymczasem Harry z sykiem wciągnął powietrze, jakby dziewczyna zrobiła coś skandalicznego.
    —  Wal się, Ron.
    Jej głos był przepełniony pogardą i furią. Ruszyła przed siebie, zostawiając za sobą dwójkę idiotów. Kiedy znikli daleko za nią, skręciła i wtedy wśród cieni, pod ścianą, dostrzegła jakąś postać.
    —  Kim jesteś?!  —  warknęła Hermiona, widocznie nie zadowolona z faktu, że ktoś wszystko usłyszał.
    Mavelle struchlała, godząc się z tym, że została przyłapana. Jednak wtedy przypomniała sobie, że wciąż ma twarz ukrytą pod kapturem. Zerwała się do biegu.
    —  Hej! Zaczekaj!
    Hermiona jednak nie goniła jej. Mavelle, tuż przy zakręcie, zerknęła w tył i gdy była pewna, że dziewczyna nie dostrzeże jej twarzy, podniosła nieco kaptur. Tylko po to, by dojrzeć burzę brązowych loków i ciskające błyskawicami czekoladowe oczy.
    Potem Mavelle wtopiła się w mrok nocy. Z cieżkim oddechem i paniką w oczach.

Kusicielka [Całość] ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz