Roz. 11: Niepokój i Powrót Do Domu

569 37 1
                                    


    Severus starał się nie myśleć.
    Zatopił się w fotelu i skupił na nużącym tekście. Musiał się czymś zająć. Kiedy dziewczyna wybiegła na ulicę ze zranionym spojrzeniem, poczuł satysfakcję.
    Ukarał ją i jednocześnie pozbył się na jakiś czas. Po raz pierwszy od kilku długich i ciągnących się w nieskończoność dni został sam.
    Wypuścił powietrze z płuc z głośnym świstem.
    Nareszcie.
    W ciągu kilku godzin skończył eliksir, zdążył uporządkować stanowisko pracy i swój składzik, a do wieczora przeczytać od deski do deski nową księgę. Było zupełnie tak, jakby ta irytująca dziewczyna nigdy nie włamała się do jego mieszkania przez okno.
    Było cicho.
    —  Severusie.
    Severus aż podskoczył, słysząc głos swojego przyjaciela.
    —  Lucjuszu.  —  Skrzywił się, ale odłożył czytaną księgę na mały stolik, stojący obok fotela.  —  Byłbym wdzięczny, gdybyś wcześniej uprzedzał, że zamierzasz się połączyć.
    —  Ale wtedy nie byłoby zabawnie 
—  zaśmiał się blondyn, ale zaraz umilkł. Płomień w kominku nieco przygasł. —  Czy z Mel wszystko w porządku?
    Severus nagle zesztywniał.
    —  Dlaczego pytasz?
    Po drugiej stronie zapadło milczenie. Gdy Lucjusz westchnął przeciągle i w końcu się odezwał, Severus usłyszał rozżalenie w jego głosie.
    —  Cóż… Nawet nie zdążyliśmy się pożegnać. Wspominała coś o mnie?
    —  Nie.
    Severus miał już dość przedłużającej się ciszy.
    —  Rozumiem.
    —  Czy to wszystko?
    —  Hmm? Tak, oczywiście. Miej na nią oko, Sev.
    I znowu zapanowała cisza. Nie słyszał żadnego skrzypienia, cichego szelestu przewracanej stronicy, odgłosu kroków czy skrzypiącej podłogi. Nawet ledwo słyszalnego oddechu.
    Zupełnie, jakby dom był martwy.
    Kiedy zrobiło się ciemno, on nadal siedział w swoim fotelu z porzuconą księgą w zimnych dłoniach. Wpatrywał się bezczynnie w biblioteczkę, przypominając sobie, jaki miał ubaw, gdy nie mogła dosięgnąć upragnionej pozycji umiescowionej na jednej z wyższych półek. Czekał wtedy aż poprosi o pomoc, bowiem ustalili, że różdżka nie jest jej potrzebna, podczas gdy przez cały czas nie wychodzi na zewnątrz.
    Było to na samym początku ich znajomości. Nie mógł zaufać nieznajomej wystarczająco, by pozwolić jej przechadzać się po jego domu z bronią. Pamiętał jak na początku sprzeciwiała się temu rozwiązaniu, argumentując, że nie będzie się miała jak bronić w razie potrzeby. Od razu uciął jej protesty, oznajmując, że "w razie potrzeby" sam ją obroni. Oczywiście ujął to w nieco inny sposób.
    Za każdym razem, gdy podawał jej właściwą księgę, widział jak jej czoło marszczy się, a ona sama popada w irytację, widząc zadowolonego z siebie mężczyznę.
    Otrząsnął się z natrętnych wspomnień i zerwał do pionu, by ruszyć do swojej sypialni. Jak zwykle nie spał zbyt długo, nawiedzony przez demony przeszłości.
    Gdy obudził się z jękiem, cały zlany lodowatym potem, wiedział, że tej nocy już nie zaśnie. Nie mając nic do roboty, spacerował po domu, nieświadomie poszukując obecności Mavelle.
    Nie wróciła na noc.
    Myśl ta dudniła w jego umyśle aż do następnego dnia. Znów zajmował się tym, co wczoraj. A kiedy znów zapadł wieczór, zerknął w stronę okna i ujrzwszy deszczowy krajobraz pełen odcieni szarości, poczuł dziwnie dławiące uczucie.
    I coś na kształt skurczu żołądka.
    Ulewa rozpętała się na dobre, do tego zerwał się silny wiatr, który huczał złowieszczo przez nieszczelne okno. Severus oglądał scenę, rozgrywającą się przed jego oczami. Tańczące w powietrzu liście, szarpane przez wiatr drzewa, ciemniejące niebo, które było praktycznie całe zakryte burzowymi chmurami - warknął wściekle pod nosem.
    Czym prędzej ruszył po swój płaszcz i buty, i opuścił dom szybciej niż huragan. Widocznie drzwiom było przeznaczone by służyć mieszkańcom domu jako przedmiot, na którym wyładowuje się emocje - ponownie trzaśnięto nimi z całej mocy.
    Mężczyzna zamiast parasolki użył szybkiego zaklęcia i ryszył przez pustą jezdnię, pokonując tę drogę z mrocznym spojrzeniem utkwionym w jednym konkretnym punkcie.
    Kiedy stanął już przed dziewczyną, która dla odmiany wpatrywała się w niego ze spokojem i obojętnością, zgrzytnął zębami.
    —  Czyś ty do reszty zgłupiała?!
    Stała w tej ulewie, z lekkim uśmiechem wykrzywiającym jej usta, cała przesiąknięta wodą. Mokre włosy splątały się, zakręciły w długie spirale, a niektóre kosmyki przykleiły do bladej twarzy. Widział, jak jej zamarznięte oraz zsiniałe dłonie i usta drżą, choć niewątpliwie chciała to ukryć, zaciskając je mocno. Na jej ramieniu zaś siedział równie zmokły kruk, wyprostowny, wciąż z dumnie wypiętą piersią.
    Mavelle wzruszyła ramionami.
    —  Możemy wrócić do domu?
    Ptak zakrakał, jakby także dołączył do pytania, jednakże jego "kra?" zabrzmiało nieco zrzędliwie.
    Severus wydawał się być zrezygnowany i podenerwowany jednocześnie.
    —  Jak dla mnie możesz równie dobrze zostać tu w tej ulewie, schować się pod jakimś dachem lub zagrzebać w śmietniku. Rób, co chcesz.
    Odwrócił się od niej i ruszył w drogę powrotną, nie zawracając sobie nią dłużej głowy.
    Patrząc na oddalającego się mężczyznę, który szedł o wiele wolniej niż zazwyczaj, zrozumiała.
    —  Widzisz?  —  zwróciła się do Raya i spojrzała prosto w jego ciemne oczy.  —  Rzeczywiście się stęsknił.
    Mavelle uśmiechnęła się i ignorując pazury, które wbiły się delikatnie w jej skórę, ruszyła radosnym krokiem w ślad za swoim opiekunem.

    ***

    Zapomniała już jakie to wspaniałe uczucie wejść do gorącej wody, po tym jak prawie zamarzło się na kość. Spędziła w wannie prawie godzinę, rozkoszując się ciepłem, parzącym jej skórę aż do czarwoności. Para unosząca się w łazience na szczęście pokryła lustro i sprawiła, że dziewczyna nie musiała widzieć swojego odbicia.
    Gdy po kąpieli opadła na miękkie, wielkie łóżko i przebudziła się po kilku godzinach, poczuła się jak nowo narodzona. Ray dalej odpoczywał, a Mavelle nie miała najmniejszego zamiaru mu przeszkadzać.
    Już po chwili znalazła się w salonie. Omiotła wzrokiem pomieszczenie, zatrzymując się na swojej kanapie i stercie książek leżącej na ziemi, tuż obok niej - Severus niczego nie ruszył. Mimo że nie było jej zaledwie kilkadziesiąt godzin, czuła się tak, jakby porzuciła to miejsce wieki temu. A teraz wróciła i nie wiedziała, co ze sobą zrobić.
    Nagle kątem oka dostrzegła czarną plamę pokonującą drogę do pokoju, do którego miała się nie włamywać, a jednak to zrobiła. Przypomniała sobie słowa kobiety, która jej pomogła i poczuła wyrzuty sumienia.
    —  Severusie!  —  zawołała, a mężczyzna słysząc swoje imię, zatrzymał się w połowie kroku. Wciąż odwrócony do niej plecami, obejrzał się na nią przez ramię.
    —  Przepraszam, że nazwałam pana dupkiem.
    Przez chwilę mierzył Mavelle zimnym spojrzeniem.
    —  Przeprosiny przyjęte.
    I ruszył w stronę swojej sypialni.
    —  Zaraz! Pan mnie nie przeprosi?
    —  Za co?
    —  Nazwał mnie pan smarkulą!
    Uśmiechnął się złośliwie.
    —  Nie sądzę bym musiał przepraszać za nazwanie tego problemu po imieniu.
    I zniknął za drzwiami.
    —  Ty...!  —  Na krótką chwilą ją zatkało.  —  Dupek!
    Jej wrzask rozniósł się echem po domu, a ona sama przeklinała swojego opiekuna przez całą drogę do swojego pokoju.
     To na tyle, jeżeli chodziło o przepraszanie Severusa Snape'a.
      

Kusicielka [Całość] ✓Where stories live. Discover now