Świąteczna tradycja

26 3 7
                                    

- To co, zobaczymy się znowu w Wigilię? - zapytała Ewa.
- Tak, chyba tak - wymamrotał niepewnie Mateusz.
- Jak to chyba? Przecież to nasza tradycja! Co jesteś dzisiaj taki niepewny? - zapytała, przyglądając mu się.
- Nic, po prostu... Nigdy nic nie wiadomo. Ale oczywiście, postaram się być - powiedział zarumieniony.
- Ale się zmieniłeś! W zeszłym roku sypałbyś żarcikami, a teraz wyrażasz nieśmiałą nadzieję, że uda ci się dotrzeć - powiedziała, uśmiechając się i kręcąc głową.
- Nie można być całe życie dziecinnym. Chyba po prostu nadszedł czas, żebym spoważniał i wydoroślał - powiedział.
- Eh, dorosłość wcale nie wyklucza dziecięcej radości z życia. Trzeba się cieszyć, a nie zamartwiać wszystkim na zapas. Czy to przypadkiem nie ty byłeś wyznawcą tejże filozofii? - zapytała, unosząc brwi.
- Było, minęło. Teraz jest inaczej. Muszę się zbierać, a co do Wigilii, to jeszcze się dogadamy - powiedział, wstając.
- Co tu dogadywać? Spotykamy się jak co roku u Klary o szesnastej - odrzekła.
- Cześć! - krzyknął i wyszedł, ignorując jej wypowiedź. Nawet nie zdążyła wstać i odprowadzić go do drzwi, bo już uciekł. Tak jakby się jej bał. Ewa czuła, że ewidentnie coś się z nim działo. Westchnęła. Nie mogła mu pomóc, dopóki Mateusz nie wtajemniczy jej w swoje problemy.

Oliwia biegała po domu jak szalona. Sprzątała, jednocześnie gotowała coś w kuchni i robiła zakupy przez Internet. Rozległ się dzwonek do drzwi i po chwili Mateusz mógł zobaczyć cały ten rozgardiasz na własne oczy.
- Co tu się dzieje? - zapytał zaskoczony, przyglądając się przewróconemu do góry nogami mieszkaniu, które zwykle lśniło czystością.
- Jak to co? - zawołała gospodyni - Jesteś jakiś niedzisiejszy, dzióbku. Przecież za chwilę święta, przychodzą moi rodzice, trzeba przygotować tyle rzeczy!
- Twoi rodzice? - zapytał zdziwiony.
-No jasne! Muszę biec do kuchni, bo zaraz mi się rozgotują uszka, jak chcesz pogadać, to chodź ze mną! - krzyknęła, podbiegając do pieca.
- Oliwka, ale ja... - zająknął się - to znaczy my... Jesteśmy zaproszeni na Wigilię do moich przyjaciół. To nasza tradycja, spotykać się co roku.
Dziewczyna spojrzała na niego z nad garnka.
- To nasze pierwsze wspólne święta. Chcesz je spędzić z ziomkami, których ja nawet nie znam, zamiast w gronie rodziny? Po za tym już zaprosiłam rodziców, byłoby im przykro.
Mateusz spuścił głowę. Miał jej powiedzieć, że myśl o "ciepłych, rodzinnych świętach" wręcz go odrzuca? Że to nie dla niego? Nie chciał jej ranić, bał się, jak zareaguje, dlatego milczał i zgadzał się na wszystko.

Dopiero w Wigilię poczuł, że dłużej tak nie może i że musi iść do swojej prawdziwej rodziny. O piętnastej ubrał się w ulubioną bluzę i jeansy i zadzwonił do Oliwii.
- Nie dam rady przyjść dziś do ciebie.
- Słucham? - zapytała nieuważnie, lukrując pierniczki.
- Nie będzie mnie u ciebie na Wigilii. Nie jestem po prostu w stanie, nie mogę. Idę do Klary. Jak chcesz, możesz też przyjść, zaczynamy o szesnastej. Cześć.
Lukier rozlał się na blat.
- Ależ pysiaczku, co ty... - Mateusz rzucił słuchawkę, nie dając jej dokończyć. Jeśli jej na nim naprawdę zależy, to przyjdzie.
Pół godziny później dzwonił do drzwi Klary. Otworzyła mu, roześmiana i mocno go przytuliła.
- Mateusz, kochany, co to za mina? Właź do środka! - powiedziała, pociągając go w głąb mieszkania.
Było jak co roku. W małej kuchni siedzieli już wszyscy. Ewa, Kamila, Paweł, Oskar i Weronika. Ubrani w swoje najwygodniejsze ciuchy, rozmawiali, żartowali i grali w planszówki. Na stole bez obrusu stało tylko kilka sklepowych produktów, bo każdy z nich tradycyjnie przyniósł swoje ulubione jedzenie. W tle grała składanka ich ukochanych, zupełnie nieświątecznych piosenek, których refreny wyśpiewywali wspólnie na całe gardło.
- Pokaż paragon z zakupów! - zawołała Weronika do Mateusza, a kiedy wygrzebał go z kieszeni, dodała - No, masz szczęście, wyszło dziewięć osiemdziesiąt. Gdybyś przekroczył dziesięć, to oj - zaśmiała się - chyba byśmy Cię wyprosili.
To była ich tradycja, żeby przynieść jedzenie, za które zapłacili mniej niż dziesięć złotych.
- Pamiętacie, jakim wydatkiem była kiedyś dycha? - westchnął Oskar.
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami. Chwilę później jedli chrupki z dżemem, popijając sokiem pomarańczowym.
- Ach, uwielbiam te tradycyjne świąteczne potrawy - zaśmiała się Ewa, wyjadając okruszki z paczki.
- To co, chyba czas na nasze marzenia? - zapytała Kamila, a Klara rozdała kartki.
Wszyscy zabrali się do pisania, tylko Mateusz siedział, wpatrując się w pustą stronę.
- A ty czemu nie piszesz? - zapytał Paweł, a przyjaciele odłożyli długopisy i skupili się na Mateuszu.
- Ja... Ja już nie mam już marzeń - wyjąkał, a na kartkę skapnęły dwie słone krople - Zawsze chciałem mieć prawdziwą rodzinę, spotkać kogoś, z kim stworzę dom. Ale teraz, kiedy wreszcie poznałem dziewczynę, która chciała przeżyć ze mną rodzinne święta, to od niej uciekłem. Po prostu nie jestem jej wart...

- Mateusz... - teraz wszyscy znaleźli się wokół niego, przytulając go i pocieszając.

-Przecież życie bez marzeń jest jak święta bez przyjaciół, szare i smutne - powiedziała Weronika.

- Powinieneś jej po prostu wytłumaczyć, że to dla ciebie trudne. Zrozumie, przecież wie, że jesteśmy sierotami - dodała Kamila.

W tej chwili zadźwięczał dzwonek i Klara wyszła otworzyć. W drzwiach stała Oliwia.

- Dzień dobry, czy jest Mateusz? - zapytała, a gospodyni skinęła głową i poprowadziła ją do kuchni.

Kiedy weszła, obrócił się do niej, mokry od łez..

- Przepraszam - powiedzieli jednocześnie i przytulili się mocno.

- Nie chciałem, żeby tak wyszło, ale po prostu nie dałem rady, poddałem się, za bardzo przypominało mi to...

- Wiem, wiem - przerwała mu - powinnam była to zrozumieć. Nie zapytałam cię o zdanie, to był mój błąd.

- A rodzice? - zapytał niepewnie.

- A rodzice nie są najważniejszym elementem naszego związku - powiedziała i roześmieli się oboje - Widzę, że wasze tradycje świąteczne są dosyć oryginalne - mruknęła, rozglądając się po pokoju.

- Odkąd opuściliśmy dom dziecka, zawsze spotykamy się tu razem. A ponieważ większość z nas ma awersję do świąt, postanowiliśmy nieco zmienić świąteczne obyczaje - zaczęła tłumaczyć Kamila.

- Właśnie dopełniamy tradycji spisywania swoich marzeń, napiszesz z nami? - zapytał Mateusz.

- Oczywiście! - wykrzyknęła.

Cały wieczór bawili się świetnie, wtajemniczając Oliwię w swoje dziwaczne zwyczaje.

- Dziękuję, było wspaniale - powiedziała Oliwia, wychodząc - To była cudowna Wigilia, chociaż nie było opłatka, karpia ani prezentów. To co, widzimy się za rok?

Świąteczny słowotokDonde viven las historias. Descúbrelo ahora