Mikołajowe śledztwo

22 1 4
                                    

Kiedy Milena obudziła się tego zimowego poranka, od razu zerwała się na równe nogi i pobiegła do pokoju siostry.

– Ola, wstawaj! – wołała, szarpiąc ją za ramię. – Dzisiaj ma przyjść do nas Mikołaj!

Siostra najpierw próbowała ją odgonić, jednak kiedy usłyszała o Mikołaju, natychmiast podniosła się z pościeli.

– Rzeczywiście, to już dzisiaj! – wykrzyknęła. – Chodź obudzić Franka!

Razem pobiegły do pokoju brata i po chwili wszyscy, rozczochrani i w piżamach zbiegli do kuchni, w której pachniało cudownie świeżymi bułeczkami z konfiturami porzeczkowymi, które piekła mama.

– Mamo, mamo, kiedy przyjdzie Mikołaj?! – wołali jeden przez drugiego.

– A byliście grzeczni? – roześmiała się mama.

– Tak, tak, tak! – krzyczeli.

– Ja wczoraj ułożyłam wszystkie swoje lalki!

– A ja poukładałem książki na półce!

– A ja pomogłam mamie nieść zakupy!

– Dobrze już, dobrze. Myślę, że Mikołaj przyjdzie już niedługo. Może skusi go zapach bułeczek – powiedziała, uśmiechając się. – Siadajcie do stołu, śniadanie gotowe. Tylko zjedzcie wszystko ładnie!

Rodzeństwo ochoczo zabrało się do pałaszowania posiłku. Nagle w korytarzu rozległ się tupot ciężkich butów i jakieś postękiwania. Dzieci jak na komendę zamarły w pół kęsa z bułeczkami w rękach.

– To chyba on – wyszeptała Ola.

– Czy są tu jakieś grzeczne dzieci? – zawołał tubalnym głosem przybysz i wkroczył powoli do kuchni. Był ubrany w biskupie szaty, w jednej ręce dzierżył laskę, a w drugiej ogromny wór, który niósł z trudem. Dzieci zadrżały i podbiegły do gościa, zapominając zupełnie o śniadaniu.

– Czy w tym worku masz prezenty? – zapytał zaciekawiony Franek. – I czy jesteś prawdziwym, świętym Mikołajem?

– A jakim? – huknął jegomość. – Jestem najprawdziwszym Mikołajem na świecie i przyszedłem specjalnie do was z prezentami, ale nie wiem, czy sobie zasłużyliście.

Zaraz dzieci zaczęły przekrzykiwać się i wyliczać swoje dobre uczynki, jakie ostatnio spełniły.

– No dobrze – mruknął wreszcie Mikołaj i otworzył worek.

– To dla Franka, to dla Oli, a to dla Mileny – powiedział, wyciągając po kolei obszerne paczki i podając dzieciom, które natychmiast zaczęły je otwierać i penetrować ich wnętrza.

– A podziękuje to kto? To takimi jesteście grzecznymi dziećmi?! – zawołał groźnie Mikołaj, tak, że dzieci zaraz spuściły głowy i zaczęły mu dziękować najwylewniej, jak umiały.

– O, a to dla mamy, ona była w tym domu najgrzeczniejsza – powiedział, podając paczkę stojącej przy piecu kobiecie. – A teraz muszę was opuścić, bo czeka na mnie jeszcze mnóstwo dzieci, które marzą o prezentach! Bądźcie grzeczne i sprawujcie się dobrze przez cały rok! – wykrzyknął i wyszedł, żegnany radosnymi okrzykami dzieci.

Kiedy wreszcie wszyscy nacieszyli się prezentami, najedli słodyczy i wybawili za wszystkie czasy, mama rzekła:

– Na podwórku czeka na was tata, chce z wami ozdobić świątecznie dom. Pędźcie się ubrać!

Kiedy dzieci pozawijane w szaliki, ubrane w ciepłe kurtki i rękawiczki wyszły przed dom, zaniemówiły i spojrzały na siebie znacząco.

– To co? Powiesimy jemiołę nad drzwiami i zajmiemy się lampkami, a potem będziemy mogli zrobić bitwę na śnieżki – powiedział entuzjastycznie tata, jednak dzieci stały przed nim poważne i przyglądały mu się.

– Hej, co z wami, nie cieszycie się? – zapytał nieco zaskoczony. Ale dzieci nie reagowały na jego zachęty i pytania, ścisnęły się w zwarty kręg i zaczęły do siebie szeptać.

– Widziałyście? On ma buty Mikołaja – mruknął Franek. – To podejrzana sprawa...

– Czy on go zamordował? – wychlipała przerażona Ola.

– Ukradł mu buty? – zastanawiała się Milena. – A może...

– On jest Mikołajem! – wypaliła na raz cała trójka.

– Musimy to zbadać – powiedział Franek – ale póki co, ani mru mru.

Chwilę później rodzeństwo jak zwykle z ogromnym zapałem pomagało zdezorientowanemu tacie.

Po południu, kiedy rodzice oglądali swój ulubiony serial, dzieci po cichu ruszyły na strych po starych, skrzypiących schodach. Ola pchnęła drzwi, które rozpaczliwie zaskrzypiały, tak głośno, że aż zamarli na chwilę w bezruchu, nasłuchując, czy aby rodzice nie usłyszeli. W całym domu panowała jednak cisza, więc nieco ośmieleni weszli do pomieszczenia. Nie wolno było im chodzić samym na strych, gdyż, jak mówił tata, graciarnia pełna niebezpiecznych rupieci nie jest dobrym miejscem do zabawy. Tym razem jednak musieli złamać zakaz, aby rozwikłać zagadkę. Rozejrzeli się dookoła. Rzeczywiście, pełno tu było dziwnych, niewiadomego pochodzenia i sposobu użycia rzeczy, które trochę straszyły wyglądem, ale jednocześnie wydawały się być szalenie interesujące. W kącie leżała sterta ubrań, a na samym jej wierzchu...

– No nie! To przecież ubranie Mikołaja! – wykrzyknęła Ola – Oni nas oszukują! – cała trójka stała wzburzona.

– Traktują nas jak małe dzieci – westchnęła Milena.

– Schodzimy na dół! Już my im pokażemy, że wcale nimi nie jesteśmy! – krzyknął walecznie Franek.

– Nie, zaczekaj! – zawołała Milena, chwytając brata za ramię. – Myślę, że my też możemy ich sprytnie oszukać. Mam pomysł – powiedziała, robiąc zagadkową minę.

Kiedy na drugi dzień tata otworzył skrzynkę pocztową, znalazł w nim list bez adresu zwrotnego. Zainteresowany otworzył go od razu i nie wierząc własnym oczom, czytał go raz po raz:

„Szanowni rodzice!

Zwracamy się do Was z uprzejmą prośbą, aby nie okłamywać swoich dzieci i nie udawać czcigodnego świętego Mikołaja, gdyż takie zachowanie obraża go. Rozumiemy, iż robicie to w dobrej intencji, jednak prosimy o zaprzestanie tych działań, w innym wypadku za rok będziemy zmuszeni przysłać Wam rózgi zamiast prezentów.

Z poważaniem

Niebiańska agencja do spraw ochrony wizerunku świętych"

Świąteczny słowotokWhere stories live. Discover now