Choroba - Germancest

518 25 4
                                    

Spotkania w parlamencie nigdy nie należały do łatwych ani przyjemnych, dziś wytrzymanie tam połowy dnia okazało się jeszcze trudniejsze, gdyż jego brat Gilbert, znany też jako Niemcy Wschodnie złapał przeziębienie i był zmuszony zostać w domu. Tak więc Ludwig siedział sam starając się zapanować nad bandą cepów potocznie znanych jako politycy. Co nigdy nie należało do zadań prostych a dodatkowo sam się rozpraszał myśląc co robił jego brat. Czy nie zabrakło mu chusteczek? Czy wypił rosół który Ludwig dla niego przygotował? Czy się nim nie popatrzył 

Kiedy wszedł do domu pierwszym co zobaczył był przedstawiciel zakonu krzyżackiego. I może nie zdziwiła go tak bardzo sama jego obecność. Ale dlaczego on do diabła szedł z plastikowym koszem na pranie?! Gdy tylko zakonnik zobaczył młodszego brata swojego zwierzchnika ukłonił się. Ludwig nie był w żaden sposób odpowiedzialny za ów zakon, lecz byli oni pod restrykcją Gilberta i Wielkiego Mistrza zakonu krzyżackiego. Gdy jeszcze Ludwig był dzieckiem i znajdował się pod opieką Gilberta, jego starszy brat stwierdził że jeśli ktoś nie ma szacunku do Ludwiga, nie ma i szacunku do niego. Z biegiem czasu gdy bracia stali się jednym państwem, wschodem i zachodem zakonnicy stwierdzili że mogą zwracać się do Ludwiga po rozkazy, postanowili tak głównie dla tego że Gilbert znajdował się za żelazną kurtyną a zakon był w Austrii, więc dostęp do Gilberta był praktycznie niemożliwy, ta dziwna nie pisana nigdzie umowa wierności Ludwigowi pozostała do dzisiejszego dnia, mimo że Ludwig nie miał żadnych święceń kapłańskich ani nawet nie pobierał nigdy nauk religijnych. Obecnie zakon nie przypominał już tego czym był setki lat temu, z krwawej wojowniczej przeszłości nie pozostało nic. Obecną siedzibą wielkiego mistrza był dom zakonny w Wiedniu przy Singerstraße 7, obok archikatedry św. Szczepana. Oprócz Austrii zgromadzenie ma swe domy również w Niemczech (Weyarn, Frankfurcie nad Menem, Darmstadt, Wetter (Hessen) i w Sielenbach; zakonnice w Passawie), Włoszech (Lana), Słowenii (Lublana; zakonnice w Ljutomer), Słowacji (podlega prowincjałowi w Opawie, konwent w Topoľčanach) i Belgii (Alden Biesen). Zakon kieruje parafiami, prowadzi pracę duszpasterską, sprawuje opiekę duchową w szpitalach zakonnych, prowadzi placówki służby zdrowia, domy starców i domy dziecka. Gilbert jest tak samo wysoko w hierarchii zakonnej co wielki mistrz, należy porozumiewać się z nim odnośnie każdej ważniejszej podejmowane decyzji.

- Witaj mistrzu, niech będzie pochwalony.

- Niech będzie pochwalony. Co ty robisz? - Spytał Ludwig wzdychając i rozluźniając dwoma palcami wiązanie krawatu. Koniecznie musiał zdjąć niewygodny garnitur. 

 - Wraz z trzema innymi braćmi zostaliśmy wezwani przez mistrza Gilberta. - Wyjaśnił pokornie zakonnik.

-W jakim celu? - Nie zrobił tego, Ludwig rozmawiał z nim na ten temat już wielokrotnie. Nie ośmieliłby się.

 - Mistrz jest chory a więc potrzebuję wsparcia duchownego i fizycznego. - Rzekł ze spokojem duchowny. Dobra a więc jednak to zrobił

- Nie powinien odrywać was od waszych zadań. Tylko dlatego że jest chory. - Westchnął Ludwig uciskając grzbiet nosa i przymykając oczy w frustracji. - Naszym obowiązkiem jako braci zakonnych jest aby dbać o zakon co za tym idzie o kogoś tak ważnego jak Mistrz Gilbert. Ludwig skrzywił się, doskonale wiedział że daremną próbą będzie wyjaśnienie duchownemu bezcelowości wezwania ich przez Gilberta. Członkowie Zakonu byli jego bratu bowiem całkowicie oddani i wierni. Gilbert bywał surowym przełożonym, zawsze jednak był sprawiedliwy i uczciwy jeśli chodzi o duchownych Zakonu Krzyżackiego. Dzięki takiemu zachowaniu zaskarbił sobie szacunek i oddanie przedstawicieli zakonu. Tak więc zamiast się kłócić Ludwig ruszył na górę do sypialni. Wszedł do pomieszczenia i zobaczył Gilbert śpiącego w ich wspólnym łóżku. Wyglądał tak spokojnie, leżąc na brzuchy i przytulając do siebie poduszkę. Ludwig nie chcąc budzić wyczerpanego i chorego brata podszedłem cicho do łóżka, usiadł na jego skraju i zaczął przeczesywać palcami rozczochrane białe włosy Gilberta. W pewnym sensie rozumiał dlaczego Gilbert wezwał zakonników do siebie, był chory, osłabiony, podatny na zranienia, więc chciał aby ktoś zaufany był przy nim, a jedynymi osobami przy których czuł się całkowicie bezpiecznie byli bracia zakonni i Ludwig. Miał wśród personifikacji państw bliskich przyjaciół, żaden z ich nie był jednak osobą odpowiednią do opieki nad chorym. Po drugiej wojnie światowej stosunki między Francją a Gilbertem były napięte i dość niezręczne. Nawet jeśli Francis nie obwiniał jakoś bardzo Gilberta za to co zrobiła mu Trzecia Rzesza to rany nadal istniały, Gilbert sam czuł się mocno winny , mimo że najbardziej winni byli ludzie Ludwiga, nie Gilberta. Po wojnie jednak Prusacy całkowicie zmieszali się z ludźmi Ludwiga. Antonio był osobą zbyt roztrzepaną i zakręconą aby wyznaczyć go do opieki nad kimś chorym. Nie był to co prawda poziom beztroski i głupoty włoskich braci, mimo to nie nadawał się on do miana odpowiedzialnego dorosłego. Ivan pomimo tego że umiałby zaopiekować się Gilbertem nadal był osobą nie do końca normalną i chociaż jego przyjaźń okazała się nieocenionym skarbem zwłaszcza podczas zimnej wojny to Ludwig wiedział że jego starszy brat nie czuł by się komfortowo gdyby Ivan się nim opiekował. Feliks wydawał się najlepszym kandydatem, potrafił zająć się chorą osobą, był na tyle odpowiedzialny i dojrzały. Niestety od tygodnia znajdował się w Argentynie u personifikacji owego kraju. Osobnym problemem był fakt że duma dawnego państwa Pruskiego uniemożliwiała mu poproszenie kogokolwiek o pomoc, Gilbertowi nie przeszła by przez gardło prośba i przyznanie się komukolwiek że potrzebuje pomocy. Natomiast przebywanie w tym stanie mając kogoś zaufanego u boku pozwalało mu spokojnie zasnąć i czuć się komfortowo i bezpiecznie. Mimo że Ludwig go potępiał za takie zachowanie to go w jakimś stopniu rozumiał, sam czuł by się podobnie, potępianie go zapewne nic nie zmieni.

-Wróciłeś. - Mruknął cicho wygrywając Niemcy z zamyślenia.

- Obudziłem cię? Wybacz.

- Nic nie szkodzi cieszę się że nareszcie wróciłeś. Pewnie zaraz zrobisz mi mega nudne kazanie o tym że nie powinienem wzywać Krzyżaków, co Luddy?-Przeciągnął się po czym kichnął.  - Przepraszam.

-Nic nie szkodzi. - Młodszy brat podał mu chusteczkę po czym kontynuował. - Zjadłeś cały rosół?

-Tak.

-Poparzyłeś się?

-A czy ja Ci wyglądam na jakiegoś słabego Włocha?-Żachnął się. - Jestem wspaniałymi Prusami, Zakonem Krzyżackim, Niemcami Wschodnimi...

- Bardzo bolało?

- Troszeczkę. - Przyznał żałośnie. - To nie była wcale moja wina, ok?!

-Dobrze już, dobrze. - Westchnął Niemcy i nie mogąc się powstrzymać przejechał dłonią po jego policzku. -Dziwi mnie ze jeszcze nie zacząłeś narzekać na to że wezwałem do siebie krzyżaków. - Napomknął Gilbert przytulając policzek do mojej dłoni.

- Rozumiem dlaczego wezwałeś swoich ludzi, suszenie ci głowy po raz wtóry nic nie da. Gdybym nie musiał jechać i był przy tobie nie musiał byś ich wzywać. Przepraszam bruder. 

Gilbert spojrzał na niego zaskoczony, po czym spoważniał i spojrzał groźnie na Ludwiga. Następnie podniósł się i pociągnął brata za szyje tak że obaj leżeli na łóżku.

- Przestań gadać bzdury Luddy, musisz wykonywać teraz prace swoja i moją. Ktoś tym krajem musi się zająć. A obaj dobrze wiemy jak skończył się ostatni raz gdy zostawiliśmy polityków samych sobie. Ludwig pokiwał twierdząco głową, co jak co ale na kolejną Rzeszę nie miał najmniejszej ochoty. 


Opowiadanie było jednym z moich pierwszych. Zalegało sobie na dysku już od około trzech lat, postanowiłam w końcu coś z nim zrobić i wsadzić je tutaj. Odstaje jakościowo od tego co piszę obecnie, ale nie wiedziałam jak je poprawić aby nie odbierać mu pierwotnego sensu (którego nie ma).



Hetalia - Coś z niczego.Donde viven las historias. Descúbrelo ahora