3. Co za bezsilność.

15 2 0
                                    

Zimny powiew powietrza otulił moje ramiona oraz bladą twarz. Rude włosy spadały kaskadami na ramiona, zakrywając mój profil. Po policzku spłynęła ostatnia łza, spadając na moje udo. Odetchnęłam cicho, a uczucie wolności wyparowało. Tak po prostu. Zacisnęłam dłonie na rogach ławy, czując spojrzenie na swojej osobie.
Przełknęłam ślinę, a po chwili uniosłam głowę i zwinnym ruchem odwróciłam się całkowicie do nieznajomego. Ręce ułożyłam między udami, zaciskając palce na krawędzi siedzenia. Ponownie nawiązałam kontakt wzrokowy z zielonymi oczami, a na moich ustach pojawił się niewinny uśmiech.

Gdy chwilę patrzyłam w jego tęczówki, poczułam uczucie, jakbym je znała.

Jakbym gdzieś je widziała.

– Kim jesteś? – spytałam melodyjnym głosem, ocierając opuszkami palców łzy. Wpatrywałam się w sylwetkę chłopaka, który po chwili założył na klatce piersiowej ręce, a następnie oparł się o framugę drzwi. Cień oblewał jego twarz, co utrudniło mi przyjrzeniu się jego rysom. Ale wiedziałam, że oczy były szmaragdowe a włosy w kolorze blondu, wpadającym w platynę.

– Aiden. Aiden Williams – odparł ponuro,  a jego spokojny głos drażnił przyjemnie moje uszy. Skinęłam lekko głową, uśmiechając się serdecznie.

– Violet Lee – odchrząknęłam krótko, kiwając się na boki. – Co tu robisz?

– Wiesz, to ja powinienem Cię o to spytać. Nikt w mieście nie spodziewał się, że jeszcze tu wrócisz – wyjaśnił, drapiąc się po karku. Zacisnęłam wargi w wąską linię, ponownie przytakując jego słowom.

– Ale mimo to, to jest mój dom, więc teoretycznie to ja powinnam Cię spytać – przymknęłam na parę sekund oczy, unosząc szerzej kąciki ust. – Więc co tu robisz?

Chłopak ze zdezorientowaniem odcharknął, znów drapiąc się po karku. Zmierzwił swoje włosy, spuszczając wzrok na ciemne panele. Przekrzywiłam głowę w prawą stronę, obserwując każdą jego czynność.
Nie powiem, że nie interesowało mnie to, co nieznajomy chłopak robił w moim rodzinnym domu. Bo interesowało.

– Nie miałem gdzie się podziać, więc... przyszedłem tutaj.

Zaśmiałam się cicho, a perlisty oraz niewinny śmiech rozniósł się po pomieszczeniu. Czułam, jak moja klatka piersiowa opadała coraz to ciężej i ciężej, a dłonie lekko drżeć. Zignorowałam ten fakt, patrząc się w jego oczy.

– Tutaj? – rozejrzałam się dookoła. – Tutaj nic nie ma. Zresztą sam widzisz – ruszyłam dłońmi w charakterystyczny dla mnie sposób, a następnie wzruszyłam ramionami. – Dom jest cały w pajęczynach oraz stary. Nie wiem, co Cię skusiło, byś tu przyszedł.

– Rozmawiasz ze mną za spokojnie – zamyślił się przez chwilę. – Nie myślisz może, że mogę być złodziejem albo mordercą?

Westchnęłam, garbiąc się trochę. Odgarnęłam kosmyki włosów z twarzy za ucho. Strzyknęłam z karku, spuszczając wzrok na klawiaturę fortepianu.

– Zmieniasz niewygodny dla Ciebie temat? – dopytałam z nutą rozbawienia w głosie. Zanim Aiden zdążył odpowiedzieć, przerwałam mu ruchem dłoni. – Wątpię, żebyś był złodziejem. Albo mordercą – nawiązałam do jego słów, odwracając się ciałem w stronę instrumentu. – Bo czy morderca słuchałby klasycznej muzyki? Zwłaszcza w tym,jakże, nowoczesnym świecie? – zironizowałam, a uśmiech dalej nie zniknął z twarzy.

Dlaczego to się działo? Dlaczego słuch zaczął znów niknąć, a strach wysuwać się powolnymi krokami na pierwszy plan?

– Skąd wysnuwasz takie wnioski? – mruknął zaintrygowany, a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, układając palce na losowych klawiszach. Zaczynałam drżeć. Po paru chwilach nacisnęłam je, a piękny dźwięk rozbrzmiał, roznosząc się po całym domu. Uczucie pewnego rodzaju wolności – wróciło.

With The PianoWhere stories live. Discover now