Rozdział 11

837 57 5
                                    

Felicja

Od powrotu mam przyspieszony kurs zarządzania, uczę się księgowości, również tej mniej legalnej, zarządzania ludźmi, obrotu kapitałem, współpracy z pośrednikami polskimi i zagranicznymi, poznaję  przy okazji zasoby jakimi dysponuję, kluby, kasyna, agencje towarzyskie ale też wierzycieli, którzy są nam winni kasę,  i o których nie można zapomnieć. Wielu właścicieli dyskotek i burdeli bierze od nas narkotyki i broń więc muszę wiedzieć co, komu i za ile mam sprzedać żeby oprócz braku strat mieć jeszcze choćby małe zyski. Nie jest łatwo bo każdy widząc młodą dziewczynę puka się w czoło i chce rozmawiać „z kimś poważnym”, mnie za każdym razem rozpierdala ten tekst i kończy się kłótnią a raz nawet wypowiedzeniem wojny. Chyba naprawdę jestem zbyt podobna do Diego z tą niewyparzoną gębą, czasem się zastanawiam czy nie jestem jego córką, chociaż mama zapewnia mnie, że przespała się z wujkiem rok po śmierci taty, no ja tam nie wiem może jak mnie robili to o nim myślała. Tak czy inaczej mała wojenka na początku kariery nie przysporzyła mi chwały, mimo, że ją wygrałam. To branża facetów i kobiety na wysokich stanowiskach są z góry skazane na śmiech i lekceważenie. Trudno, ja nie odpuszczę a na pewno nie bez walki. Na razie mniej rządzę a więcej się uczę, Diego zabiera mnie na wszystkie spotkania biznesowe, uczestniczę w video konferencjach i wszystkich odprawach no i oczywiście samoobrona i strzelanie. To mnie najbardziej kręci, odkąd miałam pierwszy raz pistolet w ręce każdego dnia jestem na strzelnicy, pierwsze kilka dni miałam zakwasy ale później było już coraz lepiej, najpierw przyjeżdżał ze mną wujek ale teraz jeżdżę sama, chociaż nie, jest ze mną zawsze Adam no i nigdy strzelnica nie jest pusta, chłopaki ostro przykładają się do ćwiczeń, w końcu od tego często zależy ich życie. Już się umówiliśmy na paintball kiedy nauczę się wszystkiego, będzie super. Jak na razie obeznałam się tylko z krótką bronią i z pozycji stojącej, dziś będę ćwiczyć na leżąco z  kałasznikowa.
Zbieram się właśnie do wyjścia, ubieram spodnie bojówki i czarny t-shirt, na głowę czapka z daszkiem i do boju. Zbiegam do salonu i już widzę, że coś nie gra między starymi, siedzą po dwóch stronach kanapy jakby byli zakaźnie chorzy i milczą a u nich to serio coś dziwnego.
-Stało się coś?- pytam podchodząc bliżej.
Spoglądają na mnie jakby o mnie się pokłócili i szczerze to wcale bym się nie zdziwiła. Mama wciąż wierzy, że odpuszczę, nie wiem co miałabym zrobić żeby przekonać ją do swojego zdania, może po prostu oleję to i niech się przyzwyczaja, trudno.
-Miło się gadało ale muszę lecieć, jestem umówiona.
-Z chłopakiem?- mama wypala nagle a ja zaskoczona patrzę raz na nią raz na Diego.
-I to z wieloma- ruszam zadziornie brwiami- zabieram dziś Aśkę na strzelnicę.
Bez czekania na odpowiedź wychodzę z domu i wsiadam do Astonka, zaraz za mną do swojego samochodu pakuje się Adam i rusza za mną. Do Aśki dojeżdżam w piętnaście minut, blondyna czeka już na mnie przed domem i z szerokim uśmiechem wskakuje do wozu i całuje mnie w policzek.
-Cienia nie ma?- rozgląda się wokoło.
-Jeszcze ci nie wywietrzał? Jest, nie bój się- uśmiecham się szeroko i wyjeżdżam z powrotem na drogę, po kilku sekundach czarny Jeep wyłania się spomiędzy drzew i sunie w odpowiedniej odległości za nami.
Patrzę jak nogi małej podrygują i w końcu nie wytrzymuję.
-To tak z nerwów czy z podniecenia?
-Co?  
Wskazuję głową podskakujące szybko kolana.
-Chyba i jedno i drugie- cicho odpowiada i odwraca twarz do szyby.
-Trzymam kciuki, dziś będziesz miała dobry pretekst żeby był blisko, może zaiskrzy- mówię to i chyba sama nie wierzę w swoje słowa.
Adam to świetny facet i pewnie umiałby zadbać o Aśkę, ale jakoś mi to nie gra, to chyba jeszcze nie jest zazdrość?
Życzę im jak najlepiej i obym się myliła, w mojej głowie wciąż tkwi Domenico chociaż już coraz mniej go wspominam, niestety wszystkich facetów, których spotykam zawsze porównuje do niego, z wyglądu, z charakteru a nawet zapachu. Trudno, było minęło, nie ma co rozpamiętywać. Zatrzymuję auto przed bramą i czekam aż się odsunie.
-Nie mówiłaś, że to poligon- Aśka z zapartym tchem patrzy na ludzi biegających po placu z psami i bronią.
-Przepraszam- śmieję się- jak się boisz to zostań w samochodzie.
-Żartujesz? Tylu komandosów tam popierdala a ja się będę chować?
-Do komandosów to im trochę jeszcze brakuje, ale nie powiem jest na czym oko zawiesić, zwłaszcza jak zaczynają zdejmować koszulki z przegrzania, to mówię ci oczuorgazm-  mrugam znacząco okiem i oblizuję usta- Zapraszam- rzucam od niechcenia i wysiadam z auta.
Zanim zdążę się odwrócić czuję za plecami obecność Adama, nawet się nie odwracam daję Asi szansę na rozpoczęcie rozmowy ale pipa nie wykorzystuje okazji i sterczy jak kołek. Z politowaniem kręcę głową i biorę sprawy w swoje ręce bo aż mi jej szkoda, chyba serio mocno na nią działa, że aż tak na niego reaguje.
-Dobra, ja idę się rozgrzać na Glocku- wpatruję się w blondyna- a ty może oprowadź Aśkę co? Bo chciała zobaczyć jak to wszystko wygląda od środka a ty najlepiej wiesz co pokazać nie?
Widzę jak Adam przełyka ślinę i staram się powstrzymać uśmiech, no proszę czyżby się chłopaczek speszył? Bez słowa zostawiam ich samych i ruszam w kierunku hali, dziś jest piękna pogoda i wszyscy ćwiczą na zewnątrz więc mam strzelnicę dla siebie.
Staję w boksie i ładuję broń, przywykłam już do Glocka choć jest trochę duży jak na moje upodobania. Wymierzam i strzelam, idzie mi coraz lepiej, zaczynam trafiać tam gdzie chcę a nie w pobliżu tego gdzie chcę. Dużo jeszcze przede mną ale czuję się już pewniej z bronią i dziś zaczynam przymiarki do kałacha.
Po wystrzelaniu kilku magazynków porządkuję stanowisko i wychodzę na zewnątrz, odruchowo rozglądam się za blondynami ale nigdzie ich nie dostrzegam. Idę prosto do chłopaków i proszę o przygotowanie sprzętu, młody łepek, którego imienia nawet nie znam przynosi karabin, naboje i tarcze a ja zaczynam się denerwować. Kiedy wszystko jest już gotowe, chłopak pokazuje mi co i jak i najpierw zaczynam od pozycji stojącej.
Mierzę do tarczy i strzelam, huk niesamowity, mrużę oczy z bólu bo broń podczas odrzutu walnęła mój bark, inaczej niż z krótką bronią, no ale nic to, jedziemy dalej z koksem. Staję mocno na nogach i staram się przypomnieć sobie wszystkie wskazówki, oddaję po jednym strzale próbując wyczuć sprzęt. Wokół mnie słyszę tylko huk, brzęk zamków i magazynków, serio podnieca mnie ten dźwięk. Po wystrzelanym magazynku przenoszę się na inne stanowisko, teraz spróbuje swoich sił z innej pozycji. Klękam jednym kolanem obok prowizorycznej betonowej ścianki i opieram o nią broń, odbezpieczam, celuję i bum! Wow! Podoba mi się, szczerzę się w szerokim uśmiechu i ponownie wymierzam, jest za-je-bi-ście! Strzelam prawie bez przerw i na wstrzymanym oddechu a po kilku seriach w końcu nabieram wprawy na tyle żeby być zadowolą z wyników.
Teraz czas na pozycję leżącą, wszystkie miejsca są zajęte więc cierpliwie czekam na chłopaków i przyglądam się co robią, jak leżą, jak trzymają broń i jak mają ustawione nogi, w końcu jeden z facetów wstaje z ziemi i kiwa na mnie głową.
-Trzeba było wołać, że szefowa czeka, ktoś by przerwał- mówi takim tonem jakbym miała go rozstrzelać.
-Spokojnie, miło było na was patrzeć- chłopak patrzy pod nogi jakby się wstydził- mogę już?
-Tak jasne. Pomóc w czymś?
-Chyba we wszystkim.
Facet ze zrozumieniem kiwa głową i odkłada na bok swoją broń. Pomaga mi ułożyć się w odpowiedniej pozycji i tak jak do tej pory twierdziłam, że strzelanie z Glocka na stojąco jest wymagające tak teraz stwierdzam, że tamto to pikuś, facet zaczyna opowiadać o odpowiednim kącie między głową a tułowiem i między tułowiem a podparciem nogą i w końcu ustawienie karabinku, opieram lufę o podest i przełączam na strzelanie serią, wypalam, miodzio ale boli mnie już bark i ramię. Wystrzeliwuję cały zapas nabojów i kończę zabawę na dzisiaj, zwłaszcza że robi się późno, dopiero teraz dostrzegam Aśkę siedzącą na trawie obok stolika, na którym leżą magazynki i karabinki, sama, czyli komuś nie poszło. Może była za mało bezczelna, nie to co ja, na chama wepchnęłam mu język w gardło i podziałało. Idę powoli w jej stronę i odkładam po drodze broń.
-No co jest mała? Nie podobają ci się widoki?
-No widoki niczego sobie, oni tu tak całodobowo?- spogląda na mnie przygryzając wargę.
-Szczerze? Nie wiem, to znaczy całodobowo ktoś tu jest ale czy chłopaki ćwiczą? Pewnie tak, po ciemku tez trzeba się nauczyć, co Adam?- specjalnie odzywam się widząc jak podchodzi ale na twarzy blondyny nie widzę zachwytu.
-Pewnie- burczy a ja przewracam oczami, chyba oklapło po całości.
-Ale żeście gadatliwi. Jedziemy do domu bo ja za godzinę mam spotkanie- kiwam głową na Aśkę i bez słowa idziemy do auta.
Kiedy zostajemy same nie mogę odpuścić sobie pytań.
-No mów- śmieję się- co nie poszło?
-Daj spokój. Ja się wdzięczę, ocieram i wgapiam jak moher w radio a on nic, kurwa, jakbym była facetem.
-Nie było prądów? Nic?
-Koleżanko z mojej strony to elektrownia była ale on chyba jest dobrze uziemiony bo nic do niego nie trafiło. Nie wiem może mu się nie podobam.
-Mogę ci zadać osobiste pytanie?- spoglądam na nią przez chwilę- co ty do niego masz? Ale tak naprawdę. Zakochałaś się czy tylko jego ciało ci się podoba?
-A to jest różnica?
-Wiesz, jak tylko on ci się podoba, to weź go na siłę. Dorwij jak będzie gdzieś sam, usiądź na nim okrakiem, zdejmij bluzkę wypinając cycki pod nos i wsadź mu łapę w gacie. Jak na to nie zareaguje to już na nic. No chyba że to miłość, to musisz delikatniej.
No i nie odpowiada, świetnie, Adama nie będę o to pytać, niech sobie radzą sami. Wysadzam Aśkę pod domem i ruszam do siebie, za godzinę muszę być gotowa, na szczęście dziś jako wolny słuchacz ale i tak się denerwuję. Zostawiam samochód pod garażem i rzucam Adamowi kluczyki, wbiegam do domu i zaraz po wejściu do salonu zasłaniam twarz dłońmi. Kurwa! Czy oni nie maja sypialni do cholery?
-Ludzie! Ja też tu mieszkam- warczę i odwracam się do rodziców plecami dając im chwile na ogarnięcie się.
-Myśleliśmy, że będziesz później- mama pierwsza się odzywa.
-A ja myślałam, że się pokłóciliście.
-Ale to było rano.
-Mogę już?- pytam i powoli spoglądam na starych, chciałabym w ich wieku mieć takie libido- za godzinę mamy spotkanie.
-Chyba zapomniałem ci powiedzieć, że przeniesione- Diego patrzy na mnie przepraszająco.
-Dzięki, to ja nie postrzelałam sobie tyle ile chciałam bo ty zapomniałeś?- przewracam niezadowolona oczami i spoglądam na rumieńce na twarzy mamy, nie będę im przeszkadzać- ogarnę się i jadę na imprezę z Aśką, a wy sobie dokończcie bo podobno seks bez orgazmu zabija, a przynajmniej jest mniej fajny.
Wbiegam do sypialni i pierwsze co robię to piszę sms do Aśki żeby się szykowała bo Adama zabieram ze sobą. Wskakuję pod prysznic i po kilku minutach wyciągam z szafy czerwoną mini kieckę na ramiączkach, na stopy wsuwam złote sandałki a włosy związuje w kok na czubku głowy. Zbiegam na parter i nawet nie patrzę w ich stronę, wolę nie wiedzieć co teraz robią. Adam zaskoczony patrzy na mnie ale się nie odzywa.
-Jedziemy do Malibu- wołam i siadam od razu z tyłu Jeepa. W niecałą godzinę dojeżdżamy do klubu, tym razem Adam nas nie opuszcza i siada z nami przy barze tylko kilka krzesełek dalej.
Ruszamy z blondyną na parkiet i długo nie wracamy, jest przyjemnie. Do Aśki przykleja się jakiś boski koleś i kołysze nią tak podniecająco, że aż jej zazdroszczę, niestety laska co chwilę zerka czy Adam ją widzi, ocipiała ze szczęścia? Na co jej Adam jak facet pcha się na nią z wyraźną ochotą? Nigdy jej nie zrozumiem.
Zostawiam ich samych bo zaczynają się do siebie łasić i wracam do baru zamawiając od razu żar tropików. Cały wieczór mija nam spokojnie, szalejemy z Aśką na parkiecie wciąż obserwowane przez mój cień. Blondyna przyciąga do siebie co rusz nową ofiarę ale wiem, że robi to tylko po to żeby wzbudzić zazdrość Adama, chyba będę musiała z nim w końcu pogadać bo się dziewczyna zamęczy ale to nie dzisiaj, dzisiaj się bawimy a Adam poczeka.
Do domu wracamy koło trzeciej, jestem padnięta i marzę jedynie o łóżku, no może jeszcze chciałabym żeby ktoś w nim na mnie czekał ale to mrzonki, tego którego chciałabym tam zobaczyć pewnie już nigdy nie spotkam.
Tydzień minął mi bardzo spokojnie, dawno nie miałam tyle wolnego, za to dzisiaj będzie intensywny dzień, jadę na wojnę, fakt, będziemy do siebie strzelać kulkami z farbą ale i tak czuję podekscytowanie na sama myśl o bieganiu z karabinem po polu, poza tym będę tam jedyną kobietą. Nie ubieram się jakoś specjalnie bo i tak będę mieć kombinezon, zakładam tylko sportową bieliznę żeby było mi wygodnie, dżinsy i dresową bluzę. Dziś jedzie ze mną Diego bo mówi, że chce się pośmiać. Na miejscu czekają już wszyscy, na dużym stole leży broń a chłopaki poubierani w kombinezony czekają tylko na mnie. Szybko idę się przebrać i prawie biegnę nie mogąc się doczekać. Facet staje za stolikiem i każdemu wydaje sprzęt tłumacząc wszystkie zasady korzystania z broni oraz tego jak wolno a jak nie wolno się zachowywać na hali, niestety musieliśmy zrezygnować z pola bo pada. Kiedy wszyscy już są gotowi zamykamy się w pustej hali, w której porozstawiane są jakieś beczki, gruz, betonowe murki i inne dziwne rzeczy za którymi można się schować. Jesteśmy podzieleni na dwie drużyny i mamy kilka minut na dogadanie między sobą szczegółów i rozstawienie w terenie.
Nie wyrywam się pierwsza, czekam aż chłopaki zaczną a ja z daleka przyglądam się jak biegają między przeszkodami. Za każdym razem kiedy chcę wystrzelić waham się i odpuszczam, niby to tylko kulka z farbą ale jednak kiedy pomyślę, że będę tak kiedyś musiała zrobić prawdziwym pociskiem to mnie paraliżuje. Wiem, że jak będę się tylko chować to w końcu oberwę, zaciskam zęby i wychylam się zza murka, widzę przeciwnika kucającego kawałek ode mnie, wymierzam i strzał. Jest! Trafiony zatopiony, teraz idzie już z górki, przestaje zastanawiać się nad tym co robię, myślę jedynie o tym żeby nie dać się trafić.
Biegamy już chyba trzy dni a przynajmniej tak się czuję, serio jestem zmęczona, kilka razu mało nie oberwałam i nie wiem czy mi się udało czy specjalnie chłopaki we mnie nie strzelają. Siedzę  na ziemi i głośno dyszę ale nie mam już siły, z tamtej drużyny zostało trzech chłopaków a z naszej tylko ja. Wiem, że nie mam szans, za mało jeszcze umiem żeby odstrzelić trzech kolesi naraz za to jestem najlepsza w ukrywaniu się i pewnie tylko dlatego jeszcze nie oberwałam. Nawet nie wiem gdzie teraz są. Rozglądam się wokół i dostrzegam leżący na ziemi kawałek stłuczonego lusterka, no proszę jednak mi szczęście przyniesie, biorę szkiełko i wysuwam zza murku słabo widać ale dostrzegam w odbiciu, że chłopaki stoją razem i gadają, pewnie się śmieją, cholera co mam zrobić? Wujek miał rację zgrabnym tyłkiem wojny nie wygram… hmm… tyłkiem? Kurwa przecież to faceci!
Szybko zdejmuję kask i gogle i staram się to robić jak najciszej, ściągam bluzę i spodnie i zostawiam tylko glany i bieliznę, na szczęście założyłam szorty a nie stringi. Szykuję broń i kucam gotowa do wyjścia, biorę w rękę kawałek cegły i z całej siły rzucam tak żeby spadł po przeciwnej stronie niż ja jestem, w lusterku widzę jak chłopaki zaczynają się rozglądać i dobrze, o to mi chodziło, okrążam murek i wychodzę cicho za ich plecami, odkładam broń tak żebym mogła ją sprawnie chwycić i unoszę ręce do góry, szelest kamyków zwraca ich uwagę i wszyscy trzej odwracają się z bronią wymierzoną we mnie, na szczęście żaden nie otwiera ognia, gapią się na moje półnagie ciało a ja czekam aż opuszczą karabinki, robią to szybciej niż się spodziewałam, kiedy trzecia lufa skierowana jest w dół chwytam za swój i strzelam ścinając ich jedną serią. Tak! Podskakuję jak głupia ale serio się cieszę chociaż to nie było czyste zagranie. Chłopaki ściągają kaski i śmieją się w głos a ja kręcę tyłkiem w tańcu zwycięstwa.
-I kto tu jest szefem wszystkich szefów? - podnoszę karabinek w górę i wołam na całe gardło do wujka, który stoi za szybą na piętrze i kręcąc głową przygląda się moim poczynaniom.
Zanim zdążę się ubrać schodzi reszta załóg i wszyscy obserwatorzy. Wujek kręcąc głową szturcha mnie dłonią w potylicę.
-Co to było?- warczy powstrzymując śmiech.
-Miałam wygrać i wygrałam- nie przestaję podskakiwać z radości.
-Tak się w to nie gra- próbuje się powstrzymywać ale w końcu obejmuje mnie ramieniem i całuje w głowę- jesteś nienormalna.
-Mam to po tacie- uśmiecham się szeroko i całuję mocno jego policzek.
-Stefano nigdy by na to nie wpadł, był zbyt poważny- tym razem jego głos jest przepełniony smutkiem.
-Ja mówiłam o tobie- podnoszę na niego oczy, do których w jednej sekundzie napływa tyle łez, że nie jestem w stanie ich zatrzymać- kocham cię tato- szepczę łamiącym się głosem i czuję jak mocno mnie przytula i unosi.
Oplatam mocno jego ciało i głośno płaczę, dziesięć lat czekałam żeby mu to powiedzieć. Wiem, że gapi się teraz na nas prawie trzydziestu chłopa ale zwisa mi to, mam potrzebę przytulić się do własnego ojca i nikt mi teraz nie ma prawa przeszkadzać. Czuję jak tata głaszcze moje plecy i wplata palce we włosy.
-Też cię kocham córcia, zawsze byłaś i będziesz moją jedyną córką. A teraz koniec tych czułości- odstawia mnie na ziemię i ociera kciukami łzy z policzków- zbieraj się za godzinę mamy spotkanie.
-Co? Czemu nie mówiłeś wcześniej?
-Bo zamiast skupiać się na grze, myślałabyś o spotkaniu. Ja jadę teraz załatwić kilka spraw, spotkamy się na miejscu. Napiszę ci adres.
Nawet mu nie odpowiadam, bez oglądania się za siebie biegnę w samej bieliźnie do szatni i ubieram się w swoje rzeczy, kiedy wybiegam na zewnątrz Adam czeka już przy samochodzie. Jedziemy w ciszy a ja coraz bardziej się denerwuję, nie wiem czego dotyczy to spotkanie a nawet z kim jest.
Wpadam jak burza do swojej sypialni i rozbieram się w biegu, szybki prysznic, podsuszam włosy i zawiązuję w ciasny kok. Z szafy wyciągam białą koszulę z krótkimi, bufiastymi rękawami i ołówkową, grafitową spódnicę sięgająca za kolano. Na rzęsy nakładam tusz a na usta ciemno różowy błyszczyk, do uszu wkładam kryształki a na stopy czarne czółenka. Jest ok, oglądam się w lustrze i kiwam z aprobata głową, do torebki wkładam telefon, portfel i kilka kosmetyków, spryskuję ciało mgiełką i wychodzę. Mam piętnaście minut, może uda nam się dotrzeć na czas.
Jedziemy bez słowa a ja zaczynam podrygiwać nogami ze zdenerwowania.
-Spokojnie, nie zabiją cię tam- Adam się wyrywa ale dziś jego dowcip mnie nie bawi.
-Skup się na drodze co?- warczę nieco zbyt groźnie.
-Przepraszam panią- burczy i zaciska szczęki.
-Sorry Adaś ale mam trochę nerwa, wybacz- kładę dłoń na jego przedramieniu i zaciskam lekko palce.
-Spoko, od tego jest ochroniarz żeby przyjmował pierwsze ciosy nie?
Nie odzywam się, sama nie wiem czemu się tak denerwuję skoro to nie pierwsze moje spotkanie biznesowe.
Wysiadamy przed dużym biurowcem i po głębokim oddechu wchodzę do budynku kierując się od razu do windy. Wciskam guzik na panelu i wyjmuję lusterko, wszystko na swoim miejscu. Wysiadam na ósmym piętrze i od razu spotykam tatę.
-Prawie się spóźniłaś- warczy na wstępie a ja spoglądam na zegarek.
-Na którą mamy być?
-Na szesnastą a jest za trzy szesnasta!
-Czyli nie prawie się spóźniłam tylko jestem punktualnie.
-Słuchaj, mamy spotkanie z ludźmi, z którymi się nie bardzo kochamy. Jeszcze parę lat temu byśmy szybciej do siebie strzelali niż się dogadywali ale dziś jesteśmy na etapie zawieszenia broni.
-Świetnie- mruczę pod nosem- są nam do czegoś potrzebni czy my im?
-Raczej my im, zobaczymy co mają nam do zaproponowania. Siedzisz cicho i słuchasz, musisz też się nauczyć współpracy z nieprzyjaciółmi a oni nam nie zagrażają więc co by z tej dyskusji nie wynikło jesteśmy wygrani.
Kiwam głową i spoglądam jak drzwi obok nas się otwierają i staje w nich wysoka blond laseczka o krwisto czerwonych ustach, zapewne silikonowych bo wygląda jakby to ująć… nienaturalnie.
-Zapraszam- wskazuje dłonią otwarte drzwi a wujek puszcza mnie przodem.
Wchodzę do ogromnego biura, którego dwie ściany są oszklone, po lewej stronie stoi duża ciemna narożna kanapa, na wprost drzwi dębowe ogromne biurko, pewnie prezesa, a po prawej w głębi stoi duży okrągły stół, przy którym siedzi kilku ważniaków, którzy na nasz widok od razu wstają, spoglądam na twarz każdego z nich a moje nogi robią się jakby miękkie, jak nic zaraz się pode mną złożą i panowie będą mieć ubaw. Zagryzam wnętrze policzka starając się ukryć stres i omijam wzrok wpatrzonych we mnie mężczyzn.
-Panowie pozwolą, że przedstawię- tata zaczyna a ja aż podryguję na jego głos- moja córka i w najbliższej przyszłości prezes naszej firmy, Felicja Andreani.
Unoszę dumnie głowę ale oczy zebranych nie pokazują zachwytu a raczej głębokie zaskoczenie i niedowierzanie, chyba ktoś tu się mnie nie spodziewał…

Nie dla siebie [ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now