7. Wiskosuplementacja

1K 124 104
                                    

Słońce powoli zaczęło zachodzić, a chmury oblały się pomarańczowymi kolorami. Kageyama od razu pomyślał o rudych lokach, które zupełnie zlałyby się z kolorem późnego, popołudniowego nieba.

Stanął w progu hali. Zmienił buty na sportowe, które (sam nie wiedział dlaczego) zabrał ze sobą do szkoły – chyba jedynyn powodem było przyzwyczajenie. Przecież nawet nie musiał tu przychodzić.

Chłopak mimowolnie przyglądał się krótkiej rozgrzewce. Aż zatęsknił za bieganiem, którego tak nienawidził. Zerkał to na powolne odbicia piłek, to na mieniący się zachód słońca. Przysiadł na podłodze, opierając się plecami o ścianę.

– Teraz poatakujemy! Sugawara, na rozegranie! – głos trenera Ukaia rozniósł się po całej sali.

Idealny spokój został przerwany, gdy do pomieszczenia wpadł zadyszany Shoyo, którego widok – chociaż nieświadomie – ucieszył Tobio. Wcześniej coś nie pasowało w przebiegu całych zajęć. I oto odnalazł powód – cisza nieprzerwana ciągłymi krzykami rudzielca.

– Ja... – Hinata chyba próbował się usprawiedliwić. Nie dano mu jednak rzeczywiście dokończyć.

– Pięć kółek i dołączasz do reszty!

Shoyo nie protestował.

Rude pasma włosów unosiły się i opadały w rytm stawianych na parkiecie kroków.

Kageyama nigdy nie poświęcał zbyt wiele czasu na przyglądanie się rudzielcowi. Teraz – gdy siedział sam – mógł skupić się na tak nieistotnych podczas treningu szczegółach.

Nie był pewny, czy minęło dziesięć minut, czy może godzina. Całą jego uwagę pochłonęła gra, którą zawzięcie obserwował. Suga spokojnie rozgrywający piłkę; sunącą wprost pod dłoń Hinaty.

Kageyama Tobio pierwszy raz od dawna czuł się zazdrosny.

Nigdy nie myślał, że zatęskni za tak – wydawało mu się – codzienną i nieodłączną częścią jego życia. Jakby siatkówka miała zostać z nim na zawsze.

To on powinien teraz stać na boisku i wystawiać tej głośnej krewetce. Nawet nie teraz, a zawsze.

Z zamyślenia wyrwał go nagły krzyk.

– Uważaj! – Tobio nie zdążył zareagować.

Wpierw zauważył piłkę uderzającą o podłogę pół metra od jego uda, dopiero później poczuł, jak szczupłe ciało wpada na niego z impetem.

– Co ty robisz, pajacu!? – Kageyama od razu zrzucił z siebie środkowego.

– Wszyscy w porządku? – Daichi od razu przebiegł, żeby zobaczyć, czy nic się nie stało.

Brunet oparł dłonie o kolana, powoli się podnosząc. Poczuł kłujący ból w kolanach, gdy stanął już na nogach.

– Chyba tak – Hinata złapał się za głowę, przecierając bolące czoło.

– Skoro wszyscy żyją – Nishinoya teatralne obrócił się wokół siebie kilka razy i wskazał palcem na rozgrywającego. – Co robisz tutaj, zamiast ćwiczyć? Jakaś taryfa ulgowa? Ja też chcę!

–  Tak właściwie to... – przejechał dłonią po twarzy. – Mam przerwę. Póki co.

– Ej, no to chyba jakiś żart!

– To może ja też zrobię sobie przerwę, wiecie, tak dla zdrowia – Noya zdecydowanie nie chciał odpuścić.

– Kageyama ma jakiś problem ze stawami, dajcie mu już spokój – rudzielec złożył ręce na piersi. Jakby naprawdę denerwowało go to całe wypytywanie.

|| Marzenia || KageHinaWhere stories live. Discover now