2. Daj znać

1.2K 123 119
                                    

Chociaż trening był tego dnia wyjątkowo męczący, Kageyama ani myślał opuścić halę wraz z jego końcem. Jak zawsze został dłużej, żeby poćwiczyć szybki atak z Hinatą.

Z tą jedną różnicą, że tym razem to nie Shoyo prosił Kageyamę, aby wystawić mu kilka piłek. Tobio nie myślał nigdy, że dojdzie do momentu, w którym pełną energii krewetkę trzeba będzie namawiać na taką – prawdopodobnie tylko w jego oczach – przyjemność.

W końcu to on zawsze musiał wysłuchiwać próśb, momentami przeradzających się w błaganie, o tak nieistotną głupotę. Obrót spraw niezbyt mu się podobał, ale nie miał wyboru – albo to on poprosi, albo będzie musiał samotnie odbijać piłkę od ściany we własnym ogródku.

– Nie rozumiem – Shoyo wyjął lizaka z ust. – Zawsze marudzisz, że nie będziesz ze mną siedział na boisku dłużej, niż musisz. A tu nagle sam Kageyama prosi, żeby zostać z nim dłużej, żeby poćwiczyć.

Skończyli już jakiś czas temu i pomimo późnej pory, Hinata uparł się, ze odprowadzi Kageyamę do domu. Brunet nigdy nie rozumiał, skąd u rudzielca wzięło sie hobby do wydłużenia sobie trasy do domy, byleby tylko odprowadzić go do domu.

Chłodny wiatr roztrzepał włosy chłopców. Tobio przeszedł delikatny dreszcz na plecach. Zdecydowanie ubrał dziś niewystarczająco ciepłą bluzę jak na tak chłodny wieczór. Mógłby się nawet posunąć do stwierdzenia, że powinien zabrać ze sobą kurtkę.

– Przyzwyczajenie – wzruszył ramionami, chowając dłonie w kieszeniach spodni. – Sworzyłeś uzależnionego od siatkówki potwora.

– Ja? – złość Hinaty sprawiła, że na twarz Kageyamy wpłynął uśmiech. – Gdyby to zależało ode mnie...

Rozgrywający nawet nie dał mu szansy na dokończenie zdania.

– To co?

– To w sumie i tak bym stworzył takiego potwora – zaśmiał się, zakrywając usta dłonią.

Dało się usłyszeć cichy śmiech. Tobio niezbyt lubił śmiać się przy innych, ale przy głupich żartach Hinaty jakoś nie mógł się oprzeć. Chłopak chyba dobrze na niego wpływał, chociaż nie mógłby przyznać się do tego głośno.

– No co? Taka prawda! – rudzielec żywo gestykulował. – Wyobrażasz sobie, żeby ktoś inny zgodził się na tyle godzin dodatkowych treningów? Codziennie?

Punkt dla Hinaty Shoyo. Nikt o zdrowych zmysłach nie wplątałby się w coś takiego.

– Uznam to milczenie za zgo... – Shoyo nie dane było dokończyć zdanie.

Kageyama szybko złapał go za ramię. W innym wypadku chłopak wylądowałby na ziemi z twarzą przy zimnym betonie.

Podciągnął go do góry, żeby rudzielec mógł złapać równowagę.

– Idiota... – westchnął głośno, puszczając materiał bluzy.

– Sam jesteś idiota.

– Mam cię z powrotem przewrócić, żebyś jednak pocałował chodnik? – już nawet zaczął podstawiać mu nogę.

Hinata tylko mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i skrzyżował ramiona.

– Tak myślałem.

Reszta drogi minęła bez większych atrakcji – chociaż Tobio bardzo kusiło, żeby wepchnąć rudzielca pod któryś z nadjeżdżających samochodów...

Wchodząc do mieszkania rzucił tylko głośne "jestem". Złapał za jabłko ze stołu w kuchni i pobiegł do swojego pokoju. Dzisiaj musi zrobić jeszcze tylko kilka zadań z matematyki i w końcu będzie miał spokój.

Otworzył podręczniki i nie wiedząc kiedy, przymknął oczy już przy pierwszym z zapisanych równań. Nie ma się co dziwić – nigdy nie przepadał za algebrą.

Właściwie w ogóle nie przepadał za matematyką.

– Tobio? – głos jego mamy zawsze był dla niego przyjemnie kojący.

– Ostatnio myśleliśmy z mamą o wizycie u ewentualnej wizycie... – rodzice wymienili ze sobą spojrzenia. – u ortopedy. Chcieliśmy zapisać cię też na kilka badań.

Jego tata zawsze wzbudzał w nim respekt. Postawny mężczyzna o czarnych jak noc włosach. Rozgrywający zawsze wyobrażał sobie siebie w przyszłości tak, jak widzi swojego ojca teraz.

Kageyama otworzył oczy i spojrzał na rodziców. Czy nawet oni muszą zawracać mu głowę tak abstrakcyjnymi sprawami?

– Jeden powód, dla którego miałbym się na to zgodzić? – chociaż wiedział, że nie powinien odnosić się w ten sposób do rodziców, nie był w stanie zareagować inaczej.

– Jeden powód, dla którego miałbyś się nie zgodzić? – nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Zupełnie nie wiedział, jak ma odpowiedzieć.

Przerwał chwilę milczenia.

– Nie ma takiej potrzeby – obrócił się na krześle.

Zwykle nic nie mogło wyprowadzić go z równowagi. Jak widać – prócz Hinaty – znalazł się właśnie kolejny wyjątek.

– Nie jesteśmy głupi. Czasami uda ci się nas oszukać, ale nie tym razem – matka Tobio oparła się o framugę drzwi i wywrociła oczami. – Nie zmusimy cię siłą, bo wiemy, że to nie zadziała. Ale wykaż się odrobiną odpowiedzialności.

Oboje wyszli z jego pokoju, zostawiając go samego. On wie, jak, do cholery, się czuje! I wie, czy potrzebuje jakiegoś głupiego ortopedy. Tego akurat był pewny – to byłoby zbędne wydawanie pieniędzy.

Nie miał już siły na skończenie pracy domowej. Zamiast tego położył się na łóżku, odbijając piłkę nad głową.

Akurat gdy miał odbić ją po raz kolejny, usłyszał wibracje telefonu. Wziął komórkę do ręki, żeby odczytać wiadomość.

Do: Kageyama Tobio
Od: Hinata Shoyo
"Miałem wrażenie, że z twoimi kolanami było jeszcze gorzej niż wczoraj. Daj znać, czy wszystko okej."

Brunet sam za dobrze nie wiedział, czy wszystko w porządku. Stawy w kolanach wyjątkowo mocno dały o sobie znać po dzisiejszym treningu.

Starał się odpędzić od siebie wszystkie myśli i wrócił do odbijania piłki, co nie co końca mu wychodziło.

Może naprawdę powinien coś z tym zrobić...?

^^^^^

Rozdział, do którego zbierałam się chyba trzy dni. Zakładam, że mniej więcej tak będą się pojawiały – codziennie lub co dwa-trzy dni

Sitarka

|| Marzenia || KageHinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz