4. Dwa dni

1K 111 79
                                    

Kageyama Tobio nie potrafił zrozumieć, czemu zgodził się na badania. Chociaż był przekonany, że nic to nie da – w końcu nic mu nie jest! – czuł, że mogą wyjść z tego pewne problemy. Jeśli ktoś się dowie...

Nawet nie chciał myśleć o ewentualnych konsekwencjach od trenera. Przede wszystkim obawiał się prawie pewnej przerwy w treningach. W końcu niedługo drużynę czeka kolejny ważny mecz.

Włożył kluczyk do zamka, żeby wyjść z niej buty sportowe – jeszcze minuta i na pewno spóźni się na trening. Otworzył małe, kwadratowe drzwiczki. Zdziwił się, gdy z środka wypadła mała, złożona na pół karteczka. Nigdy nikt nie podrzucał my żadnych głupot do szafki, musiał więc przyznać, że całkiem go to zaciekawiło.

Niechęć do spóźnienia na zajęcia wzięła jednak górę. Wrzucił szybko buty i kawałek papieru do torby, byleby znaleźć się jak najszybciej na sali sportowej.

Gdy wpadł do szatni, nie zdziwił się, że nikogo już nie było. Niezbyt starannie przykleił tejpy na kolana, narzucił na siebie koszulkę i pobiegł w stronę wejścia na halę. Oby jeszcze nie zaczęli...

Miał szczęście. Suga i Hinata dopiero co rozkładali siatkę, wszyscy jeszcze ze sobą rozmawiali.

– Kageyama, mógłbyś? – Sugawara zawołał go, gdy ustawiali jeden że słupków. – Muszę zapytać o coś trenera, dokończ rozkładać siatkę z Hinatą, proszę – uśmiechnął się szeroko.

Całkiem typowe jak na Koshiego. Chłopak zawsze był otoczony jakąś przyjemną aurą. Czasami Tobio sam chciałby, żeby ludzie lubili go tak, jak lubią Sugę.

– No co tak stoisz? Chodź i mi pomóż! – naburmuszony Shoyo chyba też postanowił dać o sobie znać. – Zaraz to zostawię i sam będziesz to rozstawiał!

– Idiota... – powiedział pod nosem i ruszył w jego stronę.

Kageyama miał tylko nadzieję, że tym razem Hinata będzie ćwiczył więcej, niż gadał. Oby miało to jakieś odzwierciedlenie w rzeczywistości...

***

Tym razem miał rację. Hinata rzeczywiście umilkł (przynajmniej na chwilę), a trening minął całkiem przyjemnie. Z resztą dla Kageyamy każdy taki był – po prostu przyjemny.

I chociaż dzisiaj też został z Shoyo trochę dłużej na boisku, nie czuł uciążliwego bólu w kolanach. To dało mu cichą nadzieję, że wszystko jakoś się ułożyło; że od teraz koniec z kłopotami.

Oboje weszli zmęczeni do szatni, Tobio jak najszybciej chciał pozbyć się z siebie przesiąkniętej potem koszulki. Złapał za jej kraniec i szybkim ruchem ściągnął przez głowę. Kątem oka zauważył, że Hinata zerka w jego stronę.

– Co się patrzysz, pajacu? – nie lubił, kiedy ktoś za długo na niego patrzy.

– Co to? – Hinata wzrokiem wskazał w stronę torby Tobio.

Zobaczył na ziemi zwinięty świstek. Karteczka, którą ktoś podrzucił mu do szafki, najwidoczniej wypadła, gdy wyjmował z niej czyste ubrania.

– To? – złapał kawałek papieru między dwa palce. – Jeszcze nie wiem. Ktoś podrzucił, jeszcze nie sprawdziłem. Jakoś mało mnie to interesuje.

– Pokaż! – Shoyo podszedł do Kageyamy z zamiarem wyrwania liściku.

– Ej, ej, ej! Nie tak szybko! – Podniósł rękę do góry. Ten kurdupel jest przecież za mały, żeby do niej dosięgnąć. – Może ja pierwszy, co?

Odwinął niestarannie zgiętą na pół kartkę i zerknął kątem oka na koślawe pismo.

– Coś tam, coś tam. Tobio, chociaż wydajesz się straszny... – przerwał na chwilę czytanie. – Nie jestem, cholera, straszny! Coś tam, chciałbym Cię lepiej poznać, coś tam. Chyba komuś się podobam – bez emocji zgniótł papier w kulkę, która z powrotem wylądowała w torbie.

– Nawet się nie pofatygowałeś, żeby chociaż przeczytać go w całości – Shoyo założył włożył ręce do kieszeni. Czemu go to w ogóle obchodzi?

– I? Jakoś nie jestem zainteresowany – szybko naciągnął na siebie czystą bluzę i zarzucił torbę na lewe ramię. – Z resztą większość po prostu mówi mi o tym bezpośrednio, takie podchody niech zostaną w podstawówce.

Rudzielec na krótką chwilę zastygł w bezruchu.

– Idziesz czy nie? – Tobio już stał w drzwiach.

– Tak, już tak...

Droga do domu minęła im w ciszy. Żadnemu to jednak nie przeszkadzało. Często spędzali czas na głupich kłótniach albo bez rozmowy. Oboje już dawno zdążyli się do tego przyzwyczaić.

Tym razem Tobio udało się namówić Hinatę, żeby wrócił do domu krótszą drogą. Robiło się coraz chłodniej, a Kageyama naprawdę nie chciał, żeby Shoyo się przeziębił. Oddał mu nawet swoją czapkę, żeby go nie przewiało!

Może nie widać tego na pierwszy rzut oka, ale rozgrywający naprawdę lubił tę denerwującą krewetkę. I nie chciał, żeby chłopak czuł się przez niego gorzej.

Otworzył drzwi domu i od razu poszedł do kuchni, żeby zrobić sobie coś do jedzenia. Zapomniał dzisiaj drugiego śniadania do szkoły i gdyby nie Hinata, który podzielił się z nim kulkami ryżowymi, pewnie umarłby do tego czasu z głodu.

– Cześć, mamo! – kobieta siedziała przy filiżance herbaty na kanapie w salonie.

Tobio bardzo lubił swój dom. Kilka lat temu, gdy jego rodzice postanowili zrobić mały remont, zaproponował, żeby połączyć kuchnię z salonem. Jego matka do dzisiaj docenia, że może oglądać ulubiony serial i ozdabiać babeczki w tym samym czasie.

– Dzień dobry, kochanie – ciepły uśmiech mamy zawsze jakoś poprawiał mu humor. – Dzwoniłam do centrum medycznego, w najbliższy piątek wczesnym popołudniem będziemy musieli już jechać.

Kageyamie serce zabiło nieco szybciej. Nie myślał, że to przyjdzie tak szybko.

– Okej, będę pamiętał! – złapał szybko za plecak i poszedł do swojego pokoju. Jakby zapomniał, że jest głodny.

Oparł się o blat biurka, wystukując nerwowo palcami. Złapał za telefon, żeby dać znać Hinacie, co sie dzieje. Czuł się do tego w jakiś sposób zobowiązany. W końcu tylko ten rudzielec wie, co się dzieje. Co więcej – dał jasno znać, że się martwi.

Od: Kageyama Tobio
Do: Hinata Shoyo
"Za dwa dni jadę na tę głupią wizytę"

Westchnął ciężko.

Kageyama Tobio zaczął niepokoić się coraz bardziej.

^^^^^

Mam do zrobienia kilka rozprawek i prezentacji na angielski, tymczasem piszę sobie fanfika;)

Dajcie znać, jak wam się podobało!

~Sitarka

|| Marzenia || KageHinaWhere stories live. Discover now