chapter three(III);it's not like that

1.1K 114 177
                                    

Minęły kolejne trzy tygodnie. Przez ten czas Jisung nie wychodził z domu, rzadko kiedy jadł, a sen nie przychodził. Miał czerwone oczy od płaczu, roztrzepane, tłuste włosy i popękane usta, z których ostatnio częściej sączyła się krew, ponieważ chłopak zbyt mocno skubał dolną wargę zębami.

Obwiniał się o wszystko. W końcu, gdyby wtedy zebrał się na odwagę, mógłby ochronić przyjaciela. Thomas by żył, a on zamieniłby się w prawdziwego Spider-Mana. Ratowałby ludzi w Nowym Jorku od codziennych przestępstw. Ale stchórzył. Strach pokierował jego ciałem, które wydusiło z siebie parę słów, a te wykopały grób Tommy'emu.

Pewnego dnia, po wielu namowach jego mamy, poszedł na uczelnię. Uczestniczył w wykładach, ale przez żałobę nabawił się wielu braków. Mijał pracownię od robotyki, kiedy szedł do swoich klas. Jego myśli były zbyt głośne, by je uciszyć i zbyt nieznośne, ponieważ miały rację. Wiedział, że w końcu będzie musiał założyć maskę, by odpokutować swoją winę. Chciał spełnić marzenie Thomasa, chociaż nie mógł tego zobaczyć. Był mu to winien.

Ale nie był gotowy.

Tamtej nocy ponownie znalazł się na dachu swojego bloku. Patrzył na ruchliwe Chinatown z góry, ponownie starał się opanować lęk wysokości. Załzawiony wzrok utkwił w masce superbohatera, którego oboje tak uwielbiali. Świadomość, że Thomasa nie będzie przy nim do końca, rozbijała jego serce na milion drobnych kawałeczków. Na tapecie jego telefonu widniało ich wspólne zdjęcie z jakiegoś zlotu nerdów. Bawili się fantastycznie. Jisung przebrał się za tego cholernego Spider-Mana, a jego przyjaciel miał na sobie kostium Milesa Moralesa. Byli idealnym duetem, który został rozdzielony z winy Jisunga.

Przynajmniej to sobie wmawiał przez ostatnie tygodnie.

Thomas nie żyje, bo Jisung był tchórzem.

Młodemu chłopakowi nagle zabrakło tlenu. Do płuc brał wielkie hausty powietrza, które przelatywały przez jego drżące wargi ze świstem, lecz czuł, że jego klatka piersiowa się jeszcze mocniej zaciska. Zaczął oddychać szybciej, gwałtowniej. Upadł na kolana, łapiąc się boleśnie za głowę, a z jego oczu wreszcie poleciał strumień łez. Zrozpaczony i przerażony wzrok wlepił w panoramę sennego, ale nigdy nie śpiącego miasta. Jednak w końcu jego własne oczy zaczęły go zawodzić, kiedy obraz przed nim był wybrakowany przez pojawiające się czarne plamy. Te przychodziły i odchodziły, jakby właśnie tańczyły wesoło, ale Hanowi daleko było do szczęścia.

W końcu zupełnie upadł na beton, podciągając kolana pod samą brodę. Schował w nich głowę, przypominając wtedy kulkę nieszczęścia. Chwile cierpienia po parunastu lub może nawet parudziesięciu minutach odeszły, a Jisung zaczął się uspokajać.

Potem przez długi czas dręczyły go krzyczące głosy w głowie, które były zwyczajnie jego sprzecznymi myślami. Nie mógł się ich w żaden sposób wyzbyć, choć próbował na naprawdę wiele sposobów. Był zwyczajnie rozbity i nie potrafił się poskładać.

Znowu w jego głowie zawitał ten sam konflikt. Tysiąc pytań, a na żadne nie znał odpowiedzi. Jakby rozwiązywał cholernie trudny test, na który w ogóle się nie uczył.

Być Spider-Manem i przezwyciężyć strach, czy osunąć się w cień, ale żyć normalnie?

Już nie chciał się więcej bać i żałować. Nie chciał znowu poczuć smaku straty. Chciał mieć odwagę, by w ogóle podjąć się walki. Nie mógł całe życie uciekać.

Założył maskę. Zacisnął zęby, które wydały dźwięk pustego zgrzytu. Stanął na krawędzi budynku. Wziął ostatni, głęboki wdech, który miał go uspokoić. Wszystkie zmysły chłopaka się pobudziły. Organizm doskonale wiedział, na co musi się przygotować. Serce szybciej pompowało krew, która mocno szumiała w uszach Jisunga niczym potężny sztorm. Ręce drżały z podekscytowania.

the real spider-man||minsungWhere stories live. Discover now