III

368 25 20
                                    



szedłem sobie bez celu, bo do szkoły iść nie zamierzalem. nie po tym co zaszlo. nie chcialem spotkac kenmy, chociaz prawde mowiac w sumie moglbym mu oddac ten telefon i byloby po sprawe. ale wiedzialem, ze nie... kenma wygladal jakby mnie nienawidził, nigdy tak na mnie nie patrzyl. poczulem jak lzy naplywaja mi do oczu, ale nie chciałem plakac, nie lubiłem okazywac slabosci nawet przed soba.

- pf! kenma sam jest sobie winien ciagle siedzi w tym telefonie - pomyślałem i spojrzalem z irytacja na telefon kenmy. nie wiem co mna kierowało, moze to bylo pod wplywem emocji albo chwili albo po prostu szatan we mnie wstapil, ale wyrzucilem telefon przed siebie. polecial w sina dal. mialem to w dupie. odwrocilem sie na piecie i ruszylem zdecydowanym krokiem w strone szkoly. przestalo mnie wszystko stresowac, bylem gotowy i zdeterminowany. to kenma powinien mnie przeprosić, w koncu to on nie zareagowal na to, ze kiedys umre. to bylo w tym najgorsze.... mogłem znieść ze grał caly dzien na telefonie, ale tamto?! to bylo ponizej pasa. jezeli liczy na to, ze mu wybacze to sie grubo myli.

z zamyslenia wyrwal mnie dzwonek MOJEGO telefonu, spojrzalem kto sie dobija do mnie byl to bokuto. ciekawe co ten obibok chce. odrzucilem polaczenie po namysle nie chcialem z nikim rozmawiac. bokuto jednak znowu zadzwonil chcialem odrzucić połączenie, ale przez przypadek kliknalem zielona sluchawke japierdole.

- kurwa... - syknalem.

- co - uslyszalem z telefonu, postanowilem przylozyc telefon do ucha.

- nic, co jest bokuto?

- katastrofa, nie jest dobrze! - wykrzyczal mi do ucha, myslalem ze sie zesram.

- ...co sie stalo

- apokalipsa! jak sie dowiesz to padniesz!

- no mów

- nie uwierzysz! ka-ta-stof-... AAA AKAASHI CO TY-.... - przez telefon zaczalem slyszec dziwne, niepokojace odglosy nie wiedzialem co mam o tym myslec, wiec postanowilem sie nie odzywac, ale nie powiem troche sie martwilem o bokuto.

- ymm... halo? - odezwal sie nagle glos to byl chyba akaashi.

- hej? a co sie stalo z bokuto

- niewazne

- wazne - powiedziałem, czy on go zabil czy jak moze powinienem wzywac policje

- ymm... kenma jest w szpitalu

- aha. czekaj co

- no

- zaraz bede - powiedziałem i sie rozlaczylem. sam nie wiedzialem dlaczego chciałem tam jechac przeciez bylem na niego zly. ale chyba jednak moja milosc do niego byla silniejsza, w koncu byl dla mnie najwazniejszy. zerwalem sie do biegu, bieglem przed siebie bardzo szybko. nie zwazalem na nic, w pewnej chwili wpadlem na kosz, ale szybko sie podnioslem i bieglem dalej. w końcu dotarlem na miejsce i wszedlem do szpitala, biegnac na miejsce. dobieglem w koncu, na sali poczekalniowej siedzieli akaashi, lev, yaku, jakis typ z mojej druzyny chyba, hinata i z niewiadomych przyczyn ushijima oraz bokuto, gdy go zobaczylem to odetchnalem z ugla.

- bokuto nic ci nie jest - powiedzialem siadajac obok niego.

- nie, akaashi powiedzial, ze jak bede cicho na moment to mi kupi rogala - odparl zadowolony wyciagajac rogala.

- super - oznajmilem - co z kenma

- a co cie to w ogole obchodzi?! - krzyknal nagle hinata o co mu chodzilo. tego nie wiedziałem, ale postanowilem sie dowiedziec.

- o co ci chodzi

- nie udawaj niewiniatka, wiem co zrobiłes!! - zdenerwowalem sie przez te slowa, wstalem szybko, a on poczynil te same srodki, w jednej chwili stalismy naprzeciw siebie.

- chlopaki co jest... - odezwal sie lev, ale nie przejalem sie nim zbytnio, bo bylem ciekawy co hinata shoyo ma mi do powiedzenia.

- moge wiedzieć o co ci chodzi?

- zabrales kenmie telefon! - krzyknal a mnie zamurowalo. skad on to wiedzial. cholera. zrobilo mi sie nagle wstyd, wiedzialem, ze nie uzyskam poparcia od innych. spojrzalem smutny na bokuto, jego mina wyrazalo jedno, wielkie zdziwienie. ostatkami sil spojrzalem jeszcze na akaashiego, ale on chyba nie byl zainteresowany cala sytuacja, bo patrzyl na bokuto. okej, jeden z glowy.

- ja... nie znalem cie od tej strony... - uslyszalem za soba glos, leva, odwrocilem sie do niego szybko probujac sie nie rozplakac. otworzylem usta zeby mu cos odpowiedziec, cokolwiek. nie wymyslilem jednak nic... zamknalem usta z powrotem spuszczajac glowe.

- przestan lev, dajmy mu sie wytłumaczyć na spokojnie - powiedzial yaku, krzyzujac rece na piersi, uspokoily mnie troche jego slowa.

- nie! nie bedzie nic tlumaczyl ja wszystko wiem to przez kuroo kenma jest w takim stanie, nie zblizaj sie do niego! - warknal hinata, zblizajac sie do mnie, a nastepnie mnie troche odepchnal...

- pojde do lazienki... - powiedzialem i ucieklem w strone toalety meskiej. nie chcialem tego... nie chcialem zeby kenma trafil do szpitala! czy on... umrze?

Zauważ mnie ♤ KuroKen ♤ Haikyuu Where stories live. Discover now