6. Pieczęć przerwana

479 21 2
                                    

-Chcesz mu pomóc? - Ma zdeformowany głos, który wywołuje u mnie gęsią skórkę. Pokazuje palcem na Amaimona, który przegrywa walkę. Jeden z aniołów właśnie trzyma go za szyję, a drugi łamie kolejne kości. - Wiem, że chcesz go uratować. Wystarczy, że dasz mi swoją krew i powtórzysz zdanie po mnie. Pomogę Ci. - Co jest? Inni go nie słyszą? Coś jest ze mną bardzo nie tak, może to przez osłabnie. Tak, to zapewne tylko halucynacje. Już mam podjąć decyzję o ignorowaniu postaci, gdy Amaimon zostaje rzucony obok mnie. Nie wygląda za dobrze, zdecydowanie jest na pozycji przegranej.

-Jak?! Jak mam Ci cholera oddać swoją krew? - krzyczę do tajemniczej postaci. Uśmiecha się i zmniejsza dystans między nami.

-Wystarczy odpowiednio głębokie ugryzienie, bo wątpię, że masz coś, czym możesz się zaciąć. - Podwijam lewy rękaw i bez większego namysłu wgryzam się zębami w dłoń. Boli jak cholera, ale nie zwracam na to uwagi. Odsuwam zęby od ręki, dopiero gdy czuję w ustach charakterystyczny, metaliczny smak. Czerwonowłosy łapie mocno moją dłoń, a jego język zaczyna zlizywać krew.

-Wystarczy tyle krwi? - Pytam niepewnie, gdy kończy swoją czynność.

-Powiedzmy. Teraz powtórz za mną. Użycz mi swej mocy, jak ja Tobie użyczyłam ciała. - Czuję, jak powietrze z trudnością dochodzi do moich płuc. Niepewnie powtarzam jego słowa, a moje ciało przeszywa ból. Widzę, jak mężczyzna rozbłyskuje światłem, a po chwili rzuca się na aniołów.

-Kto to jest?! - Krzyczy Amaimon, który najwyraźniej obserwował, co robiłam. Kucam przy nim i sprawdzam jego stan. Większość ran już się zagoiła. Zerkam na scenę walki. Czerwonowłosy bez większych problemów robi uniki i wymierza ciosy, w większości śmiertelne. Już po chwili wszyscy aniołowie leżą martwi.

-Widzisz go? - Pytam Amaimona, ale odpowiedzi udziela mi ktoś inny.

-Oczywiście, że teraz mnie widzi. Twoja krew była zapłatą dla mnie za pojawienie się w tym świecie i zabicie aniołów. Możesz się mnie pozbyć teraz albo poczekać aż sam zniknę.

-Kim jesteś i skąd się tutaj nagle wziąłeś? - Warknął mój demon, podnosząc się i zasłaniając mnie sobą. W odpowiedzi słyszymy głośny śmiech.

-Jestem jej wewnętrznym demonem. Byłem uśpiony, ale dzisiaj w nocy nareszcie mnie uwolniła. - Posyła mi uśmiech. Ten sen to było uwolnienie mojego wewnętrznego demona? Cudownie...

-Jak ma się Ciebie pozbyć?

-Oh to proste, ale najpierw dajcie mi coś powiedzieć. - Kiwam mu głową na znak, żeby mówił. - Oprócz mnie możesz też przyzywać inne demony jako swoich pomocników. Zapłatą jest oczywiście krew. Im więcej jej poświęcisz, tym silniejszy demon przybędzie, nie licząc mnie. Ja Ci pomogę zawsze, nawet za najmniejszą kropelkę. No i oczywiście towarzyszy też temu odpowiedni tekst. - Uśmiecha się uwodzicielsko. Dostrzegam kły, większe niż te u Amaimona, który na marginesie jest nieziemsko zdziwiony.

-Świetnie, a teraz znikaj. - Wyczuwam w głosie demona niesamowitą agresję.

-Powtórz za mną. Dodam jeszcze, że Ty i tak będziesz mnie czasami widzieć. - Puszcza mi oczko, prowokując mojego towarzysza jeszcze bardziej. Dobrze, że ja się w miarę uspokoiłam i wpływa to na Amaimona. - Dług spłacony, kontrakt zakończony. Powtórz. - śmieszy mnie ten rym, ale dość szybko go powtarzam. Znów widzę rozbłysk światła, a postać znika. Opadam na ziemię, czuję jak z nosa puszcza mi się krew. Chyba nie tylko ta substancja jest opłatą za przyzwanie demona. Czuję, jak moje ciało ze mną nie współpracuje, jest wyczerpane. Zostało narażone na zbyt dużą utratę energii.

-Nigdy więcej tego nie rób! O co prosiłem? Miałaś pójść w bezpieczne miejsce! - Pierwszy raz słyszę, jak podnosi na mnie głos, zwłaszcza w takiej chwili. W momencie, gdy ledwo się trzymam, on podnosi na mnie głos. Chyba zorientował się, że zły moment wybrał.

-Pomożesz mi wrócić do domu? Proszę, nie mam siły. - Nie muszę czekać długo na odpowiedź, podnosi mnie na ręce i idzie w stronę domu.

——————————————————

Budzi mnie przyjemny zapach jedzenia. Przecieram ręką zamknięte jeszcze oczy, gdy nagle podrywam się do siadu. Jestem w swoim łóżku, przebrana i wymyta. Amaimon chyba za bardzo mi pomógł. Skoro o nim mowa, zerkam na jego miejsce. Śpi. Mimo, że nie potrzebuje snu, łatwiej jest mu wtedy zregenerować siły. Nie ma na sobie koszulki. Nie czuje się zbyt pewnie?

-Zasnął jakąś godzinę temu, no może półtorej. - Podskakuję z cichym piskiem, gdy słyszę za sobą obcy głos. Odwracam się w jego stronę, żeby dostrzec sylwetkę czerwonowłosego.

-Dziękuję, że mi pomogłeś. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby on zginął i mnie zostawił. - Posyłam mu przyjazny uśmiech, ale jego twarz jest kamienna.

-Nie musisz dziękować, opłaciłaś mnie. - Spokojnym krokiem podchodzi do mnie. Czuję, jak unosi mój podbródek, żebym spojrzała mu prosto w oczy. - Nadal mnie ograniczasz, nie mogłem użyć rano swoich pełnych sił. Zaakceptuj mnie, a to się zmieni. - Ma spokojny głos, nie wiem dlaczego, ale uspokaja mnie.

-Nawet gdybym chciała to zrobić, a nie chcę, to nie wiem jak. - Denerwuje mnie to, jak blisko mnie jest.

-Pamiętasz swój sen? To nie do końca był wytwór wyobraźni. To było odpieczętowanie mnie. Gdyby nie ten pieprzony demon, który jakimś cudem wyciągnął Cię z mojego świata, połączylibyśmy się. - Nie wiem co o tym myśleć, ale jedno wiem na pewno. Ten koleś mnie przeraża.

-Chcesz powiedzieć, że Amaimon wyciągnął mnie z transu, z którego nie powinien? - Zmieniam temat na ten, który mnie bardziej interesuje.

-Tak. Nie wiem, jak to uczynił i średnio mnie to interesuje. Połączmy się! - Mówi trochę zbyt głośno, co przyprawia mnie o ciarki.

-Dlaczego tak bardzo tego chcesz? Przecież wiesz, że będę pożyczać Twoją moc, żeby go obronić. - Zerkam w stronę Amaimona. Nadal słodko śpi, musiał być naprawdę padnięty.

-Nie lubię być w klatce, a właśnie teraz w niej jestem. Śmiało, wystarczy, że mnie pocałujesz. Uzyskasz moją siłę. - Mogłabym pomóc Amaimonowi w walce, nie musiałby się o mnie martwić. Zwłaszcza teraz, gdy anioły się mną interesują. Przymykam oczy, daję mu znak, że się zgadzam. Czuję już jego oddech na swojej skórze, gdy silna dłoń mojego demona pociąga mnie do tyłu, zmuszając do leżenia.

-Co Ty właśnie chciałaś zrobić? - Ma zaspany głos, a mimo tego mogę wyczuć w nim złość. Czerwienię się cała i nie odzywam. Wzdycha ciężko, jakbym przyprawiała go o straszny ból głowy. - W takim razie jestem zmuszony do trzymania Cię cały czas, aż sam się nie obudzę. - Czuję, jak obraca mnie na bok, a po chwili obejmuje mnie ręką w pasie. Ściska mnie mocno, uniemożliwiając, niestety skutecznie, wydostanie się.

-Amaimon puść mnie. Nie jestem małym dzieckiem!

-Ale tak się zachowujesz.

-A Ty się zachowujesz, jakbyś się we mnie zakochał i był zazdrosny! - Te słowa chyba poskutkowały, bo uścisk zelżał na tyle, żebym mogła się z niego wydostać. Wyskakuję z łóżka jak opażona. - Idę do salonu, a Ty się uspokój i przestań się tak zachowywać. - Wychodzę, trzaskając głośno drzwiami.

Demon StróżWhere stories live. Discover now