2. Jesteśmy znajomymi.

63 10 5
                                    


Podczas dzisiejszego wieczoru dowiedziałam się jednej ważnej rzeczy. Mianowicie takiej, że Isaac Davies traktował swój samochód jak dziecko. I kiedy po raz dziesiąty zignorował nasze namowy, aby zostawić auto tuż pod domem dziewczyny stwierdziliśmy, że nic go nie przekona. Stwierdził, że w takim tłumie na pewno ktoś zarysuje jego auto. Właśnie dlatego szliśmy teraz pustą i ciemną ulicą w stronę budynku, gdzie odbywała się impreza.

–Taki spacerek na pewno nam dobrze zrobi. – ­blondyn szedł przede mną radosnym krokiem.

–Na pewno to ja się nabawię przez ciebie zapalenia płuc, skończony kretynie– warknęła Jo. Dziewczyna znajdowała się tuż przy boku chłopaka. Obdarzyła go takim spojrzeniem, że powoli zaczęłam się bać czy aby na pewno Isaac dożyje do końca dzisiejszego wieczoru.

–Po pierwsze wcale nie jest tak zimno. –spojrzał na nią z rozbawieniem.- Po drugie proponowałem ci kurtkę.

–Nie będę nosić jakiejś starej kurtki, którą trzymałeś nie wiadomo, ile w tym twoim czymś na kółkach. –Blondynka potarła swoje ramiona starając się rozgrzać.

–Gdybyś nie wiedziała to coś nazywa się samochód. –odpowiedział jej z rozbawieniem.

Ich wymiana zdań trwała dalej jednak w końcu przestałam zwracać na nich uwagę. Przerzuciłam swoje spojrzenie na Dylana, który z delikatnym uśmiechem przyglądał się kłócącej dwójce. Szedł blisko mnie trzymając swoje dłonie w kieszeniach. Wyglądał na spokojnego chociaż coś w jego postawie sprawiało, że zaczęłam w to wątpić. Wydawał się być w pewien sposób nie obecny, delikatnie wytrącony z równowagi. Kiedy zrozumiałam, że się w niego wpatruje było już za późno, bo w tym samym momencie spojrzał na mnie.

Jego oczy miały ten cudowny, ciepły odcień brązu. Mimo to, gdy się w nie patrzyło widać było jak zimne są. Do tej pory pamiętałam moment gdy spotkałam go po raz pierwszy. Razem z Jo miałyśmy dziesięć lat, bawiłyśmy się na moim podwórku do późna. W końcu Kate przyjechała odebrać swoją córkę i to nie z kim innym a z Dylanem. Podczas gdy Jo poszła razem z matką zebrać swoje rzeczy ja zostałam z chłopakiem sama. Był ledwie rok starszy ode mnie a mimo to przewyższał mnie o głowę. Staliśmy naprzeciwko siebie nic nie mówiąc. To właśnie wtedy pomyślałam, że jego oczy przypominają mi czekoladę.

Przez chwilę postać stojącego przede mną chłopaka zlała mi się z obrazem jego dziecięcej wersji. Nie trwało to długo bo już po chwili chłód w jego oczach sprowadził mnie na ziemię. Odwróciłam swój wzrok kierując go na drogę, która się przed nami rozpościerała. Widziałam kątem oka, że chłopak uparcie mi się przypatrywał co jedynie sprawiło, że miałam ochotę dostać się na tą imprezę najszybciej jak potrafię. Na moje szczęście widziałam już wielki, jasny dom z niezwykle zaśmieconym i zapełnionym samochodami podwórkiem. Kiedy tak szłam obserwując wszystkich imprezowiczów znajdujących się w ogrodzie nagle usłyszałam głośny, drażniący pisk tuż obok mnie.

–Dylan! Co ty tu robisz?! – krzyknęła jakaś dziewczyna i wprost rzuciła się na chłopaka. Odsunęłam się szybko na bok, ale mimo to i tak walnęła mnie łokciem prosto w żebra. Syknęłam cicho z zaskoczenia. Brunet roześmiał się oraz delikatnie objął rudowłosą.

–Jak mogłeś mi nie powiedzieć, że też tu będziesz? –odsunęła się od niego. –Czy to znaczy, że jednak rzuciłeś te studia?

–To nie było dla mnie, Ivy. –wzruszył ramionami.

Dziewczyna, która dalej przytulała się do boku Dylana, szybko przywitała się z resztą. Machnęła do Jo ręką a Isaaca, który stał obok pocałowała w policzek.

CHERRIES AND CIGARETTESDonde viven las historias. Descúbrelo ahora