Rozdział 9

376 16 0
                                    


 Rewelacje Rity Skeeter

Nadszedł drugi dzień świąt, gdzie większość uczniów spała do późna. Co chwilę ziewając zapewne czując skutek pójścia spać po północy. Również nie czułam się najlepiej, a tym bardziej nie pomagał fakt, że wczoraj wypiłam za dużo złocistej cieczy. Większość dnia przesiedziałam wraz z przyjaciółmi w pokoju wspólnym Gryffinodru, gdzie wyjątkowo panowały pustki. Ron i Hermiona po ostatniej wymianie zdań, nie wymienili ze sobą ani jednego słowa, co trochę mnie zmartwiło. Bliźniacy i Lee dołączyli do nas i wspólnie graliśmy w Eksplodującego Durnia i pchełki, aż do wieczora.

   Dni mijały błyskawicznie, gdy nadszedł pierwszy dzień nowego semestru byłam gotowa, na kolejne wyzwania. Razem z przyjaciółmi udaliśmy się obładowani piórem, podręcznikami i pergaminem na pierwszą lekcję zielarstwa. Wszystko dokoła nadal przykrywała gruba warstwa śniegu, a zimny wiatr powodował niemiłe uczucia drżenia. Nasze wspólna praca z Malfoy' em okazała się być jedną z najlepszych. Cieszyłam się, że nie musimy już więcej ze sobą pracować.

   Następne zajęcia, jakie były w planach niezbyt podniosły nas na duchy, gdyż opieka nad magicznymi stworzeniami obywa się na dworze, a pogoda nie zachęca do stania godzinami na zimnie. Dochodząc na miejsce dostrzegłam, że zamiast Hagrida czekała na nas starsza kobieta z wieloma zmarszczkami na twarzy, kwadratową szczęką, szarymi oczami oraz siwymi włosami przykrytymi przez spiczasty kapelusz.

- Pospiesznie się już pięć minut po dzwonku – fuknęła na nas, gdy próbowaliśmy z całych sił przedostać się przez grube warstwy śniegu.

- Kim Pani jest? Gdzie jest Hagrid? – zapytał Ron.

- Jestem profesor Grubbly−Plank – odpowiedziała dumnym tonem – Przez jakiś czas będę was nauczała opieki nad magicznymi stworzeniami.

- Gdzie jest Hagrid? – powtórzył chłopak.

- Jest w tym momencie niedysponowany – rzekła krótko.

   Nagle za naszymi plecami rozniósł się drwiący śmiech, a naszym oczom ukazała się grupka Ślizgonów wraz z Draco na czele. Większość była bardzo rozbawiona. Nie dziwili się z obecności profesor Grubbly−Plank. Rozalia podeszła do mnie wymieniając grupkę chłopaków, ignorując przymrużone spojrzenia członków swojego domu. Przywitała się z nami, lecz przyjaciele mimo miłych zachowań ze strony blondynki, trzymali ją na dystans. Za każdym razem, gdy tylko mogłam starłam się tłumaczyć, że nie każdy Ślizgon jest wredny i złośliwy, a żywym przykładem była Rozalia.

- Tędy, proszę – powiedziała ruszając w stronę padoku, gdzie z zimna dygotały ogromne konie. Spojrzeliśmy na siebie ruszając za profesor, z ukosa spoglądać na chatkę Hagrida, w której pospuszczane zostały rolety.

- Mam złe przeczucia - rzekłam ze smutkiem spoglądając na Harry 'ego. – Nie pamiętam, kiedy w jego oknach były spuszczone zasłony.

- Może jest chory – stwierdził Harry, ale chyba sam w to nie wierzył.

- Słuchajcie – szepnęłam w ich stronę. – Jest taka możliwość, żeby ktoś oprócz was podsłuchał rozmowę Hagrida z Madame Maxime? No, wiecie w której wspomina o jego pochodzeniu.

- Nie ma takiej opcji, byliśmy tam tylko my – szepnął Ron. – Chociaż... trudno stwierdzić było ciemno. - spojrzeliśmy ponownie na siebie, a przez myśl przeszło mi tylko jedno, że Hagrid może mieć kłopoty.

Harry podbiegł do profesor Grubbly−Plank.

- Co się stało Hagridowi?

- Nie musi cię to obchodzić – odpowiedziała mu lekceważąco.

Białe serce - George WeasleyHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin